czwartek, 29 marca 2018

Życzenia wielkanocne

Jajka zdobionego,
Baranka puszystego,
Babki podrygującej,
Sałatki zachwycającej,
Dyngusa mokrego,
Zajączka hojnego

z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych w imieniu całej administracji bloga życzy Coela (WTSW/Howrse, SZOG/Doggi) 


Znalezione obrazy dla zapytania wielkanoc gif

środa, 28 marca 2018

Od Coeli- c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wyspę"


-Witaj, Rohusayo.- odparłam, pochylając lekko głowę.- Chciałabym Ci przedstawić mojego starszego brata, Enrique.  
-Miło mi poznać.- odparł sfinks, lustrując go uważnie, jakby już zastanawiając się, czy możemy go wtajemniczyć w nasze plany.
Widząc to, dodałam szybko:
-W naszym rodzinnym kraju był obrońcą samego króla i chciałby odzyskać swój utracony honor, biorąc odwet na tutejszych naukowcach, którzy sprawili, że nie mógł być z nim do końca.
-Chcesz przez to powiedzieć, że możemy mu w pełni zaufać?- zaindagował w odpowiedzi, przenosząc swe spojrzenie na mnie.
-Jasne, przecież inaczej nie mógłbyś wtajemniczyć także mnie w informacje, które już zapewne odkryłeś. W końcu jesteśmy rodziną, więc i tak zapewne łatwo bym mu wszystko zdradziła.- odrzekłam, bez zastanowienia, wywracając ledwie zauważalnie oczami. 
Oczywiście rozumiałam, że nasz towarzysz boi się zdradzić plan ucieczki komukolwiek, ale tym razem, według mnie, nieco przesadził z tą całą ostrożnością. 
-W sumie masz rację.- westchnął ciężko świątynny strażnik i zwrócił się do mego krewnego.- Witam Cię w gronie spiskowców. 
-Zawsze uważałem, że przedstawicieli Twojego gatunku jest niezwykle trudnego przekonać o czymkolwiek, czego nie są do końca pewni.- odrzekł elf z ledwie zauważalnym uśmieszkiem na ustach. 
-I zwykle ta rzeczywiście tak jest, ale tym razem musimy działać jak najszybciej, więc nie mogę wybrzydzać. W dodatku muszę przyznać, że Coela ma dar przekonywania.
-Przesadza, po prostu potrafię posługiwać się logicznymi argumentami.- zaprzeczam, ale w głębi duszy czuję się przyjemnie połechtana.
-Nazywaj sobie to jak chcesz...-skwitował.-Teraz wolałbym dowiedzieć się, co Was do mnie sprowadza. Przecież miałaś być na przeszpiegach. 
-Po pierwsze pragnę zaoferować Wam swego usługi jako wojownika i zwiadowcy.- wtrącił się spokrewniony ze mną elf.
-Rozumiem.
-A po drugie, chcielibyśmy dowiedzieć się, co udało Ci się do tej pory znaleźć.- dorzuciłam.
-W tym miejscu nie mogę Wam wiele zdradzić, lecz, jeżeli pójdziecie ze mną do mej jaskini, wszystko Wam opowiem.
-Niech i tak będzie.- zgodziłam się bez zastanowienia.

<Rohusaya?>
 



Od Coeli- c.d. Vaessarii


Po odtransportowaniu Vaessarii pod drzwi internatu, zaczaiłam się w pobliskich krzakach, aby upewnić się, czy ktoś się nią zajmie. Dopiero, gdy wyszła do niej jakaś ubrana na jasno postać, z westchnieniem ulgi, odeszłam. Z jednej strony byłam szczęśliwa, iż dziewczyna jest względnie bezpieczna, ale z drugiej gryzło mnie coś w rodzaju wyrzutów sumienia spowodowanych tym, że nie mogłam jej w żaden sposób pomóc. Nie byłam bowiem przedstawicielką jej rasy i nie miałam zielonego pojęcia czego potrzebuje do zaspokojenia swoich wszystkich potrzeb, więc niestety nie mogłam zastąpić jej matki, nawet jeśli niedługo miała już wkroczyć w dorosłość. Pozostawało mi mieć tylko nadzieję, że ludzie ,mimo swoich licznych wad, nie zrobią jej jeszcze więcej krzywdy niż do tej pory oraz, iż dzięki zaznajomieniu się z mieszkającą tam heroiną uda jej się choć trochę zapomnieć o miejscu, w którym pochodzi. 
Tak rozmyślając, dotarłam do swojego domku na plaży, gdzie powitało mnie natychmiast radosne rżenie.
-Przepraszam, że zostawiłam Cię na tak długo.- odezwałam się, głaszcząc końską grzywę.- Przez niemal cały dzień oprowadzałam po Wyspie pewną młodą przybyszkę, ale obiecuję Ci, że jutro będę dostępna tylko dla Ciebie.
To mówiąc, opuściłam jego zagrodę i udałam się spać.


THE END

wtorek, 27 marca 2018

Od Rohusayego CD Coeli ,,Przybycie na wyspę"


Oglądając zeszyt spróbowałem dowiedzieć się najważniejszych informacji o wszystkich mieszkańcach wyspy. Kiedy w miarę uporządkowałem wszystko w głowie, odłożyłem notatnik na poprzednie miejsce i ogarnąłem pomieszczenie wzrokiem, sprawdzając czy wygląda tak samo jakim je zastałem. Gdy już uznałem, że nie widać żadnych oznak mojego pobytu w tym miejscu, odwróciłem się i rzuciłem rozkaz w stronę ściany będącej jednocześnie drzwiami do tego ukrytego pokoju. Drzwi utworzyły się po paru sekundach i rozwarły dając mi szansę wyjścia z tego dziwnego, małego pomieszczenia, w którym spośród książek i papierów wyzierała nieodkryta dotąd tajemnica. Szybko przekroczyłem ich próg wiodąc wokół uważnym spojrzeniem. W bibliotece nie było nikogo, zresztą tak, jak podejrzewałem, więc zacząłem powoli, jak gdyby nigdy nic, kierować się w stronę wyjścia. Za moimi plecami ponownie stałą biała, lekko chropowata ściana. Kiedy wyszedłem na korytarz o lśniącej, odbijającej moją postać podłodze popadłem w myśli. Odkryte przeze mnie pomieszczenie i jego zawartość z pewnością dawało odpowiedzi na wiele pytań pozostawionych dotąd bez odpowiedzi, lecz zapewne nie na wszystkie. Oczywiście, musiałem tam wrócić aby przejrzeć więcej, ale wiedziałem, że siedziałem w bibliotece przez dość długi czas, a mogło to zaniepokoić naukowców gdybym przebywał tam jeszcze dłużej. Zanim moje oczy prześledzą wszystko, co nieco rozjaśniłoby opary niewiedzy minie zapewne dużo czasu. Póki co, nie mogłem nikomu powiedzieć o tajnym pokoju, bo mogłoby skończyć się to odkryciem naszych zamiarów i pogrzebaniem nadziei na rychłą ucieczkę. Jedynymi uszami, które powinny na razie o tym usłyszeć byłyby uszami Coeli. 
Zastanawiała mnie, ale także bardzo niepokoiła obecność Królewskiego Smoka na wyspie. Czy Darma upadła? Miałem nadzieję, że nie i trzymałem się jej jak liny człowieka skaczącego nad przepaścią. Wmawiałem sobie, że to niemożliwe. Ani sfinksy ani Smoki, a również zwykli mieszkańcy nie oddaliby tak łatwo Teskariotolisu na pastwę naukowców. Lód naszej ojczyzny był wierny i nigdy nie oddałby matczynej ziemi w ręce najeźdźców. Uważnie przeczytałem o owym smoku i to, co przyswoił mój mózg napełniło mnie niejaką radością, ale także smutkiem. Alharis- bo tak brzmiało imię dostojnego smoka, jednego z dwóch synów Pana Lerestrusa- był bratem samego Niterlatesa owianego, jak wszystkich z jego rodu, szacunkiem i wieloma legendami. Serce moje radowało się na myśl, że jest w tym więzieniu ktoś, kto widział Darmę. Również wszystkie opowieści i podania sprawiły, że czułem się choć lekko szczęśliwym pośród całego tego bagna porażek. Sam królewski brat i potomek byłego władcy zawitał na wyspę, a jak wiadomo, wszyscy strażnicy Teskariotolisu pragnęli przynajmniej raz w życiu ujrzeć pradawnych panów i obrońców naszego państwa, także ja. Od lat uważano ich za zwiastunów przyszłego zwycięstwa i nadziei. Niestety nikomu od wieków nie ukazali się, do czasu najazdu naukowców. Zapewne tego dnia wiele twarz rozjaśnił słaby uśmiech gnany myślą o lepszym jutrze.
To, co zasmucało całe moje serce, to to, że Smoka porwano i barbarzyńsko przywieziono na wyspę. Jako obrońca i syn sfinksów oddanych Darmie i jej niewidocznym władcom, wszystko buntowało się we mnie przeciw porwaniu jednego z ich rodu. Choć nigdy żadnego z nich nie ujrzałem na oczy byłem pewny, że wolałbym zginąć niż pozwolić na znieważenie lub śmierć jednego z nich. Takie już serce sfinksa- przywiązane do wszystkiego co broniło i opiekowało się Teskariotolisem i Posągiem.
Kiedy tylko ujrzałem zdjęcie smoka Alharisa, już wiedziałem, że muszę się z nim spotkać i zapytać o Darmę, jej bezpieczeństwo, a także dowiedzieć się czy Królewski zamierza za wszelką cenę wydostać się stąd. Potem razem z Coelą moglibyśmy przedstawić mu plan ucieczki. Byłem pewny, że przyłączy się, a nawet jeżeli jakimś cudem nie, to nie powie słowa naukowcom. 
Nawet nie zauważyłem kiedy znalazłem się w przedsionku, a świadomość otoczenia ogarnęła mnie dopiero gdy wyszedłem przed Świątynię i poznałem jedną z dwóch sylwetek stojących paręset metrów przede mną. Szybko otrząsnąłem się z zamyślenia i ruszyłem w stronę Coeli i jakiegoś nieznajomego mi jej towarzysza. Z moich obserwacji wynikało, że należał on również do wielkiej rodziny elfów. To co mnie zastanowiło to to, że oboje mieli nieco podobne rysy twarzy. Czyżby byli spokrewnieni? Zapewne niedługo się dowiem. Nie odzywałem się dopóki nie znalazłem się zaledwie parę kroków przed nimi. Najwyraźniej czekali na mnie, ale nie wiedziałem z jakiego powodu.
-Witaj Coelo! Witaj nieznajomy! Co was tutaj sprowadza?

<Coela?>

poniedziałek, 26 marca 2018

Od Vaessarii- C.D. Coeli


-Rozumiem- zamyśliłam się- a wiesz może jakie ta heroina ma moce?
Coela spojrzała na mnie z widocznym w oczach zrezygnowaniem
-Vaessaria...- powiedziała cicho- Nie wiem
Spojrzałam na nią. Stwierdziłam, że dowiem się sama
-Skoro muszę- powiedziałam i wzięłam głęboki oddech- to chodźmy
Coela szła przede mną przodem i prowadziła mnie przez las. Idąc podziwiałam drzewa, wszystko o tej porze roku powinno być obsypane śniegiem, a było soczyście zielone. Po chwili wyszłyśmy na łąkę
-Za chwilę będziemy na miejscu- powiedziała i sprawnie ominęła kamień stojący na naszej drodze
-Czyli ktoś tam będzie mnie pilnować?- zapytałam z lekkim uśmiechem na twarzy próbując szybko znaleźć jakiś plan
-Z tego co słyszałam- odwróciła lekko głowę, żeby sprawdzić czy za nią idę- tak
Nie odpowiedziałam jej tylko dalej za nią szłam. Po paru minutach pojawił się duży budynek, który zapewne był internatem. Coela odprowadziła mnie prawie pod same drzwi
-To ja cię już tutaj zostawię, do zobaczenia- powiedziała i odeszła zostawiając mnie samą
Pomachałam jej na pożegnanie, po czym stanęłam, uspokoiłam się i spróbowałam wyczuć ile osób jest w budynku. Gdy pojawiały się pierwsze zarysy postaci one nagle zniknęły, a mnie zakręciło się w głowie. Szybko otworzyłam oczy, a obok mnie stała jakaś kobieta ubrana w białe szaty. Spróbowałam znowu użyć moich umiejętności, ale to na nic, ponieważ ponownie zakręciło mi się w głowie. Nagle poczułam ukłucie na nadgarstku i automatycznie otworzyłam oczy. Na moim ręku znajdował się mały, metalowy przedmiot, który miał niebieski kamień na środku. Za każdym razem gdy próbowałam użyć moich mocy on zaczynał pobłyskiwać światłem
-Nie próbuj niczego zrobić swoją mocą, jeśli spróbujesz zostaniesz uśpiona przez to urządzenie- powiedziała zimnym głosem kobieta i wskazała skinieniem głowy na przedmiot, na mojej ręce
-Dobrze- powiedziałam i spojrzałam na nią z pogardą- Jestem tylko ciekawa jak ty byś się czuła w mojej sytuacji
Oczekiwałam jakiejś reakcji z jej strony, ale kobieta spojrzała się na mnie tylko z obojętnym wyrazem twarzy i zaczęła prowadzić w głąb internatu
-Dlaczego nas tu trzymacie?- zapytałam szybko, wiedząc, że nie przyniesie to żadnego efektu- Po co my jesteśmy wam potrzebni?
Dziewczyna nie odpowiedziała i dalej prowadziła mnie, aż do drzwi, które prowadziły na długi korytarz. Gdy stałyśmy pod tym wejściem podała mi klucze z numerem 10 i odczepiła urządzenie, po czym schowała je do kieszeni
-Nie próbuj niczego zrobić- powiedziała z zadowoleniem w głosie
Odpowiedziałam jej cichym pomrukiem i przeszłam przez wrota. Po chwili znalazłam pokój z numerem 10 i weszłam do środka. Był to mały, szary pokój z podłogą wyłożoną panelami. W lewym rogu stało małe, białe łóżko, a na nim leżała czarna kołdra. Po prawej stronie był stolik i dwa krzesła, a na wprost drzwi było okno. Podeszłam do łóżka, podniosłam kołdrę do góry, położyłam się na bardzo wygodnym łóżku, przykryłam kołdrą i zamknęłam oczy. Po paru minutach usnęłam.
<Coela?>

Od Coeli- c.d. Vaessarii


-Przepraszam, co mówiłaś?- spytałam, podnosząc głowę ze stolika i otrząsając się z głębokich rozmyślań dotyczących wynalazków, nad którymi obecnie w największej skrytości pracowałam.
-Pytałam, czy gdzieś w tej okolicy mogłabym znaleźć jakieś puste lokum nadającym się do tego, bym spędziła w nim dzisiejszą noc.- powtórzyła. 
Zanim jej odpowiedziałam, zmierzyłam ją jeszcze raz spojrzeniem od stóp do głów, starając się oszacować jej wiek. Doskonale bowiem zdawałam sobie sprawę z tego, że, jeśli rzeczywiście jest na tyle młoda, na ile oceniłam to wcześniej, pod żadnym pozorem nie może mieszkać sama w tak bardzo niebezpiecznym miejscu jakim z pewnością była ta Wyspa. Niestety i tym razem musiałam stwierdzić, że jest właśnie tak, jak myślałam wcześniej. Jednak, aby się jeszcze upewnić, że nie potrafiła w jakiś nieznany mi sposób zachować wiecznej urody, zaindagowałam wprost:
-Mogę wiedzieć, ile masz właściwie lat?
-Około 170.- odparła z lekkim wahaniem, jakby wstydząc się faktu, że nie jest tego do końca pewna. 
-Tak właśnie przeczuwałam...-westchnęłam ciężko i, wbiwszy wzrok w ziemię, dokończyłam.- Będę zmuszona zaprowadzić Cię do internatu. 
-Czy to coś złego...?- odrzekła, wyraźnie wyczuwają moje emocje.
-Właściwie to nie, ale musisz wiedzieć, że wszyscy tamtejsi opiekunowie są zatrudniani właśnie przez naukowców.- wyjawiłam niechętnie.
-Nigdy tam nie pójdę!- zawołała, a jej oczy zaczęły ciskać w koło gromy.
-Ale musisz, bo biblioteka i tak zostanie za chwilę zamknięta, a Ty nie możesz sama przemierzać tutejszych terenów po zmroku. Nie wiesz przecież co się tutaj wtedy dzieje. Dodatkowo podejrzewam nawet, że pracownicy naukowi i tak by Cię tam wtedy przetransportowali, a tak przynajmniej unikniesz ich spotkania.- próbowałam przemówić jej do rozsądku. 
-A gdybym tak chwilowo wprowadziła się do Ciebie?- usłyszałam natychmiast w odpowiedzi. 
-Niestety, nie mam tyle miejsca.- odrzekłam i dorzuciłam, mając nadzieję, że podniosę ją choć trochę na duchu.- Słyszałam zresztą, że niedawno przybyła tam młodsza od Ciebie heroina, więc będziesz miała towarzystwo. 

<Vaessaria?>

Od Vaessarii- C.D. Coeli


Zastanowiłam się nad słowami Coeli
-W sumie... To nawet dobry pomysł- odpowiedziałam jej- Ale z drugiej strony, co to da? Jeśli zależy im na trzymaniu nas tutaj to albo zabiją tych, którzy będą stawiać opór, albo zwyczajnie nas ukarzą
Coela wydawała się przez chwilę zamyślona
-Tak, ale spój...- przerwałam jej
-Nie, nie chcę o tym myśleć- w momencie, w którym to powiedziałam do moich oczu napłynęły łzy- gdzieś, nawet nie wiem już gdzie jest moja wioska, którą zamieszkuje 30 osób.
Spojrzałam szybko na swoje obuwie i odczekałam chwilę, żeby się nie popłakać. Gdy już czułam, że wyglądam w miarę normalnie, podniosłam głowę
-Oni nie mogą być sami- powiedziałam
Coela nie odpowiadała i patrzyła mi w oczy. Po chwili złapała mnie za rękę
-Nie martw się, wyjdziemy stąd- kąciki jej ust lekko się podniosły w górę
-Przepraszam- odpowiedziałam cicho i szybko- Poszukam jakichś książek, może dzięki nim będziemy chociaż mogli odwzorować wygląd i moce innych stworzeń. Musi być jeszcze jakieś inne wyjście oprócz buntu.
-Wątpię, że coś znajdziesz- odpowiedziała Coela i usiadła przy małym stoliku w rogu biblioteki, a ja zabrałam się do poszukiwań
Szybko odnalazłam półkę z baśniami, legendami i powieściami fantasy, ale była ona pusta. Cofnęłam się do początku biblioteki i zaczęłam powoli przeglądać regały
-Jestem pewna, że tutaj coś jest- powiedziałam sama do siebie
Poszukiwania rozpoczęłam od działu z roślinami. W książkach nie było żadnej pomocy. Nic nie mogło mi pomóc w odtworzeniu obrazu danej rasy. Miałam nadzieję, że coś później się znajdzie.
***
Po dwóch godzinach poszukiwań stwierdziłam, że to nic nie da. W każdej książce były jakieś bezsensowne informacje. Podczas szukania zastanawiałam się czy jest jakiś inny sposób na wyjście stąd i wpadłam na pewien pomysł. Gdybym sobie coś wyobraziła wystarczająco realistycznie udałoby mi się mieć każdą moc, ale póki co moje moce mają własne życie. Muszę ćwiczyć. Gdy zamknęłam książkę, którą aktualnie miałam w dłoniach, wyjrzałam na zewnątrz. Na dworze robiło się ciemno, a ja nawet nie miałam gdzie się położyć
-Coela- powiedziałam- czy jest tu w okolicy jakieś puste mieszkanie albo najlepiej jakaś większa pusta przestrzeń?

<Coela?>

niedziela, 25 marca 2018

Profil towarzysza- lwica afrykańska Raufa

Znalezione obrazy dla zapytania lwica 
  
Imię: Raufa
Płeć: Kotka
Gatunek: Lew afrykański
 Krótka historia: Moje serce zaczęło bić w jednym z silniejszych i większych stad zamieszkujących indyjską puszczę. To tam spędziłam szczęśliwie trzy pierwsze lata swego życia u boku rodziny. Po tym okresie w pobliżu naszych terytoriów zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi i ich pułapek. Niedługo potem moja matka została zatruta, a ojciec wpadł w sidła i się zadusił. Od teraz byłam zdana jedynie na własne siły, gdyż całe moje rodzeństwo opuściło już dawno te ziemie. Przez jakiś czas przemierzałam, więc samotnie dżunglę bez większego celu. Podczas jednego z takowych spacerów, poczułam, że coś wokół moich łap zaczyna się zaciskać. Oczywiście próbowałam się oswobodzić, ale szybko okazało się to ponad moje siły. Musiałam odpuścić i czekać w spokoju na to, co wydarzy się dalej. Po paru godzinach ujrzałam parę metrów przed sobą niskiego człowieka dzierżącego jakieś nieznane mi urządzenie. Instynkt podpowiadał mi silnie, że jest to jakaś broń, toteż zamknęłam oczy, przygotowując się w duszy do śmierci. Po paru sekundach rzeczywiście coś wbiło się w mój kark, a wokół zapanowała całkowita ciemność.
***
Ku swojemu zaskoczeniu ocknęłam się na nieznanej mi wyspie i, nie mając innego wyjścia, przystąpiłam do jej zwiedzania. Kiedy dotarłam do wielkiej, oświetlonej ze wszystkim stron promieniami Słońca bramy, usłyszałam głos pochodzący niewątpliwie od istoty spoza tej ziemi, mówiący, że niedługo przybędzie tu piękna heroina, a ja zostanę jej towarzyszką. Po około dwóch wiosnach przepowiednia się sprawdziła.
Właścicielka: Alvheid

Piąta mieszkanka- heroina Alvheid

Naukowcy przetransportowali na naszą Wyspę kolejną magiczną istotę, a mianowicie heroinę imieniem Alvheid, pochwyconą na wyspie zwanej Tyberlis. Z racji jej urzekającego wyglądu i niecodziennego stylu nakazali jej oni uczyć się na stanowisko projektantki ubrań. 

 Znalezione obrazy dla zapytania kobieta w  orientalnym stroju tapety

 Powitajmy ją z całym szacunkiem należnym potomkini samej egipskiej bogini Tefnut.

Profil heroiny- Alvheid

Tam, gdzie nie staje mądrości i ochoty do dyskusji, liczymy na pomoc bogów.
Conn Iggulden Imperator. Bogowie wojny.

Brunetka, Strój, Orientalny

Imię: Alvheid (dla wybrańców: Av)
Płeć: Kobieta
Wiek: 200 lat
Gatunek: Mitologiczny
 Rasa: Heroina
Głos: Jest niemową.
Stanowisko: Projektantka ubrań
Tatuaż:

 Znalezione obrazy dla zapytania lwica tatuaż

Charakter: Jak przystało na potomkinię bogów Alvheid odznacza się niezwykle żywym usposobieniem i wytrwałością w dążeniu do celu. Ponadto charakteryzuje się niezachwianą pewnością siebie i dużą tajemniczością, toteż swe prawdziwe uczucia okazuje niezwykle rzadko. Najczęściej zamyka je w swoim wnętrzu, udając niewzruszoną obojętność na to, co się wokół niej dzieje i wyrzuca je z siebie tylko w samotności. Lepiej jej w takich chwilach nie przeszkadzać, gdyż potrafi się wtedy niezwykle zdenerwować. Uwielbia działać, nawet, jeśli nie obmyśliła jeszcze dokładnej strategii, przez co często popada w tarapaty. Wychodzi z nich jednak zwykle obronną ręką, dzięki dużemu sprytowi i elokwencji. Natura obdarzyła ją również niezaprzeczalnym wdziękiem, który powoduje, że skupia na sobie spojrzenia większości mężczyzn. Ona jednak nie zwraca na nich większej uwagi, ponieważ uważa, że żaden z nich nie może jej od razu trafnie ocenić. W końcu nie tylko samym wyglądem kobieta żyje... Uważa się za lekko szaloną i odważną duszyczkę, która często kroczy własnymi ścieżkami.
W stosunku do obcych jest mocno nieufna i podejrzliwa, nawet na chwilę nie spuszcza z nich czujnego spojrzenia, zwłaszcza odkąd trafiła na tą przeklętą wsypę.
Cechy fizyczne: Alvheid odznacza się szczupłą i giętką sylwetką mierzącą 1, 80 m oraz pozwalającą jej na wykonywanie licznych niestworzonych akrobacji, a także chodzenie nawet po najwęższych półkach skalnych. Niestety nie kryje ona w sobie dużych pokładów siły, więc kiedy zostaje niespodziewanie zaatakowana, wykorzystuje raczej swoje moce lub salwuje się ucieczką, w której jest niezaprzeczalną mistrzynią, zwłaszcza po przemianie w lwicę. Trzeba tu zwrócić uwagę na to, że jest niezwykle wytrzymała, a  wysoka wydolność fizyczna pozwala jej na pokonywanie biegiem wielu kilometrów bez zatrzymywania się. Jako samotna dziewczyna musiała jednak nauczyć się podstawowych technik obronnych, więc dość dobrze umie posługiwać się małym sztyletem, z którym praktycznie się nie rozstaje. Potrafi również doskonale pływać i się wspinać. Problem dla niej stanowią jedynie zapasy i siłowanie się.
Moce: 
*Sterowanie wilgocią,
*Panowanie nad ciemnością,
*Rozumienie lwiej mowy,
*Przemienianie się w te zwierzę,
*Przetwarzanie myśli na obrazy,
*Władanie wszelkimi ciałami niebieskimi  
Partner: Czy ktokolwiek zechce choć spojrzeć na dziewczynę, która nawet nie potrafi zabawić nikogo rozmową?
Rodzina:
*Jej matką jest sama bogini egipska wilgoci i ciemnych otchłani podziemnych Tefnut, a ojcem jeden z ważniejszych egipskich urzędników imieniem Yahya (w tłumaczeniu jest to jedna z nazw lwa). 
*Przybrany boski brat Geb
*Taka sama siostra Nut. 
*Z egipskich mitów dowiedziała się, ze posiada boskiego wujka Szu, babcię Neit i dziadka Atuma. 
Kraj pochodzenia: Od razu po narodzinach Alvheid została przeniesiona przez matkę na małą, powietrzną wyspę o nazwie Tyberlis, gdzie zamieszkiwali wszyscy herosi i heroiny pochodzący od egipskich bóstw. Jako, że większość rodziców w ogóle się nimi nie interesowała, do opieki nad nimi przeznaczano osobistych służących. To oni mieli zapewnić im byt przez resztę dziecięcych dni. Całość tego miejsca była, więc tak przygotowana, aby móc zapewnić maluchom jak najlepsze warunki do rozwoju. Nawet problem braku pokarmu dla niemowląt został rozwiązany. W licznych zagrodach bowiem pozamykano kozy, krowy, owce, jaki i wielbłądy oraz inne zwierzęta dające mleko. W ich pobliżu wybudowano małe chatki, w których przebywały bobasy. Trochę dalej powstały większe domy przeznaczone dla podrostków i nastolatków. Miejsce szkoły zajmowała ogromna jaskinia, w której stary centaur przygotowywał podrostków do ich przyszłego życia. Nie mogło również zabraknąć miejsca do zabawy, gdyż nikt nie chciał, aby bogowie byli zdenerwowani, słysząc jęki swoich pociech. 
Zainteresowania: Alvheid zawsze chętnie zgłębia wszelkie ciekawostki dotyczące życia lwów i bogów. Za wszelką cenę chce bowiem dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie. Ponadto wciąż szlifuje soje umiejętności posługiwania się sztyletem i stara się odnaleźć jakąś magiczną formułę, która pozwoliłaby jej mówić. Czasami zdarza jej się również bazgrać jakieś nieokreślone bliżej wzory i krajobrazy na kartkach.
Pozamagiczne umiejętności: Wiele osób twierdzi, że Alvheid ma ogromny talent do projektowania ubrań oraz fryzur na wszelkiego rodzaju imprezy. Ona zaś uważa, że jest w tym trochę przesady, więc na takowe pochwały reaguje zwykle tylko skromnym uśmiechem. Podobno wygląda również nieziemsko w tańcu i podczas chodzenia po linie.
 Historia: Moje serce zaczęło bić w egipskim niebie. Niestety jako heroina nie mogłam tam przebywać, więc matka zniosła mnie parę chwil później na wyspę Tyberlis. To tam przebywały wszystkie podobne mi półboskie dzieci aż do czasu dorośnięcia,a  opiekowali się nami osobiści służący. To oni mieli od teraz stać się naszymi rodzicami i zapewnić godziwe warunki do życia. Musieli także za wszelką cenę zadbać by nasze krzyki nie doszły uszu nieśmiertelnych, gdyż w przeciwnym razie mogliby spodziewać się straszliwej kary. Spełniali, więc prawie każde nasze zachcianki lub próbowali zagłuszać odgłosy przez nas wydawane.
Wiodłam w tym miejscu szczęśliwe życie przez około osiemdziesiąt lat. To właśnie po tym okresie zostaliśmy najechani przez naukowców z Ziemi. Przez kilka następnych tygodni wszystko funkcjonowało z pozoru normalnie, ale potem okazało się, że coraz większa liczba moich pobratymców znika w ich barkach i nigdy do nas nie wraca. To samo w końcu spotkało i mnie. Nie wiem nawet co dokładnie się stało, gdy przekroczyłam próg jednego z nich. Mogę tylko stwierdzić, ze przez chwilę wydawało mi się, ze frunę, a potem zapadła całkowita ciemność.
Inne zdjęcia: 
*Siedząc
Upomnienia: Brak
Towarzyszka: Raufa
Pozostałe inf.:
*Przy sobie nosi zawsze małą, drewnianą tabliczkę, na której zapisuje swoje myśli.
*Na szyi zawieszony ma zawsze naszyjnik z lwem.  (Jedyna pamiątka po jej matce.)
 Właścicielka: WTSW/Howrse, SZOG/Doggi 

Od Coeli- c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wyspę"


Kiedy wreszcie nacieszyliśmy się swoim spotkaniem, zdecydowałam się zadać Enrique pytanie, które chodziło mi po głowie od pierwszego momentu, w którym go ujrzałam:
-Kto Ci to zrobił?
-A jak Ci się wydaje?!- zaindagował, z wyraźnym trudem panując nad emocjami, które dosłownie się w nim gotowały.- Oczywiście te same istoty, które sprawiły, że oboje się tutaj znaleźliśmy!
-Chyba nie masz na myśli naukowców...?-spytałam drżącym głosem, chociaż domyślałam się już jego odpowiedzi. W końcu elfki z Elyne też wielokrotnie były znajdowane martwe w bliżej nieokreślonych okolicznościach. Wtedy jednak nikt nie był w stanie udowodnić, że stało się to z winy ludzi.
-A kogóż by innego?!- wykrzyknął w odpowiedzi.- Potrafią być o wiele gorsi od wszelkich plemion, z którymi przyszło mi się do tej pory zmierzyć.
-Czyli walczyłeś przeciwko nim?- domyśliłam się.
-Owszem, musiałem przecież bronić króla...-odparł, smutniejąc.- Niestety, nie podołałem temu zadaniu, bo wcześniej straciłem wszelki kontakt z rzeczywistością....
-To nie Twoja wina... Oni posługują się takimi środkami, których my nawet nie znamy.- próbowałam go pocieszyć.
-Wiem, ale to tylko sprawia, że jestem na nich bardziej wściekły. Gdybym chociaż mógł się na nich zemścić za to, że pozbawili mnie honoru...
-Być może będziesz miał ku temu okazję szybciej niż sądzisz...-rzekłam tajemniczo.
-Mogę wiedzieć co dokładnie kombinujesz?- odparł z wyrazem oczekiwania na twarzy. 
-Jedno słowo: bunt.
-Mam nadzieję, że nie jesteś sama w tym szalonym pomyśle...
-Jasne, że nie. Powoli zaczynam wciągać w to także pozostałych przymusowych mieszkańców Wyspy.
-To ilu Was jest w tej chwili?- zaciekawił się.
-Z Tobą tylko trójka.
-Brzmi wspaniale.- powiedział z sarkazmem.
-Poczekaj aż dowiesz się kim jest mój współtowarzysz!- nie poddałam się.
-Słucham, więc.- wywrócił oczami.
-To sfinks, będący tutejszym strażnikiem. Zaoferował się, że poszuka w księgach jakichś informacji na temat tego miejsca.
-Dobrze wiedzieć, ze mamy przynajmniej kogoś takiego po swojej stronie. Chciałbym go poznać i zaoferować Wam swoje usługi w kwestii obrony oraz bycia zwiadowcą. 
-Doskonale, zaraz Cię do niego zaprowadzę.

<Rohusaya?>

Od Colei- c.d. Vaessarii


-Niestety, z tego, co mi wiadomo w  salach ogólnodostępnych takowe książki nie są przechowywane.- ostudziłam jej zapał.- Naukowcy zbytnio boją się, że dzięki takowym informacjom moglibyśmy właśnie wyrwać się spod ich władzy i powrócić na własne planety. Jedynym sposobem na dowiedzenie się czegokolwiek o wszystkich magicznych przedstawicielach na tej wyspie i ich mocach jest wtargnięcie do ściśle tajnych oraz niezwykle dobrze strzeżonych pomieszczeń lub zorganizowanie spotkania, w którym wszyscy tutejsi więźniowie wzięliby udział. Z tym, że w obecnej sytuacji raczej nie liczyłaby na to, że da się je zorganizować...
-Zawsze warto spróbować, przecież nawet, jeżeli stawiłoby się na nim choć kilku, łatwiej moglibyśmy wymyślić potencjalny plan ucieczki.- stwierdziła pewnie, odrywając jednak spojrzenie od otaczających nas ksiąg. 
-A jak niby chciałabyś poinformować ich o takim wydarzeniu?- spytałam trzeźwo, krzyżując ramiona na piersi.  
-Wystarczyłoby napisać parę ogłoszeń i zawiesić ja na jakichś budowlach, czy roślinach.
-Lepiej będzie dla nas wszystkich, jeżeli porzucisz ten pomysł, bo inaczej nasi prześladowcy zwrócą tylko na nas większą uwagę, a i bez tego mamy wystarczająco dużo kłopotów.- odparłam tonem nieznoszącym najmniejszego sprzeciwu i dziwiąc się w duch, że dziewczyna o tym nie pomyślała.
-To co w takim razie proponujesz?
-Jedynym sensownym rozwiązaniem w obecnej sytuacji jest, moim zdaniem, chodzenie od mieszkania do mieszkania i próbowanie zachęcić resztę buntu. 

<Vaessaria?>

Od Rohusayego CD Coeli ,,Przybycie na wyspę"


Przeszukałem całą bibliotekę, ale nic dotychczasowo nie wpadło mi w oko. Czyli naukowcy nie byli jednak tacy głupi na jakich wyglądali. Ale przecież muszą gdzieś tu być...Stanąłem pośród półek, zamknąłem oczy i skupiłem się próbując wyczuć ukryte drzwi lub inne schowki. Dzięki mocy polegającej na otwieraniu wszelkich wrót, okien i takich rzeczy mogłem mieć nadzieję na odnalezienie odpowiednich ksiąg. Zawsze dokładnie wyczuwałem to, co miałem otworzyć, więc i tu, choć nie widziałem, mogłem wyczuć. W myślach nakazałem wszystkim ukrytym drzwiom otworzyć się. Kiedy nic się nie wydarzyło, powtórzyłem to samo, tyle, że o wiele mocniej i w końcu poczułem coś z miejsca za półkami po mojej prawej stronie, więc się tam skierowałem. Podszedłem pod samą ścianę, z której wyraźnie leciały do mnie lekkie impulsy. Dokładnie ją obejrzałem, lecz wyglądała normalnie.
-Otwórzcie się!-zażądałem w myślach jeszcze raz, mocno i dobitnie. Odsunąłem się o parę kroków i wpatrywałem w to, co właśnie się działo. Przez ścianę zaczęła biec szara rysa tworząc jakby krawędzie drzwi. Podobnie jak przy otwarciu Sezamu w filmie ,,Alibaba i czterdziestu rozbójników". Wszystko odbywało się w zadziwiającej ciszy, a po chwili biała część ściany zamieniła się w brązowe potężne drzwi, otwarte tuż przede mną. Szybko przekroczyłem ich próg i nakazałem zamknąć się. Znalazłem się w małym pomieszczeniu o słabym, białawym i przerywającym oświetleniu. Na środku stało dosyć spore biurko zawalone książkami. W kątach stały pudełka, z których wysypywały się tkaniny i różne papiery, a pod ścianami znajdowało się parę biurek z wyłączonymi komputerami.
Rozejrzałem się uważnie wokół wypatrując kamer, lecz nic nie zauważyłem. Nie było też ani jednego otworu na powierzchni ścian, gdzie mogłyby się znajdować. Wzrok mam dobry, a, że nic nie wypatrzyłem, powoli ruszyłem w stronę głównego biurka. Obrzuciłem wzrokiem leżące na nim książki i zaintrygował mnie spory, czarny notatnik z wypisanym białym tytułem: ,,Mieszkańcy Wyspy", więc wziąłem go do łap i zacząłem przerzucać kartki. Na poszczególnych widniały wklejone zdjęcia różnych istot i wszystkie informacje o różnych planetach i galaktykach, wszystkich mocach, statusach itd. Natrafiłem na zdjęcie Coeli. Widać, że była nieprzytomna podczas jego robienia. Pod spodem widniały zapisane ręcznie notatki o elfce. Nie czytałem ich, tylko przerzuciłem parę kolejnych stron i natrafiłem na siebie. Dawno zapomniany gniew zaczął buzować w moich trzewiach, ale zdusiłem go w sobie i niespokojnie biegłem oczami po kaligraficznych literach opisujących mój gatunek i moje życie. Byłem zaniepokojony tak dużą ilością informacji, z racji tego, że sam nic im nie powiedziałem, a nikt inny na tej wyspie niezbyt wiele o mnie wiedział. Sapnąłem zagłębiając się coraz bardziej w tekst. Darma- moja ojczyzna- opisana została tak dobrze jakby naukowcy mieszkali tam przez całe swoje życie. Wiedzieli nawet o Królewskich Smokach, a przecież ich imiona zostały ukryte w tajemnicy przez mieszkańców planety. Zamknąłem zeszyt z trzaskiem rzucając wokół spojrzeniem. Gdybym mógł spaliłbym to miejsce i to z wielką przyjemnością. Po chwili milczenia i wpatrywania się w notatnik znowu otworzyłem go i kontynuowałem czytanie, lecz porzuciłem moje strony i przeleciałem dalej. Oglądałem z namysłem wszystkie zdjęcia istot, które przybyły na wyspę, aż nagle moje oczy uchwyciły obraz tak bliski, a jednocześnie odległy. Gorączkowo rzuciłem spojrzenie niżej szukając nazwy rasy owej istoty i skamieniałem. Smok z rodu Królewskich panujących na Darmie, smok świetlny. Trzasnąłem ogonem o podłogę i ponownie zatrzasnąłem notatnik. Jak to możliwe? Przecież Smoki Królewskie są nie do złapania, żyją wśród wiatru i nieba...Chyba, że zleciały na ziemię by bronić Darmę przed najeźdźcami. Ale smoki pojawiają się w wypadkach niezwykle niebezpiecznych, ostatecznych, a to oznaczało, że naukowcy muszą być zagrożeniem o wiele większym niż nam się tu wszystkim wydawało.

<Coela? Pisane szybko, ale złapała mnie jakaś wena>

sobota, 24 marca 2018

Od Vaessarii- C.D. Coeli


-Mówisz, że żadna się nie powiodła?- zapytałam cicho- Może nie mieli odpowiedniej mocy, żeby stąd uciec.
Spojrzałam na nią i zaczęłam się zastanawiać nad tym jak stąd uciec. Pomimo tego, że nie odpowiadało mi władanie ludem Sottru to nie mogłam ich tak zostawić
-Co masz na myśli?- zapytała zaciekawiona.
Gdybym lepiej umiała używać swojej mocy, to w tej chwili bym wracała do domu, ale oczywiście nic nigdy ze mną nie chce współpracować. Przez chwilę jeszcze rozglądałam się po okolicy i zastanawiałam się co zrobić. Po chwili jednak wpadłam na pewien pomysł dotyczący ucieczki z tego pięknego miejsca
-Macie tu może jakąś bibliotekę?
-Tak, a dlaczego pytasz?- zapytała mnie i spojrzała na otaczającą nas roślinność
-A, nie ważne- uśmiechnęłam się ciepło- zaprowadzisz mnie do niej?
Kobieta spojrzała na mnie i zaczęła się wahać, ale po dłuższej chwili zgodziła się i ruszyłyśmy do biblioteki. Po kilkunastu minutach byłyśmy na miejscu. Biblioteka była ogromna. Na każdej półce były ustawione książki, na których zalegał kurz. Przez okna w dachu do pomieszczenia wpadały promienie słońca, które oświetlały książki i globusy ustawione na podłodze złożonej z brązowych i białych kafelków. Podeszłam do najbliższej półki i przejechałam po niej ręką. Gdy ją podniosłam, otrzepałam ją z kurzu znajdującego się na moich palcach i zadałam pytanie Coeli:
-Wiesz może czy jest tu jakaś książka o różnych nadnaturalnych rasach i ich mocach?
Żeby zmienić moc, muszę zobaczyć, a teraz, z tą książką, będę miała na to szanse. Jeśli znajdę moc, która pozwoli nam uciec z tej przeklętej wyspy i uda mi się ją zdobyć, będziemy wolni.

<Coela?>

Od Coeli- c.d. Vaessarii


Czyli kolejna zagubiona dusza, sprowadzona tu wbrew swojej woli.- przemknęło mi natychmiast przez myśl. Nim jednak udało mi się ją rozwinąć, nieznajoma powtórzyła swoje pytanie, więc tym razem musiałam jej odpowiedzieć, gdyż mój ukochany braciszek, który rozumiał odbudowywanie naszych  wspólnych relacji głównie jako opiekowanie się mną niczym nieporadnym dzieckiem, musiał się akurat teraz gdzieś zawieruszyć. 
-Na imię mi Coela, jestem tutejszą druidką. Co do Twojego drugiego pytania, to przebywamy obecnie na planecie zwanej Ziemią, a dokładniej rzecz ujmując na Wyspie Magicznej Łuny należącej do Japonii.
Dziewczyna rzuciła mi w odpowiedzi zupełnie nierozumiejące spojrzenie niebieskich oczu, powodując, że zaczęłam jej współczuć. W końcu niedawno sama byłam w podobnej do niej sytuacji, sama pośród gromady obcych. W tej chwili miałam wielką ochotę podejść do niej i ją przytulić, ale pohamowałam się. Nie mogłam być bowiem pewna jak by na to zareagowała.
-Chcesz powiedzieć, że jestem w innej Galaktyce?- zaindagowała, gdy wreszcie jako tako się pozbierała.
-Niestety tak...-westchnęłam ciężko.- Jak my wszyscy...
-Chcesz powiedzieć, że jest tu nas więcej?
-Oczywiście, w sumie dziesiątka, ale nasi prześladowcy wciąż przywożą tu kolejnych więźniów.
-Czy jeszcze nikt nie spróbował się stąd wydostać?!- wykrzyknęła, nawet nie próbując opanowywać swoich emocji.
-Owszem, zdarza nam się podejmować takie próby, ale jak dotąd żadna z nich się nie powiodła.-odrzekłam, zatając przed nią informację o naszej tajnej organizacji, planującej bunt przeciwko naukowcom. - Wciąż natykamy się na jakieś mniej lub bardziej skomplikowane przeszkody.

<Vaessaria?>

Od Coeli- c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wyspę"


Z głębokich rozmyślań wyrwał mnie cichy głos Kity Homasza:
-Jesteśmy na miejscu.
Słysząc to, zeskoczyłam lekko z jego grzbietu i zaczęłam rozglądać się uważnie po plaży, na którą mnie przywiódł. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy były liczne skały o różnorakich kształtach i rozmiarach pokryte miejscami przez różnorodne pnącza. Mieszanka ta wraz z wielometrowymi palmami oraz niemal krystalicznie czystym morzem szumiącym raźnie zaledwie kilka metrów dalej sprawiało wrażenie miejsca zapomnianego przez wszystkich, a przez to okrytego tajemnicą. Niestety jak do tej pory nigdzie nie udało mi się ujrzeć niczego, co nadawałoby się na moje nowe mieszkanie. Zrezygnowana spojrzałam pytająco na ogiera.
-To gdzie niby, według Ciebie, miałabym się tu osiedlić?
-Miałem nadzieję, że jesteś bardziej spostrzegawcza.- to mówiąc, wskazał mi łbem jakąś ledwie widoczną pośród zakrzaczeń budowlę. 
-Faktycznie, coś tam jest...-stwierdziłam i podeszłam do nie powoli.
Ku swojemu całkowitemu zaskoczeniu odkryłam, że jest to swego rodzaju ogromna, kremowo-brązowa muszla z otworem wejściowym i oknami z kolorowych witraży. 
-I jak Ci się podoba?
-Jest wspaniała!- odparłam, nie próbując nawet kryć przed nim swojej radości.- Tylko...gdzie Ty będziesz spał?
-Oczywiście na zewnątrz, zresztą tak jak zwykle. 
-Nigdy na to nie pozwolę!- wykrzyknęłam oburzona.- Jutro wybuduję Ci solidną zagrodę. 
-Nie sądzę, aby...-zaczął, ale ja przerwałam mu tylko machnięciem ręki. 
-Nie ma dyskusji. 
Następnie weszłam do środka.

***

Kolejnego ranka obudziło mnie głośne, zaniepokojone rżenie. Natychmiast zerwałam się ze swojego prowizorycznego łóżka i odruchowo sięgnęłam po szablę, po czym wybiegłam jak strzała na zewnątrz.  Wolałam bowiem mieć jakąś broń w obliczu nieznanego zagrożenia. Moja zapobiegliwość była tym razem w ogóle nieuzasadniona, gdyż okazało się, że powodem tego całego zamieszania był słaniający się na nogach jegomość mego gatunku okryty krwiścieczerwoną, poszarpaną, szatą poprzedzany przez samca wojownika zbrojnego. Widząc to, uśmiechnęłam się łagodnie i, podszedłszy do konia, zaczęłam szeptać do niego uspokajająco. Gdy wreszcie udało mi się ukoić jego emocje, przeniosłam całą swoją uwagę na przybysza. Dopiero teraz odkryłam, że, aby nie upaść, musi się wspierać na mieczu. Trzeba przyznać, że ciekawiło mnie kto i z jakiego powodu doprowadził go do takiego stanu. Zdawałam sobie jednak doskonale sprawę z tego, że wszelkie pytania muszę pozostawić na później, bo inaczej najprawdopodobniej się wykrwawi. Czym prędzej, więc podeszłam do niego i przyłożyłam dłoń do pierwszej rany, sprawiając, iż po chwili się zasklepiła. Tak samo postąpiłam z kolejnymi. Po ukończeniu swojej pracy, rzekłam:
-Jesteś już bezpieczny.
-Dziękuję, Coelo.- usłyszałam w odpowiedzi.
Przez kilka następnych minut patrzyłam tylko na niego bez słowa, a kiedy wreszcie się otrząsnęłam, spytałam:
-Skąd znasz...moje imię?
-Nie chcesz chyba powiedzieć, że nasi rodzice zataili przed Tobą informację, że masz starszego brata?
-Owszem, coś mi wspominali, ale w wiosce wszyscy myśleli, że dawno poległeś w jakiejś bitwie, bo nie pisałeś żadnych listów.- wyjawiłam, czując, że łzy napływają mi do oczu.
-Nie miałem na nie czasu, nawet nie wiesz jak dużo dzieje się w królewskich oddziałach...- westchnął, wyraźnie coś przede mną zatajając. 
Postanowiłam nie naciskać.
-Być może, ale teraz możemy znów stać się prawdziwym rodzeństwem.
-Czyli mi przebaczasz?
-Jasne!- wykrzyknęłam i się do niego przytuliłam, co zostało przez niego odwzajemnione, 

<. Rohusaya? Przepraszam, że nie poruszyłam akcji do przodu, ale nie wiedziałam za bardzo jak wprowadzić do fabuły Enrique.> 

piątek, 23 marca 2018

Od Vaessarii

Powoli odzyskuję świadomość i wiem co się dzieje dookoła mnie. Wstaję i ostrożnie idę przed siebie. Gdy nabieram większej pewności, zaczynam biec. Otaczają mnie piękne, zielone i wysokie drzewa, szybko wbiegam na jedno z nich i próbuję dostrzec kogoś, aby móc dowiedzieć się co tu robię. Po kilku minutach, które ciągnęły się w nieskończoność dostrzegam jakąś kobietę. Staram się skupić i spróbować odkryć moce i rasę dziewczyny. Wreszcie, po paru próbach dowiaduję się, że to leśna elfka, a jedną z jej mocy jest sterowanie roślinnością. Zeskoczyłam tuż przed nią. Kobieta jest zdziwiona i bez chwili wahania sięga po łuk. Elfka zaczęła naciągać cięciwę, a ja szybko przejęłam jej moc, dzięki której mogłam sterować roślinnością i sprawiłam, że oplotły ją korzenie drzew. Łuk wypadł jej z dłoni, a ona spojrzała się na mnie z lekkim szokiem na twarzy. Odebrałam jej łuk i położyłam za sobą, po czym podałam jej rękę, i usunęłam z niej korzenie. Dziewczyna postanowiła nie przyjąć mojej dłoni i wstała sama. Wzięłam do ręki łuk, aby po chwili oddać go kobiecie.
-Przepraszam cię- powiedziałam cicho- chciałam się tylko zapytać czy wiesz może co to za miejsce
Gdy tylko to powiedziałam nastąpiła cisza. Elfka wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała. Wodziła po mnie wzrokiem. Nie wiedziałam co mam w tej chwili zrobić, więc ponownie zapytałam:
-Wiesz co to za miejsce?- po chwili namysłu dodałam jeszcze- Jak w ogóle się nazywasz?

<Coela?>

czwartek, 22 marca 2018

Czwarta mieszkanka- Vaessaria

Na naszą Wyspę wbrew swojej woli została sprowadzona kolejna istota, a mianowicie kobieta kameleon imieniem Vaessaria złapana w małej wiosce o nazwie Sottru. Z racji jej umiejętności tutejsi naukowcy nakazali jej się uczyć na stanowisko przyszłej wojowniczki.

 https://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/268538_kobieta_fantasy_szminka.jpg

Powitajmy ją z wszelkimi honorami należnymi młodej damie, która jeszcze niedawno była uznawana za bóstwo.

Profil kameleona- Vaessaria

Pamiętaj: w co umysł może uwierzyć, to umysł może osiągnąć. 
Napoleon Hill

https://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/268538_kobieta_fantasy_szminka.jpg 

 Imię: Vaessaria (czyt. Waesaria), dla bliskich Vessi (czyt. Wessi)
Płeć: Kobieta
Wiek: 230 lat (około)
Gatunek: Baśniowy
Rasa: Kameleon
Głos: Melissa Benoist
 Stanowisko: Wojowniczka
Tatuaż:

 https://static1.squarespace.com/static/5866c01846c3c4a162e1d734/59a0924549fc2b2a7b58492e/59b57dcde45a7cdb519c4de8/1506965650358/Screen+Shot+2017-09-10+at+1.58.21+PM.png?format=500w
Tatuaż jest wykonany na jej nadgarstku.
Charakter: Vaessaria to kobieta, która zawsze ma odmienne zdanie. Gdy mieszkała w Sottru, nauczyła się, że nie może przed nikim pokazywać jaka jest naprawdę. Na pozór jest zimną, zamkniętą w sobie osobą. W głębi duszy jednak jest młodą, uroczą i zagubioną dziewczyną, która nigdy nie miała nikogo bliskiego. Pomimo wszystko zawsze służy pomocą i jest bardzo energiczną osobą. Wszystko co robi, robi szybko, ale i dokładnie. Bardzo szybko przywiązuje się do ludzi, co jest jej słabym punktem.
Cechy fizyczne: Vessi jest bardzo zwinną i szybką osobą. Ma wyrobione mięśnie przez walkę mieczem. Jej słabym punktem jest lewa noga. Podczas przebywania w Sottru walczyła z jednym z buntowników, który przez chwilę jej nie uwagi złamał jej rękę, która nigdy dobrze się nie zrosła przez co bardzo często ma problemy w walce. Na szczęście ten defekt nadrabia zdolnościami.
Moce:-potrafi zmieniać moc/rasę/gatunek, ale tylko wtedy, gdy widzi osobę o danym gatunku/rasie/mocy (nie umie jeszcze dobrze nad tym panować)
-niezwykła szybkość
Partner/ka: Jest osobą biseksualną i nie znalazła jeszcze drugiej połówki.
Rodzina: Nigdy jej nie poznała.
Kraj pochodzenia: Nie zna swojego pochodzenia, ale dopóki nie została przewieziona na wyspę żyła w małej wiosce- Sottru, gdzie była uważana za jednego z bogów. Ludzie tam byli czarnej karnacji, a Vessi jako jedyna miała białą jak śnieg cerę. Miejsce to znajdowało się między dwoma rzekami Sot i Tru, dzięki którym powstała nazwa wioski. W Sottru było dokładnie 13 domków z pięknymi fioletowymi dachami i beżowymi ścianami. Zaraz za domkami znajdował się większy dom, który był domem Vessi. Wszystkie zgromadzenia, zebrania i spotkania odbywały się właśnie w tej chacie. Za nią były pola uprawne. Między ziemiami uprawnymi było zejście do podziemnej jaskini, w której był posąg Vaessarii i paru innych bóstw. Ludzie zbierali się tam w południe i modlili lub składali dary. Vaessaria zazwyczaj tą zbiorową modlitwę spędzała w jaskini, w górach, niedaleko rzeki Sot. Znajdowało się tam łóżko, mały stolik i dwa krzesła. Tylko Vessi wiedziała, gdzie było wejście do tego miejsca. W tej jaskini czuła się wolna. Zainteresowania: Vessi uwielbia śpiewać i rzeźbić. Gdy była młodsza, zawsze pomagała ludowi rzeźbić. Poza tym jest urodzoną wojowniczką. Potrafi władać łukiem i mieczem. W walce mieczem w Sottru była najlepsza.
Historia: Pewnego dnia obudziłam się w środku lasu, nie wiedziałam co mam robić, więc wstałam i poszłam przed siebie. Po pewnym czasie dotarłam do małej wioski o nazwie Sottru. Tam odkryłam swoje niezwykłe umiejętności, przez co tamtejsza ludność zaczęła mnie uważać za bożka zwanego Avaesorru i władcę. Żyłam w tej wiosce przez 120 lat. Po tym czasie wybuchła wojna z ludźmi, którzy odróżniali się od jej ludności kolorem skóry. Jako władczyni musiałam prowadzić wojnę, a wrogowie to wykorzystali i mnie złapali. Nie mogłam użyć swoich umiejętności, ponieważ, aby to uczynić musiałabym chociaż zobaczyć kogoś, kto miałby potrzebne do ucieczki zdolności. Ludzie przeprowadzali na mnie różne badania, a za każdym razem gdy próbowałam się bronić, traciłam przytomność. Po kilku tygodniach zostałam uśpiona i przewieziona na tę wyspę.
 Inne zdjęcia: 
*

 Upomnienia: 2/3
Towarzysz/ka: ----
Właścicielka: lady6- howrse

wtorek, 20 marca 2018

Od Rohusayego CD Coeli ,,Przybycie na wyspę"


Kiedy dotarłem do mojej jaskini, powolnym krokiem przekroczyłem roślinną firanę i położyłem się wśród długiej, delikatnej trawy moje myśli popędziły w stronę jutrzejszego dnia. Jutro, jeśli będę miał szczęście, powinno udać mi się dostać do Wielkiej Biblioteki i znaleźć coś co pomogłoby mi poznać niektóre tajemnice tej wyspy. Ciekawiło mnie kiedy i co ma zamiar zrobić Coela. Teraz należało tylko nie ujawnić swoich działań naukowców, bo wszystko zostałoby odkryte. Ledwie się poznaliśmy, a już razem planowaliśmy bunt. Czy wciągniemy w to innych mieszkańców wyspy? Zobaczymy co przyniesie los. Najpierw musieliśmy sobie zaufać.

***

Stanąłem przed bramą świątyni patrząc spokojnie na jej zamknięte drzwi, czekając aż je otworzą. Po chwili wielkie wrota zaczęły rozsuwać się pokazując wnętrze. Wokół jaśniało lekko fioletowe światło, odbijając się od lustrzanej podłogi. Wkroczyłem do sali wejściowej nie napotykając nikogo, co oczywiście było mi na rękę i skierowałem się do prawego korytarza prowadzącego do biblioteki. Żaden człowiek przez całą drogę nie stanął mi na drodze, więc czułem się całkiem komfortowo. W końcu stanąłem przed dębowymi drzwiami, na których wyrzeźbiono wiele ozdobnych elementów, zaś na samym ich środku piętrzyło się ogromne drzewo. Zamknąłem oczy i pchnąłem w nie niewidzialną siłę. Drzwi otworzyły się, a gdy przekroczyłem już próg biblioteki zamknęły się za mną. Przydatna moc. Ruszyłem małym korytarzem między półkami szukając odpowiedniej. W końcu zauważyłem jedną, stojącą w samym kącie tuż przy ścianie. Wśród jej drewnianych ramion stały stare, grube książki z pofałdowanymi i żółtymi kartkami. Miałem nadzieję, że coś będzie w nich ciekawego, więc powoli podążyłem w tamtą stronę. Skierowałem wzrok na pierwszą z brzegu. ,,Tajemnice wszechświata". Przerzuciłem się na kolejną. ,,Skały i minerały Tiskawy". Obrzucałem spojrzeniem wszystkie, ale nic nie przykuło mojej uwagi. Może naukowcy nie byli tacy głupi i ukryli gdzieś takie księgi? Westchnąłem i rozejrzałem się wokół. Nie wiadomo, póki co trzeba to wszystko sprawdzić.

<Coela?>

poniedziałek, 19 marca 2018

Od Coeli- c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wyspę"


Słysząc jego zapewnienie, musiałam mimowolnie się uśmiechnąć.  W końcu, jeśli tylko przyjąć założenie, że nie próbuje mnie oszukać, zyskałam właśnie pierwszego współtowarzysza w planowaniu powstania przeciwko tym okrutnym naukowcom, którzy nas tu umieścili wbrew naszej woli i, od których tak wiele wycierpiałam będąc jeszcze w swojej rodzinnej wiosce. Wciąż jednak nie zdecydowałam się mu w pełni zaufać, więc tę część swoich przygotowań, jaką poczyniłam do tej pory, a dotyczącą przygotowywania wynalazków, które mogłyby nam pomóc je wygrać, postanowiłam przemilczeć w swej odpowiedzi.
-Cieszę się, że mogę liczyć na Twoją pomoc w tej kwestii, a teraz, jeśli pozwolisz, chciałabym zwiedzić okolice w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłabym się osiedlić.
-Oczywiście, nie będę Cię więcej zatrzymywać.- to mówiąc, rozłożył swoje wielkie skrzydła i paroma mocnymi ich machnięciami wzbił się w powietrze.
Przez jakiś czas patrzyłam jeszcze jak znika w oddali, po czym zwróciłam się do swego wierzchowca:
-Myślisz, że byłbyś w stanie znaleźć mi jakąś małą, wolną chatkę położoną w miarę blisko morza lub oceanu? 
-I to bez najmniejszego problemu.- odrzekł i ruszył lekkim kłusem na północ.
Ja natomiast odpłynęłam w głębokie zamyślenie dotyczące planu buntu.

<Rohusaya? Wybacz, proszę, brak weny.>

niedziela, 18 marca 2018

Szósty mieszkaniec- elf wojowniczy Enrique de Rascon y Cornejo

Na naszą Wyspę przetransportowano kolejnego mieszkańca, a mianowicie brata Coeli imieniem Enrique. Z racji jego historii i umiejętności naukowcy przypisali mu stanowisko wojownika.  

Podobny obraz 

Powitajmy go z szacunkiem należnym osobie, która jeszcze niedawno była obrońcą samego króla. 

Profil towarzysza- wojownik zbrojny Febus

Podobny obraz 

 Imię: Febus
Płeć: Samiec
Gatunek: Wojownik zbrojny
Krótka historia: Jak wszyscy przedstawiciele swojego gatunku wyklułem się na otwartych terenach Afryki Subsaharyjskiej. Spędziłem tam szczęśliwie pierwsze cztery i pół roku swego życia, po czym zostałem schwytany przez jakiegoś niedobrego człowieka o skośnych oczach i wciśnięty do małej klatki, którą następnie przetransportowano na wielki statek. Większość podróży, która trwała około pół roku przespałem. W końcu dotarliśmy jednak do celu, a moje dotychczasowe więzienie zostało otwarte. Natychmiast wzniosłem się z głośnym krzykiem w powietrze i oddaliłem jak najbardziej od tych porywaczy. Zaszyłem się w najgłębszych zakątkach Wyspy, gdzie rzadko kto się zapuszczał. Niestety pewnego feralnego dnia wpadłem w jakieś sidła. Oczywiście początkowo próbowałem się z nich wyzwolić samodzielnie. Szybko jednak okazało się, że jest to ponad moje siły, więc przystąpiłem do wzywania pomocy. Jakiś czas później zemdlałem z braku sił, a kiedy się wreszcie ocknąłem, zauważyłem, że jestem wolny, a jakiś elf przygląda mi się z troską. Tak oto poznałem Enrique.
 Właścicielka: Enrique de Rascon y Cornejo

Profil elfa wojowniczego- Enrique de Rascon y Cornejo

Widzisz, Cezar przegrał swoją pierwszą bitwę w wojnie domowej. Nieopodal tej bramy został schwytany i zaciągnięty na tortury. Utracił wszystko...wuja, majątek, pozycję, wszystko. Brzmi jak zakończenie pewnej historii, prawda? A jednak pókiś żyw, póty możesz walczyć.
Conn Iggulden Imperator. Krew bogów.  

 Podobny obraz
  
Imię: W swojej rodzinnej wiosce znany był po prostu jako Enrique, ale dzięki dokonaniu wielu walecznych czynów i wielokrotnym obronieniu życia najważniejszych istot na jego planecie obecnie może poszczyci się książęcym herbem i nazwiskiem rodowym de Rascon y Cornejo.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 420 lat
Gatunek: Mitologiczny
 Rasa: Wywodzi się z elfów leśnych, lecz obecnie uznawany jest za wojowniczego.
Stanowisko: Wojownik
 Tatuaż: Jest to jego herb.
 Znalezione obrazy dla zapytania tatuaż tarcza
Charakter: Na początku z pewnością należy zaznaczyć, że jego obecny charakter został wykształcony dzięki licznym surowym treningom żołnierskim i walkom, w których brał udział. Wszystkie one sprawiły, że stał się tym walecznym i odważnym wojownikiem, kierującym się w każdym swoim czynie przede wszystkim kodeksem honorowym i własnym sumieniem, którym jest dzisiaj. Niestety wpłynęły one również na jego psychikę, zmieniając go w twardego niczym głaz mężczyznę, ukrywającego wszystkie emocje głęboko w swym wnętrzu i wierzącym jedynie w siłę własnych mięśni oraz umysłu. Jak łatwo się teraz domyśleć, potrafi poświęcić wiele cennych godzin jedynie na kalkulowanie wszystkich za i przeciw przedstawianych mu strategii i wybranie tej, według niego, najlepszej w danej sytuacji.
To wszystko wraz z wrodzoną małomównością,  powoduje, że często postrzegany jest jako niezwykle zamknięty w sobie i tajemniczy osobnik, któremu, aby czuć się doskonale, starczy własne towarzystwo. Niestety nie jest to do końca prawdą, gdyż tak na prawdę łaknie spotkania choćby jednej istoty, której będzie mógł się zwierzyć. Problem w tym, że niełatwo wzbudzić jego zaufanie. 
Cechy fizyczne: Dzięki wieloletnim ciężkim żołnierskim treningom Enrique może się dziś poszczycić niezwykle dobrze umięśnioną i rozbudowaną, wysoką (na równo 2 metry) sylwetką do pozazdroszczenia przez wielu. Opanował również niemal do perfekcji sztukę władania mieczem oraz sztyletem, a także gwiazdkami ninja. Potrafi również doskonale jeździć konno, ale i tak pozostaje daleko w tyle za swoją siostrą. Jest za to mistrzem wspinaczki i biegów nawet z wielokilogramowym obciążeniem. Uwielbia ponadto próbować swoich sił w zapasach i otwartej walki. Niestety, podobnie jak Coela, ma problemy z pływaniem.
Moce: 
*Ogniste kule,
*Deszcz zatrutych sztyletów,
*Czytanie w myślach,
*Wywoływanie tajfunów,
*Usypianie,
*Metamorfoza (może wtedy jednocześnie zmienić swoje DNA, ale kosztuje go to zdecydowanie więcej energii)
Partnerka: Wciąż poszukuje damy swego serca.
Rodzina:
*Matka: Ysabeau,
*Ojciec: Samsawel,
*Młodsza siostra Coela (również zesłana na tę Wyspę)
 Kraj pochodzenia: Enrique narodził się w małej, otoczonej ze wszystkich stron głęboką, dziewiczą puszczą wiosce o nazwie Elyne, gdzie spędził szczęśliwie pierwsze siedem dekad swego żywota. Po tym okresie, podobnie jak wszyscy pierworodni synowie, zgodnie z zawartą wiele setek lat wcześniej umową z samym królem Ardenii, został przymusowo wcielony do jego oddziałów piechotnych i przeniesiony nieopodal jego siedziby, a mianowicie obozu polowego rozłożonego w pięknym, bogatym mieście o nazwie Karmenia. Niestety nie było mu dane dokładnie go poznać, gdyż większość swego czasu musiał od tej chwili poświęcać treningom, mającym go przygotować do stania się w niedalekiej przyszłości prawdziwym wojownikiem.
Podczas tych nielicznych samotnych wędrówek po okolicy udało mu się jednak zauważyć, że miejscowość ta została otoczona z każdej możliwej strony solidnym, doskonale strzeżonym murem, a w jej centrum położony jest wielki pałac o ścianach z kamieni szlachetnych i wspaniałych ogrodach. W porównaniu z nim nawet najbogatsze wille panów wyglądały niczym domy wieśniaków.
Zainteresowania: Jego największą pasją jest z pewnością poznawanie historii, legend, narzeczy i kultur innych krain. Uważa bowiem, że im lepiej pozna się kulturę kraju, na terenie którego obecnie się przebywa, tym łatwiej będzie w przyszłości przeciągnąć na swoją stronę jego mieszkańców. Uwielbia również zajmować swój wolny czas przez wymyślanie tajemnych kodów i planów budynków lub maszyn mogących przydać mu się w ewentualnej walce.
 Pozamagiczne umiejętności: Podobno jest zdolnym architektem i doskonałym wojownikiem, który ma mało sobie równych. Większość osób twierdzi nawet, że we władaniu mieczem jest niezaprzeczalnym mistrzem, co może zresztą zostać potwierdzone tym, że jak do tej pory wygrywał w każdych turniejach właśnie dzięki tej broni. Potrafi również dość dobrze jeździć konno i zniewalająco grań na harfie.
Historia: Moje serce zaczęło bić w małej puszczańskiej elfiej wiosce o nazwie Elyne. To tam właśnie spędziłem u boku rodziny pierwsze siedem dekad mego żywota. Po tym okresie musiałem ich jednak opuścić, gdyż zgodnie z zawartą wiele setek lat wcześniej umową między nią a królem Adrenii, zostałem wcielony do jego oddziałów piechoty i, podobnie jak wszyscy pierworodni synowie z mojej miejscowości oraz kilku innych, przeniesiony do obozu polowego niedaleko miasta zwanego Karmenią. Od tej chwili byłem poddawany codziennym, morderczym treningom, trwającym od wczesnego ranka aż do późnego wieczora z niewielkimi przerwami na posiłki. To wszystko miało uczynić ze mnie w niedalekiej przyszłości prawdziwego wojownika.
Swoją pierwszą bitwę odbyłem w wieku jako młodzieniec zaledwie dwustoletni. Nikt ze starszych nie dawał mi żadnej szansy na przeżycie. Trzeba Wam wiedzieć, że walczyliśmy wtedy przeciwko plemieniu Tetrus, znanego ze swojej krwiożerczości. Zwykle zostawiało ono po sobie jedynie ogromne połacie martwych ciał i pogorzelisko. Tym razem również wszyscy wokół mnie padali jak muchy. Ja sam natomiast przeżyłem najpewniej tylko dlatego, ze udawałem zmarłego aż do momentu, gdy nie ujrzałem nad sobą ich przywódcy. Wtedy dopiero zdecydowałem się na coś naprawdę szalonego- podniosłem się i zamachnąłem się na niego. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, ściąłem jego głowę i podniosłem w geście zwycięstwa. W ten sposób przejąłem władzę nad jego ludźmi.
Król Ardenii uczynił mnie natomiast jednym ze swoich osobistych obrońców, a po tym jak wielokrotnie uratowałem mu życie, nadał mi dodatkowo książęcy herb i nazwisko rodowe. Wciąż jednak musiałem być na każde jego skinienie, więc gdy tylko wdał się w wojnę z naukowcami z ziemi, którzy mimo wydanego przez niego wcześniej zakazu, przybyli do jego państwa po raz drugi, stanąłem u jego boku.  Ludzie jednak nie potrafili grać czysto i w odpowiedzi na naszą tradycyjną broń, zaczęli do nas strzelać jakimiś kolorowymi strzałkami, po których się zasypiało. Osobiście oberwałem takimi czterema zanim też to zrobiłem. 
Obudziłem się dopiero tutaj, nie wiedząc zupełnie gdzie się znajduję.
Upomnienia: Brak.
 Towarzysz: Febus
Pozostałe inf.: Przez tutejszych naukowców został uznany za istotę potencjalnie niebezpieczną, więc w ramach dodatkowych środków bezpieczeństwa wszczepili mu pod skórę w okolicach mózgu małą płytkę, mającą ich ostrzegać przed jego zbliżaniem się i potencjalnym zamiarami. (Nie wzięli jednak pod uwagę tego, że przestaje ona działać za każdym razem, gdy Enrique decyduje się na zmianę swego DNA.)
Właścicielka: WTSW/Howrse, SZOG/Doggi 

sobota, 17 marca 2018

Od Rohusayego CD Coeli ,,Przybycie na wyspę"


Pospiesznie wstałem kiedy Coela na grzbiecie jej towarzysza wypadła galopem z jaskini. Skoczyłem do wyjścia pokonując całą odległość jednym skokiem i po chwili stanąłem na zewnątrz szukając wzrokiem elfki i jej rumaka. Zauważyłem ich już pod samą linią drzew, a sekundę potem straciłem ich z oczu. Rozsądek kazał mi powstrzymać tę dwójkę przed zbyt pochopnym działaniem, więc szybko rozłożyłem skrzydła i wzniosłem się w powietrze na dość wysoką odległość i poleciałem w stronę czarnego w ciemnościach lasu patrząc uważnie w dół. Taka wyprawa nie miała szans na powodzenie, a miałem już w tym jakieś doświadczenie. Zawsze lepiej się przygotować niż improwizować. W dodatku można by się jeszcze czegoś więcej o całej sprawie dowiedzieć. Pod sobą zauważyłem coś jakby cień biegnący między drzewami, więc obniżyłem lot szybując na mocnym nocnym wietrze. Nie odzywałem się jeszcze, bo tu nie mógłbym wylądować, a nie wiedziałem jaka będzie reakcja Coeli. Na razie byłem w powietrzu nie wydając ani jednego dźwięku, a moi goście dalej zmierzali w stronę końca lasu. Wyprzedziłem ich i szybko wylądowałem tuż przed linią drzew kończących las, wzbijając w górę kurz. Po chwili wypadli na pustą przestrzeń, a ogier gwałtownie zatrzymał się widocznie zaniepokojony moją postacią. Mimo jego ruchu Coela nie spadła. Musiała dobrze umieć jeździć konno.
-Spokojnie, to ja.- przemówiłem aby dać im do zrozumienia z kim mają do czynienia.
-Rohusayo, czemu nas zatrzymujesz?- spytała kobieta z kamienną twarzą.
-Wypadliście z mojej jaskini tak szybko, że nie zdążyłem przestrzec was przed czającymi niebezpieczeństwami.- uniosła brew, ale nie odpowiedziała. Złożyłem skrzydła na grzbiecie i podszedłem.
-Nie powiedziałem, że przejść podziemnych nikt nie pilnuje i jestem pewien, że mają one odpowiednio zabezpieczoną obstawę. Nie wiadomo również czy nie ma tam pól magnetycznych lub pułapek, a na sto procent jest tam mnóstwo kamer i zapewne wiele innych zabezpieczeń przed zbiegnięciem więźniów. Nie mogą być przecież tak głupi.- przerwałem patrząc na jej reakcję, jednak nadal zachowywała twarz pokerzysty.
-Po za tym wcześniej należałoby się więcej o tych miejscach dowiedzieć. Można by przez jakiś czas obserwować, wykuć na pamięć sposób pilnowania, zmiany warty, znaleźć miejsca pułapek, osłabić ich czujność, słowem rozpracować najpierw głową cały ten parszywy system.- skończyłem patrząc na nią spod oka. Dawno nie mówiłem tak dużo jak teraz. Widać, że rozważała moje słowa w skupieniu, a ja czekałem na jej odpowiedź. W końcu się doczekałem.
-Masz rację.- stwierdziła z namysłem.-Mogłabym iść na przeszpiegi.- uniosłem brwi w udawanym zdziwieniu. No, no, czyli skoro wierzyła w swoje umiejętności szpiegowania musiała mieć w tym jakieś doświadczenie.
-Ja postaram się dowiedzieć więcej w świątyni. Jest wiele ksiąg i zamkniętych drzwi, które postaram się otworzyć.
-Więc chcesz mi pomóc?- zapytała ze zdziwieniem.
-Oczywiście, Coelo, nie zostawię cię z tym samą. Ja także chcę wydostać się z tej przeklętej wyspy.

<Coela?>

niedziela, 11 marca 2018

Od Colei- c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wyspę"


Milczałam przez dłuższą chwilę, starając się uporządkować wszystkie wątpliwości, krążących po mojej głowie w kolejności od tych najważniejszych aż do tych najbardziej błahych, na które odpowiedzi z pewnością mogłam odnaleźć sama, jeśli tylko trochę bym tu poszpiegowała. Kiedy w końcu mi się to udało, oświadczyłam, krzyżując ramiona na piersi i siadając po turecku na miękkim, liściastym podłożu:
-Zawsze możesz liczyć na moją pomoc w tej kwestii.
-Miło m to słyszeć.- odparł z lekkim uśmiechem.- Ale szczerze wątpię, aby komuś niezwiązanemu ze świątynią udało się zebrać dużo informacji o tej przeklętej Wyspie.
-W takim razie nie doceniasz moich umiejętności.
-Być może... A teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym zacząć już odpowiadać na Twoje pytania.
-Już do nich przechodzę.- odrzekłam.- Na początek chciałabym wiedzieć, czy nasze obecne więzienie da się opuścić bez pomocy naukowców. 
-Nie jestem tego do końca pewny, ale z tego, co udało mi się do tej pory ustalić jest to niewykonalne z uwagi na bardzo silne pole elektro-magnetyczne sterowane z jednego z budynków, w których znajduje się ich centrum zarządzania.
-A gdybym jakimś cudem się tam dostała?- spytałam przekornie.
-Wtedy najprawdopodobniej mogłabyś je wyłączyć i spokojnie stąd uciec.
-Czyli nic prostszego!- wykrzyknęłam i poderwałam się, nie kryjąc targającej moim wnętrzem radości.
-Nie tak prędko!- sfinks rzucił mi smutne spojrzenie, które natychmiast osadziło mnie na miejscu.
-O co chodzi?
-Wszystkie ich baraki są tak zabezpieczone, aby nikt spoza ich grona nie mógł się tam przedostać.
-A czy to samo dotyczy przejść podziemnych?
-Tego nie udało mi się do tej pory odkryć.
-Zawsze można spróbować.- stwierdziłam i, nie czekając na jego dalsze ostrzeżenia, wskoczyłam na swego towarzysza, który od razu ruszył galopem.

< Rohusaya?  Rozkręćmy to trochę.>


sobota, 10 marca 2018

Piąty mieszkaniec- Smok Świetlny Alharis

Na wyspie właśnie został umieszczony piąty mieszkaniec, a dokładniej smok świetlny z rodu Królewskich Smoków- Alharis, który dostał się w ręce naukowców na planecie zwanej Darmą, będącą również ojczyzną Rohusayego. Dzięki jego szybkości i łatwego dostępu do każdego zakątku wyspy przyznano mu stanowisko posłańca i listonosza.


Powitajmy go z całym szacunkiem należnym przedstawicielom jego rodu!

Profil smoka- Alharis

 Porażka nie czyni Cię przegranym. Czyni za to poddawanie się, godzenie się z nią i odmowa ponownego próbowania. 
 Richard Exely


Imię: Alharis.
Płeć: Samiec oczywiście.
Wiek: Stuknęło mu już te 440 lat.
Gatunek: Legendarny.
Rasa: Pełna nazwa jego rodu brzmi: Rāyal ḍrāgansna grēṭ haus, co w wolnym tłumaczeniu oznacza Wielki Ród Smoków Królewskich. (Pozdrawiam tłumacz google.) Można go również zaliczyć do niezwykle rzadkich smoków świetlnych.
Głos: Todrick Hall *
Stanowiska: Dzięki jego szybkości oficjalnie nadano mu stanowisko posłańca, a nieoficjalnie- listonosza.
Tatuaż:
Charakter: Alharis ma dwie osobowości, tak jak prawie wszystkie smoki z jego rodziny. Pierwsza z nich zawiera takie cechy jak ogromna powaga i dostojność, którą odziedziczył po wysoko urodzonych przodkach. Jako niewiele młodszy brat króla rządzącego całą planetą otrzymał w genach również stanowczość i dumę choć nie wywyższa się ani nie dokucza innym z powodu ich pochodzenia czy statusu w rodzinie. Często milczy, jeśli coś powie to krótko i zwięźle chyba, że musi wygłosić jakąś mowę. Staje się wtedy bardzo dobrym mówcą wyjaśniającym to co trzeba, bez zbędnych dodatków. Nie żartuje, nie jest złośliwy, bardzo rzadko się śmieje. Jest niezwykle spokojny, na docinki zareaguje dumnym podniesieniem głowy i obrzuceniem śmieszka pogardliwym spojrzeniem. Gniew skrywa głęboko w sobie nie pokazując go.
Druga odsłona jego charakteru jest przeciwieństwem pierwszej. Alharis jest wtedy istotą rozśmieszającą wszystkich wokół, próbującą nie pokazać po sobie zdarzającego  się smutku aby nie zaniepokoić innych. Mówi dużo, śmieje się całą gębą, a spędzanie z innymi towarzystwa jest czymś co bardzo lubi. Jest królem imprez, potrafi bawić się dobrze przez całą noc z przyjaciółmi. Oczywiście jest również poważny, ale nie przez cały czas. Mało sobie robi z docinków czy śmiechów wymierzonych w jego osobę, nie patrzy na nikogo tylko robi co uważa za słuszne. Nie ma problemów z zawieraniem nowych znajomości, słabszych i biednych broni czasem ośmieszając tych co im przeszkadzają i doprowadzają do złego samopoczucia. Nie jest nachalny i wielu uważa go za świetnego kumpla.
Posiada także cechy, które występują w obu jego osobowościach. Ma w sobie żyłkę buntownika, a uparty jest jak osioł. Pomaga wszystkim potrzebującym. Jest niezwykle odważny czasem nawet zuchwały. Nie cierpi zdrajców, egoistów i tych, co znęcają się nad innymi. Zawsze się wtrąci jeśli zobaczy taką sytuację. Nie uniży się przed nikim, jest całkowicie niezależny. Rodziny i przyjaciół będzie zaciekle bronił. Posiada dużą inteligencję i spryt, a także wiedzę. **
Cechy fizyczne: Smoka cechuje wyzierająca z każdego jego ruchu gracja. Porusza się jak gdyby płynął, przypomina to trochę sposób w jaki poruszają się delfiny. Dzięki jego dość dużym rozmiarom i długości posiada wielką siłę, a oprócz tego jest niezwykle szybki i zwinny, zwłaszcza w powietrzu. Do tego należy również dorzucić ogromną wytrzymałość. Nie potrafi pływać, a przynajmniej nigdy nie próbował. Woli po prostu przelecieć nad wodą. Do walki używa swoich ostrych zębów i ogona, a jego skóra jest gruba dzięki czemu zranić go może mało która broń. Ma klaustrofobię, małe, zamknięte pomieszczenia wyprowadzają go z równowagi i doprowadzają do paniki.
Moce:* Potrafi sterować podmuchami wiatru, dzięki czemu może przywołać delikatny powiew albo stworzyć potężne tornado.
*Jako, że należy do rasy smoków świetlnych umie zmienić swoje ciało w iluzję. Oznacza to, że jest i go widać, ale ciała jako takiego nie ma, tylko powietrze. (Trochę jak na zdjęciu)
*Lata, choć nie ma skrzydeł.
*Potrafi być niewidzialny.
*Jak się skupi to może czytać w myślach.
*Może się zmniejszyć do rozmiarów średniej wielkości psa.
*Zionie wielokolorowym ogniem, to zależy od nastroju. Jeśli jest zdenerwowany, czasem wściekły płomień jest czerwony lub bordowy, jeśli jest zadowolony zieje żółtym, fioletowym albo różowym, jak jest niepewny zielonym, a jak czuje pogardę lub jeśli utrzymuje swoje emocje na wodzy- niebieskim. Strach, który czuje bardzo, bardzo rzadko objawia się kolorem brązowym.
Partnerka: Póki co nie ma zbyt wielu cór smoczych na wyspie, ale w jego świecie był znany z wielkiego szacunku do płci pięknej i znany był również jako zalotny dżentelmen. (Oczywiście zalotny w drugiej jego osobowości.) Tak więc zaczekajmy, choć jego serce chyba zbyt pokochało samotność.
Rodzina:
*Matka- Pani Fisticjana,
*Ojciec- Pan Lerestrus.
*Miał niewiele starszego brata, którego szczerze kochał. Był on władcą Darmy, a jego imię brzmiało Niterlates oraz młodszą siostrę- Krastacjatę.
Kraj pochodzenia: Planeta Darma.*** Alharis jednak rzadko kiedy razem z rodziną stawał na jej ziemi, ponieważ właściwe miejsce jego życia było w Wietrznym Królestwie położonym tak wysoko, że tylko pan i władca Darmy mógł otaczać planetę wzrokiem. Było to także jego obowiązkiem. Samo Królestwo złożone z chmur, wiatru i powietrza było zaiste piękną krainą znaną tylko Królewskim Smokom, a było one oświetlone jasnymi promieniami dwóch słońc. Mniejszego nie było widać na Darmie. Żyły tu tylko smoki i służące im istoty stworzone z powietrza i światła.
Zainteresowania: Kiedy do sterów dorwie się jego pierwsza osobowość uwielbia czytać stare księgi, poznawać kulturę innych światów. Za to druga daje mu chęci do żartów i imprez.
Pozamagiczne umiejętności: Nasz kochany smok ma całkiem ładny głos i lubi go używać. Łatwo go namówić na jakiś krótki śpiew. Poza tym doskonale umie się ukrywać, ale i rozśmieszać wszystkich i wprawiać w dobry humor (w drugiej osobowości oczywiście). Umie bardzo precyzyjnie używać swoich ostrych zębów, choć robi to niezwykle rzadko gdyż nie lubi się bić. Ale jak mus to mus. W walce również ma dużą przewagę, bo jeśli się zmniejszy jest tak szybki, że nie można utrzymać na nim spojrzenia. Posiada duży spryt, dzięki któremu nieraz pomagał bratu pokonać głową najeźdźców.
Historia: Urodziłem się w Wietrznym Królestwie nad Darmą. Jako syn starego władcy i brat Wielkiego Smoczego Króla byłem wysoko postawiony w smoczej hierarchii, także dzięki zdolności walki. Byłem doradcą mojego brata, pomagałem mu w dźwiganiu władzy. To było ciężkie, widziałem zmęczenie Niterlatesa i mojego starego ojca, lecz nie rzucił tego. Wracając do mnie; dorastałem zdrowo bogacąc się w doświadczenie i mądrość. Nieraz urywałem się razem z Krastacjatą na zabawy, a mój brat tylko kręcił na nas głową. Nie miał podwójnej osobowości, co było cechą władcy. Z naszej trójki jemu się trafiło, ale nie przeszkadzało mi to. Niterlates zawsze był niezwykle poważny, a pójście na imprezę było dla niego mordęgą. Pewnego dnia mój brat wszczął alarm. Na Darmie wylądowali naukowcy z obcej planety- Ziemi. Mieszkańcy przyjęli ich gościnnie, lecz my przeczuwaliśmy nieszczęście. I stało się, obcy chcąc uzyskać dostęp do Teskariotolisu i Ksiąg postanowili użyć siły. Sfinksy dzielnie go broniły, lecz naukowców było znacznie więcej. Było to wielkie niebezpieczeństwo dla naszego Wielkiego Posągu, więc zrobiliśmy to, czego nie robiliśmy od wieków- zlecieliśmy na Darmę z moim bratem na czele. Zaczęliśmy wygrywać. No i pewnego dnia, zanim udało mi się zmienić się w powietrze strzelili we mnie czymś i odpłynąłem. Całe szczęście odparliśmy ich już w Gęste Lasy. Obudziłem się na tej wyspie i z braku innego wyjścia musiałem tu zamieszkać.
Upomnienia: 0
Towarzysz/ka: Brak.
Właścicielka: Howrse: Babilon, Doggy: Dalil

*Jakby co, to jego głos jest w obu osobowościach taki sam. (Uwielbiam to wykonanie. Jest piękne XD)
** Jego osobowości zmieniają się bez jego woli, ale nie tak, że w jednej sekundzie jest ponurakiem, a w drugiej wesołkiem. Między przemianą musi być dłuższa chwila jego nieświadomości np. sen. Jego charakter może trzymać się nawet parę miesięcy, nie wiadomo.
***Więcej na temat Darmy i obrony Teskariotolisu jest w opisie planety i historii Rohusayego, ponieważ mieszkał on na tej samej planecie.



Od Rohusayego CD Coeli ,,Przybycie na wyspę"


Wydawało mi się, że o czymś mi nie powiedziała, ale uszanowałem to.
-W takim razie chodźmy.- rzuciłem i zamiotłem ogonem ziemię kierując się z powrotem do mojej jaskini, która znajdowała się zaledwie parędziesiąt metrów dalej, lecz obserwującemu na myśl by nie przyszło, że tutaj się ona mieści. Była umieszczona na lekkim wzniesieniu, a wejście zakrywała rosnąca w środku gęsta roślinność, a przy światło dwóch księżyców i gwiazd nie dawało wystarczającej możliwości do odnalezienia jej, chyba, że przypadkiem. 
Nie odwróciłem się aby zobaczyć czy za mną idą, bo słyszałem ich ciche kroki i czułem na sobie ich spojrzenia. Ostatecznie poszli za mną, ale byłem pewien, że mi nie ufają. W końcu, kto by tu komuś zaufał? Do czasu kiedy stanęliśmy tuż przed Ginetres trwało milczenie.
-Jesteśmy. Czy ostatecznie decydujecie pójść za mną?- spojrzeli po sobie i Coela cicho westchnęła.
-Tak.- odpowiedziała ponownie kładąc rękę na broni ukrytej pod płaszczem. Nie powiedziałem na to nic, tylko wszedłem w rośliny aby po chwili znaleźć się wśród innego świata. Podążyłem do przeciwległej ściany jaskini i odwróciłem się. Elfka wraz z jej towarzyszem rozglądała się wokół uważnie jednocześnie zatrzymując się w bezpiecznej odległości niedaleko wyjścia. Stałem aby poczekać aż zakończą obserwacje, a kiedy się to stało powiedziałem.
-W tej jaskini żadne niepożądane uszy nie będą w stanie dowiedzieć się o czym rozmawiamy.- po tych słowach usiadłem pozwalając skrzydłom się nieco rozprostować.- Zapewne nie będzie to bardzo krótka rozmowa, więc usiądźcie, proszę.- ponownie skierowali na siebie spojrzenie i doskonale wiedziałem dlaczego. Każdy by się domyślił. Mierzyli się wzrokiem przez parę sekund po czym Coela niepewnie usiadła jednak widać było, że jest w gotowości. Koń potrząsnął grzywą i uderzył kopytem w ziemię.
-Czego dokładnie chcielibyście dowiedzieć się o tym więzieniu? Nie jestem pewien czy będę w stanie odpowiedzieć na wszystkie wasze pytania, ponieważ, jak już mówiłem, i mi nic nie zdradzono. Wiem tylko tyle, co udało mi się przeczytać w znalezionych księgach w świątyni. Jednak postaram się z czasem coraz bardziej zagłębiać w tajemnice tej wyspy.

<Coela?>


niedziela, 4 marca 2018

Od Coeli- c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wyspę"


Kiedy tylko sfinks oddalił się od nas na parę metrów, by dać nam czas potrzebny do rozważenia jego propozycji, rzuciłam pytające spojrzenie na mojego towarzysza i spytałam podejrzliwym, dosłyszalnym tylko dla niego tonem:
-Myślisz, że powinnam mu zaufać na tyle, aby pójść za nim do jego siedziby?
-Na Twoim miejscu zaryzykowałbym.- odparł tym samym tonem.- W końcu, gdyby chciał zrobić Ci coś złego, nie musiałby czekać aż Cię tam zaprowadzi.
-A jeśli to tylko jego podstęp?- spytałam, rzucając przez ramię podejrzliwe spojrzenie na przybysza z innej planety.
-Nigdy się tego nie dowiesz, jeżeli nie spróbujesz pójść za nim. W dodatku musisz pamiętać, że póki co tylko od niego możesz dowiedzieć się czegokolwiek o swoim więzieniu.
-Chcesz przez to powiedzieć, że on i ja jesteśmy w tej chwili jedynymi magicznymi istotami tu umieszczonymi?
-Niestety tak.
-W takim razie nie mam wyjścia...-westchnęłam z nutką rezygnacji i odwróciwszy się od niego, postąpiłam parę kroków w stronę Rohusayego.
-Jaka jest Wasza decyzja?- zaindagował, gdy tylko to zauważył.
-Ruszamy z Tobą.- odparłam, kładąc podświadomie dłoń na rękojeści szabli ukrytej bezpiecznie pod fałdami chusty skrywającej większość mego ciała. 
-Nie sądzę, aby było Ci to potrzebne...-oświadczył z przymrużonymi oczami.
-Nigdy się z nią nie rozstaję.- oświadczyłam.
-Jesteś wojowniczką?- zaindagował, lustrując po kolei sprzęty wojenne, które miałam jak zwykle przytroczone do pasa i pleców. 
-Nie, ale mimo to potrafię się tym dość dobrze posługiwać. Właściwie to tutaj nadano mi zupełnie inne stanowisko jakim jest druidka.- wyjawiłam, ukrywając jednak przed nim tę część swojego jestestwa, która dotyczyła zamiłowania do szpiegowania. 

<Rohusaya?>

sobota, 3 marca 2018

Od Rohusayego CD Coeli ,,Przybycie na wyspę"


Kiedy stanęli tuż przed wzgórzem rozłożyłem skrzydła, podniosłem łapę do piersi i skłoniłem głowę w powitaniu po czym obrzuciłem ich długim, uważnym spojrzeniem. Kobieta o imieniu Coela z pewnością była córką elfów, a stojące parę kroków za nią zwierzę, jak mogłem się domyślać, należało do rasy koni. Nigdy żadnego nie spotkałem jednak wiele czytałem o planecie zwanej Ziemią i o stworzeniach na niej żyjącej. Uniosłem głowę ponownie patrząc w gwiazdy. W głowie dźwięczało mi zadane pytanie. Czyli nie tylko mi ludzie nie chcieli ujawnić dawno ukrytych tajemnic naszego więzienia. Przeniosłem spojrzenie na przybyszów.
-Niewiele udało mi się dowiedzieć o wyspie. Mi także nic nie ujawniono, jedynie z ksiąg w świątyni udało mi się znaleźć odpowiedzi na niektóre pytania. Lecz wybacz mi, o piękna Coelo, że nie ujawniłem jeszcze swojego imienia. Zwą mnie Rohusaya.- po wypowiedzeniu tych słów zeskoczyłem ze wzniesienia lądując parę metrów od Coeli i jej, jak mi się wydawało, towarzysza. Na chwilę zapadła cisza, ponieważ elfica zapewne wiedziała, że nie jest to koniec mojej wypowiedzi. 
-Zamknięto nas w tym miejscu i nie wyjaśniono naszych niejasności. Pozostawiono nas w mroku niewiedzy.- ciągnąłem podchodząc.- Zabrano nas z domów, rzucono w nieznane...Dobrze się domyślasz, Coelo, tak jak moja i twoja ojczyzna znajduje się daleko, bardzo daleko. Nie ujrzymy stąd naszych słońc, naszych gwiazd ani naszej ziemi.- umilkłem na chwilę.- Ale nie o to przecież pytałaś.- spojrzała mi w oczy. Westchnąłem ciężko odpowiadając zmęczonym wzrokiem. Moje serce tęskniło za Darmą, za Posągiem i służbą u jego stóp. 
- Pozwól za mną Coelo i ty, szlachetne zwierzę do mojego miejsca na tej wyspie. Tam mogę wszystko wyjaśnić w spokoju nie zapominając niczego, ale jeśli chcecie możemy również zostać tutaj. Wybór należy do was.- odszedłem parę kroków dalej aby pozwolić im się naradzić. Rozumiałem, że pewnie mi nie ufają. Przecież nie mogą wiedzieć, gdzie ich zaprowadzę i czy coś im zrobię. Tutaj nazywano mnie bestią. Nic bardziej mylnego, lecz skąd mogą wiedzieć? Nie wiedziałem także czy mają potrzebny na to czas. Czy stanowisko elki dawało jej go tak dużo? Ja przez parę dni miałem przerwę, co mnie zdziwiło. Według mnie pilnowanie świątyni jest zajęciem, którego nie można opuścić. Na Darmie sfinksy żyły pod murami Teskeriatolisu, a tutaj nie pozwolono mi mieszkać tak blisko. To mnie zdezorientowało. Lata służenia Posągowi tak wryły mi się w umysł, że każda zmiana była dziwna.
 Kątem oka ujrzałem jak przybysze odwrócili się w moją stronę z postanowieniem, więc spytałem:
- Jaka jest wasza decyzja?

<Coela?>