wtorek, 30 października 2018

Od Anon - c.d. Alharisa


Trzymałam w dłoni ten jakże ciekawy i piękny naszyjnik. Migotal, czułam jego ciepło naplywajace. Gdy otworzyłam oczy, przez parę chwil byłam sama, słyszałam krzyk, blagania o pomoc. Spojrzałam na boki, po czym wznioslam się nieco, aby usiąść na krawędzi klifu, jeśli można to tak nazwać. Ponownie spojrzałam na wisiorek i przejechałam palcem po jego powierzchni. Po czym zobaczyłam coś.. Tak jakby w tym magicznym artefale było coś ukryte. Może to klątwa, a może też coś zupełnie innego.. Jednakże mimo to, wciąż miałam to dziwne przeczucie jakby ktoś nas obserwował, bądź tylko mnie, albo jego. Gdy tylko wypłynął, przestałam nad tym główkować i zaczęłam czyścić skrzydła. Bo i tak nie mam, co ciekawszego robić. Były prawie czyste, ale wciąż coś było nie tak. Ten głos z tego naszyjnika był taki znajomy. Taki dziwny, wolał, ale mimo to wciąż czułam jakby ktoś ją obserwował. Patrzyłam na boki, ale nie widziałam nic. Dopiero gdy pojawił się smok, poczułam się nieco lepiej. 
- Wiesz co, gdy dotknęłam tego kamienia, wpatrywałam się w niego. Usłyszałam krzyk, jakieś głosy oraz coś jeszcze. To było takie dziwne. - powiedziałam. Schowałam skrzydła i wtulilam się w smoka, aby odpocząć troszkę. Jego futerko, jeśli można je tak nazwać jest mięciutkie.. 
- Mam wrażenie, że coś nas obserwuje. - dodałam.  

<Alharis? >

niedziela, 28 października 2018

Od Mavericka CD Anon

-Czym jestem...- powtórzyłem, zakładając ręce na piersi i wpatrując się w leżącą istotę spokojnie.- Cóż, jestem poszukiwaczem własnej drogi, wędrowcem tracącym siły przez nieustanną burzę towarzyszącą mu w podróży. Jestem kurzem popychanym przez wiatr, osaczonym zającem, otoczonym przez zdziczałe psy, szybującym w powietrzu sokołem z ciągnącą ku ziemi oznaką zniewolenia zawiązaną u nogi. Tkwiącym w klatce tygrysem, gotowym rzucić się z wściekłością na śmiejących się za kratą sprawców niedoli. Jeżeli jednak jesteś naprawdę ciekawa, to powiem ci. Jestem człowiekiem złączonym ze zrodzonym z gwiazd pradawnym wilkiem, a imię moje brzmi Maverick.- skończywszy ostatnie słowo ukłoniłem się lekko, po czym wyprostowałem i obrzuciłem nieznajomą spokojnym spojrzeniem.
-Wiedz, że jesteś tu bezpieczna, a twoje rany goją się szybko. Z tego co widzę, miałaś najwidoczniej bliskie spotkanie z tymi..-tu zatrzymałem się i zaciskając szczękę dokończyłem- naukowcami, lecz udało ci się wyswobodzić z ich parszywych łapsk. Ujrzałem cię leżącą bez życia, więc przyniosłem tutaj, do mojej tymczasowej kwatery abyś mogła w spokoju powrócić do zdrowia.- zamilkłem uświadamiając sobie, że od dawna nie wypowiedziałem na raz tak wielu słów. Kobieta sunęła po mnie spojrzeniem w ciszy, nieco nieufnym i zdezorientowanym. Nie dziwiłem się jej, sam dobrze pamiętałem ten mroczny czas w moim życiu, gdzie gościłem w podziemnym królestwie tych barbarzyńskich tyranów. Na samą myśl o nich i o tym, co mogli zrobić tej pannie zacisnąłem pięści i przekląłem ich w myślach. Póki co postanowiłem nie mówić obcej, leżącej w moim łóżku o moich dawnych przeżyciach z naukowcami, a już zupełnie postanowiłem przemilczeć szczegóły. Nie ujawniłem ich dotąd nikomu, był to straszliwy sekret dzielony między mnie, a Teptisa, który nie miał prawa wydostać się kiedykolwiek z moich ust, a przynajmniej teraz, kiedy rany w duszy były jeszcze tak świeże...
Odwróciłem się gwałtownie z zamiarem wyjścia i pozostawienia istoty w spokoju i ciszy aby z powrotem mogła pogrążyć się w uzdrawiający sen, kiedy zatrzymał mnie jej słaby głos.
-Czy mogłabym posilić się i wypić choć trochę wody?
-Ach, ależ głupiec ze mnie. To pewne, że jesteś głodna i spragniona.- skierowałem się do drugiego pokoju, w którym mieściła się ,,kuchnia". Na talerzu leżał kawałek chleba i część zimnego mięsa, które wczoraj w nocy razem z Awrasem złowiliśmy na polowaniu. Chwyciłem naczynie i zaniosłem do leżącej, która widocznie ucieszyła się na widok niesionych przeze mnie artykułów spożywczych. Wręczyłem jej talerz i zawróciłem po kubek, po czym podążyłem w stronę drzwi.
-Poczekaj chwilę, przyniosę ci wody.- nie czekając na reakcję wyszedłem pewnym krokiem z domu i ruszyłem w stronę toczącego się wartko strumienia, usytuowanego niedaleko. Zaczerpnąwszy napoju, zwróciłem się ku domowi. Przekroczywszy próg parę minut później podszedłem do istoty i wręczyłem jej kubek. Była już na tyle silna, że zdołała go utrzymać, mimo to stałem obok w pogotowiu i obserwowałem każdy jej ruch. Kiedy skończyła się pożywiać i wypiła wszystko zabrałem od niej naczynia i na powrót udałem się w kierunku drzwi.
-Śpij, to dobrze ci zrobi. Wrócę niebawem.- rzuciłem przez ramię, po czym nacisnąłem klamkę i wyszedłem na zewnątrz.

<Anon?>

środa, 24 października 2018

Od Alharisa CD Anon

-Niestety, nie mam takiej wiedzy.- odparłem, przyglądając się naszyjnikowi z zaciekawieniem, spoglądając ponad ramieniem Anon, która raz po raz przerzucała go z jednej ręki do drugiej.
-Może jest to potwierdzenie czyjejś miłości, zgubione w głębinach bądź wyrzucone z powodu złamanego serca? Lub skradzione prawowitemu właścicielowi i ukryte wśród wody aby nie móc dać mówić prawdzie? Albo narzędzie czyjejś zguby, ciała, któremu za grób służy rzeczne koryto? Wiedzieć na pewno możemy tylko jedno: jest to zdecydowanie przedmiot pilnie strzegący tajemnicy swojej przeszłości, której rąbka zapewne nie dane nam będzie uchylić.- dokończyłem, bez mrugnięcia wpatrując się w dziwny obiekt.
-Jest piękny.- szepnęła moja towarzyszka, gładząc palcem po krwistoczerwonym kamieniu tkwiącym w naszyjniku, odbijającym jasne promienie słoneczne, które zaraz kierował w oczy oglądających go, jakby zawstydzony. A przyznać trzeba, że nie miał się czego wstydzić. Był to widocznie kamień rodziny szlachetnej, królewskiego rodu, którego los wplątał w dzieje owego znaleziska, dotąd leżącego na dnie.
Anon chwyciła mocniej za ów przedmiot i wstała, unosząc głowę ku słońcu, z przyjemnością przymykając oczy. 
-Może uda nam się to wyjaśnić.- mruknęła cicho, z delikatnym uśmiechem na ustach, nadal z opadniętymi powiekami. Wydmuchałem odrobinę pary koloru ciemnożółtego i bezmyślnie wpatrywałem się w to, jak rozwiewa ją wiatr. Opuściłem głowę, kładąc ją na nieco wilgotnej ziemi i również zamykając ślepia, ciesząc się przyjemnym ciepłem słonecznym i dotykiem lekkiego wiatru na mojej skórze. Z braku innych rozrywek postanowiłem ponownie zanurzyć się w wodzie, co też prawie od razu uczyniłem. Zanurkowałem aby obejrzeć energiczny taniec promieni pod powierzchnią. Zawsze intrygował mnie ten widok i wywoływał dziwny spokój i pewność, co do lepszego jutra, która, szczerze mówiąc, malała z każdym dniem życia na tej wyspie, z dala od dawnych przyjaciół i rodziny. Weź się w garść. Mruknąłem do siebie, po czym wypłynąłem z powrotem na powierzchnię. 

<Anon?>

niedziela, 21 października 2018

Od Coeli - c.d. Alharisa ,,Przybycie na Wyspę"

POPRZEDNIE OPOWIADANIE

Musiałam przyznać sama przed sobą, że oglądanie zaintrygowanych min pozostałych spowodowanych niezliczoną ilością zgromadzonych przeze mnie niejednokrotnie z narażeniem własnego życia przedmiotom pochodzących, jak się właśnie dowiedziałam,z różnych planet, sprawiało mi ogromną przyjemność, choć starałam się tego zbytnio nie okazywać. Kiedy po upływie około godziny wszyscy zaopatrzyli się w potrzebne im sprzęty, klasnęłam w dłonie by skupić na sobie ich uwagę i oświadczyłam:
- Myślę, że lepiej będzie jeśli wyjdziemy stąd inną drogą niż przyszliśmy na wypadek, gdyby naukowcy zdecydowali się nas zaskoczyć w miejscu, w którym zniknęliśmy. 
- Faktycznie nie warto ryzykować. - potwierdził ze zrozumieniem mój brat, próbując za wszelką cenę odkryć jak największą liczbę funkcji trzymanej w prawy ręku fosforyzującego, puchatego narzędzia kształtem przywodzącym na myśl walec. 
- To w którą stronę idziemy? - chciał wiedzieć Shavi.
- Proponuję najbardziej wysuniętą na północ drogę. - odrzekłam, kierując się powoli w jej stronę. - Co prawda jest ona nieco dłuższa i trudniejsza od pozostałych, lecz jeszcze nigdy nie napotkałam na jej końcu ani jednego szpiega ludzi, toteż sądzę, że warto wybrać właśnie ją.


<Alharis/Rohusaya? Wybacz długość, ale jestem chora i brak mi weny.> 


sobota, 20 października 2018

Od Anon

To właśnie ten czas, gdy myślałam, iż wszystko się ułoży. To właśnie wtedy, gdy wiedziałam, iż że gorzej być już nie może. Nie wiedziałam, jeszcze wtedy, że naukowcy się na mnie szykują, że ich testy doprowadza mnie na skraj życia i śmierci. Kto by się spodziewał, że spróbuję uciec? Kto by mógł się spodziewać, że spotkam kogoś, kto mnie uratuje. Gdy mój świat gasł, ujrzałam go...

Zacznijmy może od momentu, w którym to się zaczęło.

Jak co dzień latałam sobie to tu, to tam, w poszukiwaniu ciekawości świata. Jednakże tym razem znaleźli mnie naukowcy, próbowałam uciekać, jednak mimo iż się starałam, oni mnie odnajdywali. Złapali mnie, po czym przetransportowali do swojej placówki. Nie rozumiałam, czemu, czego oni chcą. Moje jedwabiście czyste skrzydła zmieniły swą barwę. Ci niszczyciele miażdżyli moje czułe, choć silne skrzydła. Zamknęłam oczy, by nie czuć. By przywołać moc. Gdy już prawie się uwolniłam, wtedy zostałam zamroczona.. Padłam na ziemię i już się nie podniosłam.
Słyszałam jedynie, co oni robią, co mówią, czułam. Choć ból przeszywał, już go przestałam czuć. Jedynie me idealne skrzydła, cierpiały. To mój jedyny skarb, o który się martwiłam.. Udało mi się w ostatnich chwilach schować, po czym me serce zaczynało zwalniać. Choć gdy próbowałam się poruszyć, czułam ból. Naukowcy nie przestawali. Mimo iż prosiłam, próbowałam się uwolnić.Gdy myślałam, iż to koniec poczułam ukłucie, przez co moje serce się zatrzymało. Zaczęłam odpływać.

Przecież nie wadziłam nikomu. Byłam posłuszna, to czemu mnie to spotkało? Dopiero gdy zaczynałam widzieć tunel na końcu drogi, zaczęłam do niego podchodzić, nie chciałam. Za mną jednak nie było, żadnej innej drogi. Wtem miałam właśnie złapać za dłoń, czułam bijące ciepło, wiedziałam, iż znam te osobę.
Ktoś zaczął wołać mnie po imieniu. Stanęłam, gdyż głos był mi nieznany taki głęboki, a zarazem straszny. Przenikają, właśnie wtedy poczułam coś. To było, takie nieznane i dziwne. Ruszyłam dalej, lecz zostałam zatrzymana. Nie mogła, iść dalej.. Jakby moje stopy były przyklejone do podłoża. Wtedy pojawiła się przepaść tuż pod mymi nogami i zaczęłam spadać.
***
Ponownie słyszałam wszystko. Moje serce biło, czarna dziura otula moje ciało. Choć czułam ciepło, było też coś jeszcze. Przyzwyczaiłam się do nowego, ponownie wszystko dotarło do mnie. Wszystko przeleciało mi przed oczami.
Po kilku godzinach, próby w końcu otworzyłam oczy. Jednakże szybko je zamknęłam. Musiałam się przyzwyczaić do światła, stanowczo za jasno, było. Delikatnie poruszałam głowa, na boki. Chciałam zobaczyć, gdzie jestem, potem zaczęłam ruszać palcami u rąk i nóg. Wszystko jest sprawne. Wtem zobaczyłam jakiegoś lekarza. Zbliżył się do mnie. Miałam dość tych naukowców już. Uniosłam się powoli i zaczęłam te wszystkie kable zabierać z ciała. Zauważyłam, że zaczyna się zbliżać i wołać. Dotknęłam wody, przez co mogłam się przenieść gdzieś indziej. Moje oczy otworzyły się na nowo, jak ktoś mnie niósł, po czym ponownie się zamknęły. Nie miałam, już siły.

Przekręciłam się na bok, moje oczy powoli się otworzyły, a ja czułam się o wiele lepiej.
- Obudziłaś się w końcu. - powiedział. - Mam nadzieję, że czujesz się lepiej. - dodał.
Mrugnęłam, gdyż w gardle miałam Sahary. Uniosłam się, aby napić się oraz przekąsić trochę. Czułam głód, doskwierała mi senność. Musiałam nabrać siły, gdy ponownie się pojawił, teraz mogłam dokładniej mu się przyjrzeć. Dobrze zbudowany, ciemne oczy. Jego oczy miały dziwną barwę.
- Czym jesteś? - spytałam.

 
<Maverick?>

czwartek, 11 października 2018

Od Alharisa CD Shavi'ego ,,Przybycie na wyspę"

-No, no...-mruknąłem pod nosem wchodząc do wnętrza głazu jako ostatni.- Niezłe cacka.- Coela, widocznie zadowolona, uśmiechnęła się delikatnie i machnęła ręką w kierunku stojących pod ścianami sprzętów.
-Coś powinno się znaleźć dla każdego.- rzuciła, po czym podeszła do ściany, przy której stały stojaki na przeróżne bronie, od zwykłych małych noży do wymyślnych, świecących mieczy czy innych katan.
-Sama je stworzyłaś, czy zgromadziłaś?- zapytał Enrique muskając czubkami palców jelce mieczy.
-I to i to.- odparła jego siostra podnosząc długi nóż o cienkim ostrzu, po czym skierowała się na drugą stronę jaskini i wyjąwszy mały woreczek wyszywany ciemnozieloną nicią wrzuciła do niego kilka małych przypominających kule przedmiotów.
-Osłona dymna.- wyjaśniła starannie wiążąc woreczek i po wykonaniu owej czynności odwróciła się ku nam i mrugnęła zawadiacko.
-Z niespodziankami. A teraz rozejrzyjcie się, wytłumaczę wam wszystko.- po kolei podchodziliśmy do każdego przedmiotu, a Coela wyjaśniała nam w razie potrzeby co to jest i jak się tym posługiwać. Każdy wziął przynajmniej jedną rzecz, która mu odpowiadała. Ja sam póki co nie znalazłem nic, co mogłoby pomóc mi wykonać zaplanowaną czynność podczas ataku na bazę. W końcu jednak dotarliśmy do przypominającego bransoletę kształtu, ale o wiele większą. Ów przedmiot zbudowany był z przylegających do siebie czarnych, matowych płytek.
-Co to jest?- spytałem z zaintrygowaniem przyglądając się mu ze wszystkich stron. Coela skrzywiła się lekko.
-Jeszcze nie wiem. Nie udało mi się dotąd odkryć jeszcze paru sprzętów, a to jest jeden z nich.- przekrzywiłem głowę i złapałem delikatnie w zęby obiekt mojego zainteresowaniem. Czułem coś dziwnego, coś co przyciągało mnie do niego, a w głowie jakby kreowała mi się instrukcja włączenia go. Olśniło mnie. Przecież już to widziałem!
Opuściłem przedmiot na ziemię i chuchnąłem na niego gorącym powietrzem, topiąc go w nim całego. Odsunąłem głowę i czekałem, a inni patrzyli na mnie z zaciekawieniem.
-Co robisz?- zapytał Rohusaya podchodząc.
-Sami zobaczcie.- mruknąłem z uśmiechem. Leżąca rzecz z szybkością błyskawicy rozwinęła się i trzasnęła metalowym ogonem o ziemię, wywinęła się w paru splotach, po czym podpełzła ku mnie błyskając złotymi, okrągłymi ślepiami, lśniącymi jak diamenty.
-Metalowy smok pochodzący z Darmy. Nieraz, nie dwa ja i moi bracia się nimi posługiwali. Można kontrolować je poprzez czytanie w myślach i wysyłanie poszczególnych poleceń. Nie zorientowałem się z początku, ponieważ ten tutaj ma inny kształt. Myślę, że będzie dla mnie odpowiedni. Może zrobić naprawdę wiele i myślę, że bez problemu poradziłby sobie z tymi komputerami.
-W takim razie bierz go.- powiedziała Coela, a ja przesunąłem ogonem po leżącym bez ruchu robocie, a ten zwinął się i powrócił do stanu przed obudzeniem.

<Coela, Enrique, Shavi, Alvheid?>