sobota, 28 kwietnia 2018

Od Shavi'ego- c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wsypę"


Kiedy tylko wszyscy obecni pogrążyli się w głębokim śnie, potrącając ledwie dostrzegalnie kilka pnączy, wyleciałem z jaskini, kierując się w kierunku następnego miejsca, z którego dochodził mnie zapach co prawda śpiącej już, ale wciąż nie mającej snów istoty. 

***

Po niecałych dwóch godzinach moja obowiązkowa praca została zakończona, więc wróciłem chwilowo do swej chatki po Sonny'ego, po czym, postanawiając wykorzystać ten krótki czas, jaki pozostał mi do świtu, skierowałem się wraz z nim w kierunku zabudowań ludzi. Za nic nie chciałem bowiem zawieść współtowarzyszy broni, a niecałe dwie noce to niezbyt dużo czasu, aby pozyskać choćby podstawowe informacje o ich systemach obronnych i badawczych. Musiałem, więc jak najlepiej je wykorzystać, toteż całą drogę pokonałem machając skrzydłami tak szybko jakby od tego zależało całe moje życie, co było w pewien sposób prawdą, biorąc pod uwagę, że wreszcie istniała chociaż nikła nadzieja, że uda mi się powrócić na mą rodzinną planetę. Tyle, że najpierw musiałem przeżyć i przede wszystkim zostać przez cały czas niezauważony przez badaczy. W przeciwnym wypadku mógłbym doświadczyć z ich strony wielkich nieprzyjemności. 

***

Tak rozmyślając dotarłem do celu, gdzie szepnąłem do motyla:
- Teraz spróbuję wślizgnąć się do środka, a Ciebie zostawię tu na czatach. Dasz mi znać, jeśli ktoś z personelu, by się kręcił w pobliżu.
Ćma w odpowiedzi parę razy zmieniła położenie czułek, co uznałem za zgodę, więc lekko uspokojony oddaliłem się.

<Rohusaya? Wybacz, ale Pani Wena spakowała walizki i pojechała szukać chłodniejszego i zasobniejszego w tlen (duchota) miejsca do życia.>

piątek, 27 kwietnia 2018

Od Arietes CD Jegen


No cudownie. Obrzydliwe cielsko stygnącego trupa nie wyglądało na coś, co miałabym ochotę ze sobą zabrać, nawet w kawałku. Myślę, że Jegen także podzielała moje odczucia, zwłaszcza, że to ona będzie miała "przyjemność" nieść część zdechłego potwora. Szczerze, współczułam jej takiej roboty.
- W takim razie trzeba by coś odciąć.- Obie przyglądałyśmy się ogromnemu cielsku leżącemu tuż u naszych stóp, a raczej, w naszym przypadku, szponów i kopyt czy też racic. Ale mniejsza o to.
-Wystarczy ci coś małego?- spytałam obchodząc stwora i przyglądając się mu uważnie. Harpia wpatrywała się tam, gdzie widziała owe drgania i nie odwracając się odparła:
-Tak. Najlepiej gdyby w ogóle nic nie trzeba było brać, bo wcale mi się to nie podoba.- Mimo, że nie widziałam jej twarzy mogłam wyczuć, że mówiąc ostatnie zdanie skrzywiła się i to dość mocno. Cóż, nie dziwiłam się jej. 
Zdałam sobie sprawę, że nadal trzymam w dłoniach moje dwa noże, więc schowałam jeden, a z drugim zbliżyłam się powoli do potwora. Przeskanowałam ciało w poszukiwaniu mało naznaczonego śluzem miejsca, a kiedy je znalazłam przemogłam w sobie niechęć oraz obrzydzenie i cięłam stwora. Odcięty kawałek mięsa wraz ze skórą właśnie zaczął staczać się i wyglądało na to, że wyląduje prosto w obleśnej zielonej mazi, więc szybko go złapałam.
-Do kroćset, ależ obrzydlistwo.- mruknęłam głęboko zniesmaczona i zdegustowana do reszty. Zielony śluz i czarny szlam, którego nie dało się uniknąć w kontakcie ze stworem przykleił mi się do ręki, a sama część była z wierzchu chropowata, od spodu zaś gumiasta. Bordowo-czarna krew skapywała na ziemię, wsiąkając w nią z niemiłym dla ucha sykiem. Jednak co poradzić? Wzruszyłam w duchu ramionami, po czym podeszłam do Jegen.
-Nada się?- spytałam pokazując jej czarno-zielono-bordową breję na mojej dłoni. 
-Z pewnością.- Przekazałam to harpii, która ciężko westchnęła.
-Dobra, miejmy to już z głowy. Przynajmniej widzę drogę naszego potwora.- widać, że humor niejako jej się poprawił, z resztą mnie też.
-Poczekaj, pójdę jeszcze po łuk i pozbieram strzały.- w trakcie walki, kiedy dobyłam noży, odrzuciłam łuk dość daleko od stwora, pod drzewa, więc raczej nic mu się nie stało. Truchtem podbiegłam do miejsca gdzie leżał i podniosłam go z ziemi. Następnie rzuciłam okiem w poszukiwaniu strzał. Większość była w truchle, reszta leżała połamana na ziemi. Skierowałam się w stronę nasłanej istoty i próbowałam wydobyć jedną ze strzał z ciała, lecz musiałam użyć do tego nie małej siły. Dziwne. W końcu, kiedy udało mi się dopiąć swego, przyjrzałam się jej uważnie, jednak po chwili ze złością cisnęłam ją na ziemię. Nie nadawała się do niczego, a śluz i krew jakby wypaliły w niej dziury. Powtórzyłam tę czynność jeszcze parę razy, ale z tym samym skutkiem.
-Do tysiąca rogatych smoków! Przeklęte licho!- piekliłam się wracając do harpii.
-Co się stało?- spytała. Zauważyłam, że odłożyła część stwora na ziemię, najwyraźniej podczas mojego obchodu.
-Wszystkie strzały turet porwał.- mruknęłam pod nosem. Schowałam łuk do torby wcześniej owijając go chustą, a wyjęłam mój drugi nóż i westchnęłam uspokajając się. 
-No nic. Możemy iść.- rzuciłam, uważnie lustrując jaskinię, która była naszym schronieniem, a jednocześnie miejscem pobytu potwora. Jegen skinęła głową i schyliła aby złapać część truchła.
-Mam nadzieję, że szybko znajdziemy to, czego szukamy.
-Oby.- odparłam i odwróciłam się. Kuantos stał między pierwszymi drzewami lasu i przyglądał nam się. Stał tam przez cały czas, od kiedy Jegen oznajmiła, że on i Ier z nami nie pójdą.
-Idę z wami.
-Nie, zostaniesz.
-Owszem, idę.
-Zaczekaj na mnie w mieszkaniu i za żadne skarby świata nie wchodź do tej jaskini za nami.- spojrzałam mu w oczy. Po chwili spuścił wzrok i oparł.
-Dobrze, będę czekać.- teraz wiedziałam, że nie pójdzie. Martwię się o niego i nie chcę aby się narażał. 
-Może nas nie być przez dłuższy czas.- po tych słowach odwróciłam się i dogoniłam harpię, która już była przy wejściu do jaskini. Po chwili obie zagłębiłyśmy się w ciemność.

<Jegen?>

Od Rohusayego CD Shavi'ego ,,Przybycie na wyspę"


-W takim razie, dobrze.- zgodziłem się na propozycje smoka. - Ja zaś udam się do Alharisa, jeśli nie macie nic przeciwko.- zapadła cisza, więc uznałem ją za zgodę. Wolałem się jeszcze raz spytać, mimo, że omówiliśmy już tę kwestię, także ze względu na Shavi'ego.
-Myślę, że powinniśmy już iść spać, skoro wszystko ustaliliśmy.- rzuciła Coela strzelając knykciami. Każdy skinął głową na znak zgody, a ja podszedłem pod ścianę i położyłem się, opierając się o nią bokiem. Enrique spojrzał na mnie i spytał:
-Na pewno nie będziesz mieć nic przeciwko abyśmy tu spali?
-Nie.- po kilku chwilach każdy znalazł jakieś dogodne miejsce do snu. Tylko Shavi nie ruszył się z miejsca, nadal siedział na pnączu. Domyśliłem się, że niedługo odleci, a chwilę później potwierdził moje przypuszczenia.
-Zaraz po tym jak zaśniecie, odejdę. Czy macie wyznaczone następne spotkanie?- Coela podniosła się do pozycji siedzącej i odparła:
-Owszem, za dwa dni, dwie godziny przed zachodem słońca na Dzikiej Plaży, niedaleko mojego domu.- smok delikatnie skrzywił się i przekrzywił głowę.
-Na otwartej przestrzeni?
-Oczywiście, że nie. Plaża jest niewielka, a zaraz za nią jest las. Po za tym nasze spotkanie nie będzie długie, jedynie powinno zając nam parę minut. Wyjaśnimy sobie tylko czy znaleźliśmy coś interesującego.
-A jak się znajdziemy?
-Będę stać na brzegu. Powinniście mnie zauważyć. Spokojnie, na tę plażę nikt nie przychodzi, nie ma na niej także monitoringu, już sprawdziłam.
-No cóż, dobrze.- po tych słowach zamknąłem oczy i usnąłem.

***

Rano, kiedy się obudziłem smoka już nie było. Enrique miał otwarte oczy, lecz jego siostra jeszcze spała. Skinąłem mu głową na powitanie, po czym wyjrzałem na zewnątrz przez roślinność. Było oczywiście ciemno, ale wyczułem, że w pozostałej części wyspy, słońce już wstało. Wróciłem do środka. Elf wstał i potrząsnął ramieniem siostry.
-Będziemy się zbierać.- rzucił do mnie i jednocześnie do niej. 
-Słońce po drugiej stronie wyspy już wzeszło.- powiedziałem i usiadłem. Coela szybko podniosła się z ziemi i otrzepała.
-Dziękujemy za gościnność.- rzuciła. Ja machnąłem łapą w odpowiedzi.
-Zatem do widzenia.- skinęła mi szybko głową, po czym razem z Enrique przekroczyli roślinne wejście i zniknęli mi z oczu.

<Shavi?>

niedziela, 22 kwietnia 2018

Od Shavi'ego- c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wyspę"


Sfinks jeszcze raz rzucił mi twarde spojrzenie, jakby chcąc jeszcze raz upewnić się, czy może mi całkowicie zaufać, po czym oświadczył krótko konspiracyjnym tonem:
- Planujemy ucieczkę.
- Właściwie to dopiero jesteśmy w trakcie zdobywania jak największej ilości informacji na temat tej Wyspy i naukowców. - uściśliła elfka, wspinając się na jedną z półek skalnych najprawdopodobniej w celu przygotowania się do snu.
Szczerze powiedziawszy, to mogłem być tego stuprocentowo pewny, gdyż zwykle sama moja obecność sprawiała, że osobniki mniej odporne na me czary dość szybko dawały się przenieść do krainy Morfeusza i budziły się najwcześniej wraz ze wschodem Słońca, gdy ja sam znikałem po całonocnej wędrówce w czeluściach swej chaty. Reszta potrzebowała na to zdecydowanie więcej czasu, ale i tak po jakimś czasie musiała się im poddać. Zdecydowałem się, więc dobrze wykorzystać czas, który pozostał nam do tego momentu, więc, bawiąc się leniwie pnączem, na którym akurat siedziałem, spytałem:
- Mogę wiedzieć, co dokładnie udało Wam się ustalić do tej pory?
- W wielkim skrócie jedynie tyle, że przetrzymujący nas tu ludzie jakimś cudem zgromadzili bardzo szczegółowe notatki dotyczące wszystkich mieszkańców tego więzienia i krajów z których pochodzą. Jednym z nich jest pewien smok, na którym szczególnie mi zależy z racji tego, że, mimo swych królewskich genów, został tu sprowadzony z mojej rodzinnej planety. - wyjawił strażnik świątynny.
- Czyli niezbyt wiele... - westchnąłem ciężko.
- Zdążyliśmy również podzielić się zadaniami: Coela zajmuje się szpiegostwem, Enrique obroną i zwiadami, a ja zgłębianiem tajemnic ukrytych w Wielkiej Bibliotece. Ty natomiast mógłbyś... - zawiesił na dłuższy czas głos, najwyraźniej zastanawiając się głęboko nad moją przydatnością.
Kiedy minęło już dobrych parę minut całkowitej ciszy, postanowiłem mu trochę w tym pomóc, toteż zadeklarowałem:
- Mógłbym zakraść się pod osłoną nocy do ich siedzib i spróbować wykraść ich plany nas dotyczące oraz te z rozlokowaniem ich ewentualnych zabezpieczeń.
- Nie wydaje mi się, aby był to dobry pomysł. - powątpiewał. - Mogą Cię tam łatwo złapać, a wtedy wszystkie nasze wysiłki spełzną na niczym.
- Chyba zapominasz, że mogę ich łatwo uśpić.... Co prawda będzie mnie to kosztować o wiele więcej energii niż zwykle, ale przynajmniej zmarnuję ją w walce o to co najważniejsze: marzenie o bycie znowu wolnym! - zakrzyknąłem buntowniczo, wyobrażając sobie ucieleśnienie tej idei.

<Rohusaya?> 


Od Rohusayego CD Coeli ,,Przybycie na wyspę"


Po przedstawieniu się przybysza wszyscy się otrząsnęliśmy, a Coela wstała i odpowiedziała.
-Nie ma potrzeby abyś przepraszał, Shavi. Czy naprawdę jest już tak późno? W każdym razie witamy cię. Mam na imię Coela, to jest mój brat- Enrique, a obecny tu sfinks to Rohusaya.- Oboje z elfem skinęliśmy głowami, gdy tylko wypowiedziała nasze imiona. Smok machnął w powietrzu skrzydełkami, po czym wylądował na jednym z grubych pnączy ciemnozielonej rośliny oplatującej ścianę.
-Miło mi Was wszystkich poznać. Czy mogę spytać co robicie tutaj wszyscy, skoro jest już po drugiej w nocy?- wymieniliśmy między sobą spojrzenia, lecz nikt się nie odezwał. Shavi zauważył naszą niepewność.
-Nie musicie odpowiadać, skoro jest to coś, jak widzę, bardzo poufnego.- zapadło milczenie i nikt nie miał pomysłu jak je przerwać. Po kilku chwilach w końcu postanowiłem spytać:
-Czy mogę wiedzieć jak znalazłeś moje mieszkanie, Shavi?- spytałem kryjąc ciekawość pod kamienną maską, lekko strosząc skrzydła. Smok przechylił głowę, po czym odparł.
-Cóż, jestem posłańcem snów. Każda istota w jakiś sposób przyciąga mnie, inaczej nie mógłbym dotrzeć do wszystkich. Odnalezienie jej jest moim zadaniem, a dzięki temu jestem w stanie znaleźć drogę do miejsca, w którym przebywa.- pokiwałem głową parę razy w zamyśleniu.
-Mam pewną radę dla was. Lepiej zostańcie już tutaj do końca nocy aby nie wzbudzać podejrzeń naukowców. Wysyłają nocne patrole, jeden z nich widziałem ze dwa kilometry stąd.
-Tak zrobimy.- Smok najwyraźniej dał nam tę radę z dobrego serca, a gdyby pracował dla tych, którzy umieścili nas na tej wyspie, zapewne nic by nie rzekł. Może i on snuje plany o ucieczce z tego przeklętego miejsca. Może moglibyśmy mu zaufać? Z drugiej strony, nie wiadomo, co kryje się za zasłoną jego myśli. Bardzo chciałbym mu zaufać, jednak najpierw trzeba by spytać się go nie wprost. O tym zaś, wiedzieli wszyscy, ale nikt nie miał za bardzo pomysłu jak to zrobić. Westchnąłem w duchu, po czym zacząłem:
-Od długiego czasu przebywasz na tej wyspie?- spytałem delikatnie uderzając ogonem o ziemię. Smok przeszedł parę kroków po roślinie, po czym zatrzymał się i odparł:
-Tak, całkiem sporo.
-Podoba ci się tutaj?
-Jest całkiem ładnie, jednak to nie to samo co ojczyzna...- zapatrzył się w przestrzeń przed sobą i umilkł. Wstałem powoli, po czym podszedłem parę kroków bliżej wwiercając w niego poważne spojrzenie.
-Posłuchaj mnie Shavi. To, o czym za chwilę będziemy rozmawiać jest sprawą wielkiej wagi, dlatego przysięgnij, że nic o tym, co usłyszysz nie dostanie się przez ciebie do uszu naukowców.- patrzyłem mu w oczy, ani na chwilę nie odwracając uważnego, poważnego wzroku. Smok skinął po chwili głową, po czym odparł:
-Przysięgam.
-A więc dobrze. Liczę, że dotrzymasz tego co przed chwilą potwierdziłeś. Ufam ci i choć wiem, że nie znamy się długo, myślę, że powinieneś o tym usłyszeć.- rodzeństwo elfów skinęło głowami na potwierdzenie.
-Cóż, w takim razie, o co chodzi?

<Shavi?.>

środa, 11 kwietnia 2018

Od Jegen CD Arietes


Nic za bardzo na tę sytuację nie przychodziło mi do głowy, więc z braku laku zaklęłam tylko siarczyście i otrzepałam się z błota z godnością. A przynajmniej tak to miało wyglądać.
- To była dobra walka. - uśmiechnęła się do mnie Arietes, więc i ja się do niej wykrzywiłam, ale widziałam, że coś ją trapi.
- To nie było przypadkowe spotkanie, prawda? - zapytałam, ruchem głowy wskazując na potężne cielsko leżące w kałuży błota wymieszanego z zielonym szlamem. Kiedy istota jeszcze żyła czułam wyraźnie drgania o dziwacznej częstotliwości, jakie wysyłała. To nie było normalne stworzenie i z pewnością nie powstało takie samo z siebie. Ktoś lub coś musiał to stworzyć lub zmutować... Tylko w jakim celu?
Centaur pokręciła głową.
- Mam wrażenie, że ktoś je tu przysłał.
- Ale po co...? - mruknęłam i zaraz żachnęłam się. - No, na pewno nie na herbatkę.
Przytaknęła, rzucając okiem na stwora.
- Miał zabić... Kogoś. Nie wiem kogo. Może wszystkich. Wszystkie istoty na tej Wyspie? - zamyśliła się i nie zauważyła, że mnie jak zwykle ogarnia wściekłość.
- Ja nawet dotąd nie wiem skąd się tu wzięłam i po co, a ty mi jeszcze mówisz, że teraz chcą mnie jeszcze wyeliminować? To po soth mnie tu zaciągali?! - piekliłam się, ze złości aż wyrywając sobie pióra, choć nawet pojęcia nie miałam, o jakich "nich" mówię. Po prostu miałam wszystkiego dość, miałam dość, że nie pamiętałam jak się tu znalazłam, miałam dość, że nie wiem jaki to świat, miałam dość, że jakieś dziwacznie drgające stwory próbują mnie zabić. Miałam tak bardzo dość, że gdy Arietes położyła mi rękę na opierzonym ramieniu nawet na nią nie spojrzałam tylko wyprowadziłam cios prosto w szczękę. Oczywiście wszystko na nic, bo pani centaur zgrabnie się uchyliła, unosząc tylko brew pod moim adresem.
- Uspokój się, wyklinanie kogoś, o kim nawet nic nie wiemy nic ci nie da. Powinnyśmy się raczej skupić na odnalezieniu tych, którzy wysłali to coś. - wskazała na truchło, ale nie chciałam na nie patrzeć. Zamiast tego wpatrywałam się w centaur jak w obrazek.
- Niby jak...? - mruknęłam i zachwiałam się. Przestąpiłam z nogi na nogę. Nienawidziłam tego poczucia niemocy, gdy wściekłość mnie opuszczała i zostawiała po sobie tylko dezorientację. Czułam się bezsilna, a to mnie wściekało i tak w kółko. Wściekłość to moje paliwo.
Wyślizgnęłam się z uścisku Arietes i przeszłam parę kroków, unosząc wysoko skrzydło. Na ten znak na moim przedramieniu usadowił się Ier, słuchając się mnie jak nigdy. Postałam chwilę, patrząc się w przestrzeń i rozmyślając. Arietes czekała, wymieniając spojrzenie ze swym 'lenim towarzyszem. Wróciłam do niej, opierając dłonie o biodra.
- No dobra, pani centaur. Nie wiemy, czy ten stwór był tu tylko po nas...
- Nie wiemy. - przytaknęła.
- Nie mamy pojęcia jak to sprawdzić...
- Nie mamy...
- Ale, soth, chyba jakoś musimy. - wyprostowałam się i posłałam jej znaczące spojrzenie. Złapała je i uśmiechnęła się, poprawiając pasek torby i także stając w pełnej gotowości.
- Oczywiście, że musimy sprawdzić, kto go przysłał. Mieszkańcom Wyspy mogłoby grozić niebezpieczeństwo, gdyby się okazało, że takich jak ten tu jest znacznie więcej. - pogrzebała kopytkiem w ziemi i obejrzała się na Kuantosa, a następnie zerknęła na Iera. Uniosła brwi.
- Uważasz, że powinnyśmy iść same?
Nasi towarzysze natychmiast zaprotestowali, ale ja tylko machnęłam skrzydłem, ucinając dyskusję, zanim się zaczęła.
- Mi amiga, najpierw to my musimy znaleźć sposób na odkrycie skąd ten stwór pochodzi. Nawet nie wiemy dokąd mamy iść, sacrebleu... - burczałam pod nosem w innych językach, całkiem bezwiędnie, ale Arietes natychmiast pojęła o co chodzi i z pewnym obrzydzeniem na twarzy uklękła obok truchła leżącego w błocie.
- Jak to zbadać? Chyba nie posiadamy takiego sprzętu...
Uklękłam w błocie obok niej. Czy też raczej kucnęłam, jeszcze nie widziałam klęczących ptaków.
- Może gdyby udało mi się jakoś zapamiętać częstotliwość jego drgań...
- Drgań?
- Tak, każda istota drga z inną prędkością i takie tam. Ja te drgania wyczuwam. Znam już drgania centaurów, gdyż na moim świecie była nim moja matka. Oczywiście, nie do końca, więc drgania były minimalnie inne, ale za długo by tłumaczyć - wiadomo, o co chodzi.
Chwilę ślęczałyśmy nad cielskiem potwora. Próbując opanować drżenie z obrzydzenia starałam się jakoś dotknąć stwora, ale nie mogłam się przemóc i ostatecznie tylko wisiałam z podniesionym skrzydłem nad jego pokrytą śluzem skórą, dopóki Arietes nie przewróciła oczami i nie złapała mnie za rękę, przyciskając ją do oślizgłego trupa. Pisnęłam zupełnie jak nie ja i spróbowałam się wyrwać, ale przestałam, gdy tylko dotarło do mnie echo drgań stwora, wciąż obecne w stygnących mięśniach. Naraz zobaczyłam bladą ścieżkę drgającą tak samo, prowadzącą do jaskini, w której stwór krył się, gdy się na niego natknęłyśmy.
- Arietes? - mruknęłam, czując, że powoli wypełnia mnie euforia, gdy wokół wyczuwałam coraz więcej drgań, tworzących drogę, jaką pokonywał stwór, aby się tu dostać. Nie był to zapach, więc deszcz nie zmył tych śladów, raczej można by to nazwać powidokiem "życia" stwora.
- Tak? - dziewczyna szukała wzrokiem w miejscu, na które się patrzyłam, ale ona nie wyczuwała tych drgań.
- Widzę skąd przyszedł. Mamy to! - skoczyłam na równe nogi razem z Arietes i przybiłam jej piątkę, choć centaur wciąż wydawała się lekko zdezorientowana.
- Jasny gwint! Więc w którą stronę?
Ucieszona spojrzałam w las, gdy nagle zorientowałam się, że nie wyczuwam już słabych drgań stworzenia.
- Co do hep?
Znów pacnęłam stwora w rozdętą łopatkę. Czułam drgania. Oderwałam dłoń. Nic. No świetnie.
- Cudownie... - jęknęłam. - Chyba musimy zabrać to ze sobą... Albo choć kawałek. Tylko kiedy go dotykam czuję jego drgania.
Ze zgrozą wpatrzyłyśmy się obie w wielkie truchło.

<Arietes? Wybacz, że po tak długim czasie.>

niedziela, 8 kwietnia 2018

Od Colei- c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wyspę"


Spojrzałam z trwogą na swojego brata, mając lekką nadzieję, że zrozumie moją niemą prośbę i powie coś, co mogłoby sprawić, że sfinks nie zdecyduje się sprowadzać na następne spotkanie wspominanego przez niego smoka. W miejscu, z którego oboje pochodziliśmy gady te w większości zajmowały się jedynie niszczeniem i zabijaniem wszystkiego, co stanęło na ich drodze, przez co wielokrotnie zmuszeni byliśmy odbudowywać swe chaty od początku oraz ogłaszać żałobę. Najsilniejszemu z nich składaliśmy dodatkowo raz w miesiącu ofiarę z najpiękniejszej, wybieranej w drodze losowania, dziewicy, by zmniejszyć szkody, które spowoduje, gdy znów nas nawiedzi. Doskonale pamiętałam jak bardzo się za każdym razem obawiałam, że tym razem padnie na mnie. Za nic, więc teraz nie chciałam wtajemniczać jednego z nich w nasz tajny plan. Wiedziałam jednak, że, jeśli Enrique nie wyrazi żadnego sprzeciwu, chcąc nie chcąc będę musiała się im podporządkować.  
-Musisz wiedzieć, że nie mamy najprzyjemniejszych doświadczeń z tymi istotami.- odezwał się elf, a ja westchnęłam z ulgą.- Zgodzimy się, więc na wspólne opracowywanie z nim planów przy jednym stole tylko w przypadku, gdy poświadczysz własnym życiem, że nic nam nie zagrozi. 
Rohusaya posłał mu posuwiste spojrzenie i, kładąc jedną z łap na piersi, oświadczył:
-Mogę Wam to przysiąc. Zresztą chciałbym Was dodatkowo powiadomić, że na tej Wyspie przybywa obecnie jeszcze jeden smok.
-Żartujesz sobie?!- tym razem nie wytrzymałam.
-Nie.- odrzekł, wywracając oczami.- Nie musisz się go jednak w ogóle obawiać, ponieważ jest bardzo mały i panuje głównie nad światem snów, więc w ciągu dnia praktycznie go nie ujrzysz. 
-Ale, skoro jest związany z Królestwem Morfeusza, to prawdopodobnie zakrada się każdej nocy do tutejszych mieszkań?- domyśliłam się.
-Zapewne tak, ale wątpię, aby...-zaczął, lecz w tym samym momencie dał się słyszeć leciutki szelest, dochodzący gdzieś z zewnątrz, brzmiący tak jakby ktoś przedzierał się nieporadnie przez zarośla.
Chwilę później kotara pnączy ogradzająca nas od niespodziewanego przybysza odchyliła się nieznacznie, a do środka wleciał nie kto inny, tylko obiekt naszej rozmowy. 
Przez kilka następnych sekund wszyscy byliśmy zbyt zaskoczeni, aby móc jakkolwiek na niego zareagować.
Pierwszy przemówił nieznajomy:
-Przepraszam Was, że przybyłem tak wcześnie. Myślałem, że skoro jest tak późno w nocy, to już dawno śpicie, a ja powinienem dostarczyć Wam jakieś przyjemne marzenie senne.- tu przerwał na chwilę, najwyraźniej starając się ocenić jaki wpływ wywarły na nas jego słowa.- Ale gdzie moje maniery, mam na imię Shavi.

<Rohusaya? Jaka była Twoja reakcja na fakt, że ktoś jednak odkrył Twoje mieszkanie?>

Od Rohusayego CD Coeli ,,Przybycie na wyspę"


-Myślę, że jest to dobry plan. Musimy jednak postarać się dowiedzieć nieco więcej o samej tej sprawie, ale tak aby nie było to podejrzane. Sam z pewnością wrócę do ukrytego pokoju i przejrzę pozostałe zapiski, które ułatwiłyby nam zrozumienie całej sytuacji. Mam tylko nadzieję, że nie wykryto tam mojej obecności, chociaż skoro do tej pory nie podjęli w związku z tym żadnych zadań raczej nie ma się czego obawiać. - stwierdziłem, a Coela powoli pokiwała głową.
-W takim razie ustalone. Ja wraz z Enrique będziemy mieć naukowców na oku i w razie czego damy ci znać.- w jaskini zapadła cisza, którą po chwili przerwał elf.
-Powinniśmy ustalić miejsce i godzinę następnego spotkania, bo nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć. Gdybyśmy przyszli do ciebie od razu, gdy tylko się czegoś dowiemy, Rohusayo, a ciebie by tu nie było, stracilibyśmy czas, także na odnalezienie się nawzajem.
-To prawda, lecz na pewno nie w mojej jaskini. Po pewnym czasie wydałoby się to naukowcom podejrzane, o ile już nie jest.
-W takim razie, może na Dzikiej Plaży obok mojego domu? Mało kto się tam zapuszcza.- zaproponowała Coela zakładając ręce na piersi. Jej brat skinął głową w zgodzie z tym pomysłem, a ja uderzyłem ogonem w ziemię.
-Pozostaje jeszcze tylko godzina i termin. Lepiej nie zjawiać się tam w nocy, to dopiero przyciągnęłoby uwagę naukowców.
-Dwie godziny przed zachodem słońca za dwa dni?- rzucił Enrique. Zgodziliśmy się, więc nasze obrady miały się ku końcowi.
-Jest jeszcze jedno.- zacząłem wstając i podszedłem do ściany wpatrując się w nią.
-O co chodzi?- spytała elfka z ciekawością.
-Przeglądając zapiski zobaczyłem zdjęcie kogoś, kto jest drogi mi i mojej planecie. Chciałbym go ujrzeć i w razie czego zaproponować dołączenie do naszego przedsięwzięcia.- rodzeństwo spojrzało sobie w oczy, po czym Coela zapytała ostrożnie:
-Czy jest godny zaufania?- zapatrzyłem się w ścianę, przed którą stałem ponownie i odpowiedziałem:
-Nie będę wtajemniczać go od razu, lecz jestem pewny, że nie zdradzi, a nawet pomoże. W końcu jego lud został napadnięty, ród jest w niebezpieczeństwie, a moje serce ufa mu. Jest przywiązane do każdego prawego z jego rodziny, a w nim wyczuwa istotę uczciwą i dobrą. A ono nigdy się nie myli.- zamilkłem szczerze wierząc w to, co powiedziałem.
-Jego lud?- podkreślił Enrique unosząc brew w zapytaniu. Przerzuciłem na niego wzrok.
-Tak. Jego bratem jest władca, ojcem dawny pan, a sam pochodzi z Wielkiej Rodziny Smoków Królewskich rządzących od wieków na mojej planecie, Darmie.
-A więc jest to smok?
-Tak. Myślę, że jego pomoc by się nam przydała.

<Coela?>

sobota, 7 kwietnia 2018

Od Coeli- c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wyspę"


Usłyszawszy te słowa, przez dłuższy czas wpatrywałam się przed siebie nie poruszając nawet jednym mięśniem, aby móc jak najszybciej i najlogiczniej poskładać te elementy układanki dotyczące naukowców, które do tej pory posiadłam. Co prawda nie było ich zbyt wiele, ale każdy, nawet najmniejszy, szczegół tej sprawy mógł przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. 
Kiedy wreszcie udało mi się coś ustalić, wstałam, zwracając tym samym na siebie całą uwagę obu współspiskowców i oświadczyłam, starając się za wszelką cenę zachować całkowite opanowanie, co było bardzo trudne biorąc pod uwagę obrazy z niedalekiej przeszłości przesuwające mi się w tej chwili przed oczami:
-Wydaje mi się, że mam pewną teorię na temat tego skąd mogli pozyskać te informacje. 
-W takim razie chętnie Cię wysłuchamy, bo przyznam, że sam nie jestem w stanie rozwiązać tej tajemnicy.- odparł sfinks, próbując kryć swoje zaintrygowanie pod zmrużonymi, niby to w geście obojętności, powiekami. 
Nie wziął jednak pod uwagę, że kogoś, kto tak jak ja, był przez wiele lat szkolony na zawodowego szpiega nie jest tak łatwo oszukać. Uśmiechnęłam się w duchu i wyjawiłam:
-Będąc jeszcze w swojej rodzinnej wiosce przez pewien czas prowadziłam tajne śledztwo mające na celu zidentyfikowanie powiązania ludzi z przypadkami tajemniczych zniknięć elfek, na których rzekomo przeprowadzali jakieś badania w swoich ściśle strzeżonych barakach. Przy okazji odkryłam, że wszystkie tamtejsze pacjentki są poddawane pewnego rodzaju transowi, podobnego do naszej śpiączki, w czasie którego wszczepia im się pod skórę malutki czip, z którego można sczytać wszelkie informacje ich dotyczące, włączając w to najwcześniejsze wspomnienia. Ja sama również na pewno zostałam poddana temu procesowi, choć całkowicie tego nie pamiętam. 
-Sądzisz, że to samo spotkało i nas?- upewnił się mój brat.
-Owszem.- potwierdziłam ledwo dosłyszalnie.
-W takim razie musimy teraz zastanowić się w jaki sposób pozbyć się tych zapisków...-rozmyślał na głos.
-Niestety wątpię, aby to cokolwiek dało. Pewnie mają kilka ich kopii, zresztą zawsze mogliby złapać nas po raz drugi i wszystko powtórzyć.
-To co proponujesz?
-Jedyne co obecnie możemy zrobić, to obserwować ich z ukrycia i starać się opracować jakiś logiczny plan.- stwierdziłam.- Co o tym myślisz, Rohusaya? 

<Rohusaya?>

wtorek, 3 kwietnia 2018

Od Rohusayego CD Coeli ,,Przybycie na wyspę"


Szedłem pierwszy nie odwracając się za siebie, słysząc cichą rozmowę brata z siostrą idących parę kroków za mną. Od razu zauważyłem, że byli do siebie niezwykle przywiązani, mimo bardzo długiej rozłąki. Byłem pewny, że mogę zaufać Enrique, nie tylko dzięki zapewnieniom Coeli, ale także przez swoje obserwacje. Miałem pewne doświadczenie w rozpoznawaniu zamierzeń różnych istot, a elf wydawał się wiarygodny. Jego oczy miały szczery wyraz, a mój szósty zmysł podpowiadał mi, że nie zdradzi, więc postanowiłem opowiedzieć i jemu o moim odkryciu. Wiedziałem, że położę na szali wiele, ale zaufałem słowom Coeli, własnym podszeptom i postawie młodzieńca. 
Niebo nad naszymi głowami zaczęło ciemnieć coraz bardziej, a na jego czarnym płaszczu zaczęły pojawiać się pojedyncze gwiazdy. Po niedługiej chwili światłość całkowicie ustąpiła mrokowi, a słońce dwóm srebrzystym księżycom dającym wystarczająco dużo widoczności, przynajmniej moim oczom. Dotarliśmy do wzgórza, mieszczącego moje mieszkanie. Odwróciłem się i zaczekałem na moich towarzyszy, którzy pozostali nieco z tyłu, a gdy już stanęli przede mną odsunąłem się bez słowa i pozwoliłem im wejść. Enrique uniósł brwi, pewnie zastanawiając się gdzie jest wejście, lecz elfka, która była tu już raz, najwyraźniej zapamiętała usytuowanie otworu wejściowego, bo rzuciwszy na mnie szybkie spojrzenie podeszła do ściany o bujnej roślinności i odgarnęła ją, ruchem ręki pokazując jej bratu aby szedł za nią. Kiedy już znaleźli się poza moim wzrokiem w jaskini rozejrzałem się uważnie. Nie było widać ani jednej żywej duszy, zresztą tak jak myślałem, ale musiałam się upewnić, że nikt, zwłaszcza naukowcy nie szpiegują nas. Kiedy już upewniłem się, że na polanie jesteśmy sami, sam wszedłem w progi mojej jaskini. Rodzeństwo już na mnie czekało. Coela usiadła przy ścianie na przeciwko, a Enrique stanął tuż przy niej. 
- Tutaj już żadne uszy oprócz naszych nie będą w stanie nas usłyszeć.- w końcu odezwałem się podchodząc i przysiadłem parę metrów od tej dwójki zamiatając ziemię ogonem i pozwalając skrzydłom odrobinę się rozluźnić. Obrzuciłem ich długim, poważnym spojrzeniem zanim znowu się odezwałem.
- Wybaczcie mi to co teraz powiem. Chcę abyście wiedzieli, że ufam wam całym swoim sercem, mimo, że poznaliśmy się niedawno- przerwałem patrząc w oczy najpierw Coeli, potem Enrique.- Jednak muszę upewnić się, że nie powiecie nikomu tego, co wam teraz wyjawię. Jest to bardzo ważne, inaczej stracilibyśmy odpowiedzi na wiele zadanych w naszych myślach pytań.- Elfka wstała i położyła dłoń na ramieniu brata.
- Nie wyjawimy niczego, ani ja ani mój brat.- po wypowiedzeniu tych słów na powrót usiadła. Skinąłem głową w podziękowaniu, po czym wyprostowałem się.
- Wyruszyłem do świątyni wczesnym rankiem, a w jej wrota wszedłem niedługo po pojawieniu się słońca na nieboskłonie. Skierowałem się do biblioteki, w której miałem nadzieję coś znaleźć, lecz moje poszukiwania okazały się bezcelowe. Choć nie do końca.- przerwałem przymykając oczy.- czułem ukryte drzwi, jakieś wejście, które ukryło się moim oczom. Dzięki mojej mocy udało mi się do nich dotrzeć i otworzyć je. Ukryte przejście prowadziło do zapewne ważnego dla naukowców pomieszczenia. Odkryłem w nim księgi, papiery i zeszyty, lecz czasu starczyło na przejrzenie tylko jednego z nich. Jego zawartość zdziwiła mnie, ale również zaniepokoiła. Byli tam wpisani wszyscy mieszkańcy wyspy, a także bardzo dużo informacji o każdym. O mnie samym przeczytałem wiele, również rzeczy, o których nikomu nie mówiłem. Nie wiem jakim cudem, ale naukowcy są w stanie pozyskać dane o nas, ze źródeł o których nie mamy pojęcia.- zakończyłem obserwując ich reakcje. 

<Coela?>