poniedziałek, 29 stycznia 2018

Od Arietes

Spacerowałam przez las leniwie machając ogonem, czując na sobie spojrzenia ptaków kryjących się wśród obficie ozdobionych liśćmi gałęzi wysokich, smukłych drzew rosnących wzdłuż polnej, piaszczystej drogi. Słyszałam ich pokrzykiwania, wołania i rozmowy.
- Nowa mieszkanka...-usłyszałam cichy głosik w głowie i instynktownie spojrzałam w stronę, gdzie, jak mi się wydawało, znajdował się jego właściciel. Po chwili spośród gąszczu listków wyleciał wróbel. Byłam pewna, że to on. Wokół mnie rozbrzmiewały tysiące pięknych, delikatnych głosów mieszając się pod moją czaszką. To uczucie było niesamowite, jednak czasem uciążliwe. Tyle rzeczy do usłyszenia i zrozumienia. Można by wpaść w paranoję, dlatego od jakiegoś czasu zaczęłam uczyć się zwracać uwagę tylko na sam dźwięk, nie znaczenie. I choć było to trudne, widziałam postępy. Nagle moje wyostrzone przez jelenią część zmysły wyczuły znajomą istotę za mną. Przystanęłam rozgrzebując racicą piasek czekając na mojego towarzysza. Z każdą chwilą odgłosy jego biegu docierały do mnie coraz głośniej. Odwróciłam głowę powodując rozrzucenie moich jasnych włosów na twarzy przez wirujący wokół wiatr. Kuantos podbiegł do mnie z opuszczoną głową zwalniając do wolnego truchtu. Kiedy znalazł się obok mnie uśmiechnęłam się lekko i położyłam dłoń na jego porożu.
-Co tam przyjacielu?- pogłaskałam go delikatnie po pysku i odgarnęłam włosy z twarzy. Podniósł głowę i potrząsnął nią.
-Kicha. Obawiam się, że się stąd nie wydostaniemy.-westchnęłam ciężko.
-Będziemy próbować. Nie spędzę reszty życia na tej wyspie. Nie będę obiektem obserwacji tych potworów.- jeleń spojrzał na mnie tym swoim stanowczym spojrzeniem i prychnął.
-Oczywiście, ale musimy obmyślić plan. Póki co zaczekajmy.-skinęłam głową i uśmiechnęłam się ledwo unosząc konciki ust. Ruszyliśmy dalej wolnym krokiem tuż obok siebie, trwając w przyjemnym milczeniu. Zakrywające słońce chmury przetaczały się ciężko po niebie zwiastując rychły deszcz. Cudowna pogoda...mruknęłam z irytacją patrząc w niebo. W Wielkim Lesie deszcz był zjawiskiem bardzo rzadkim. Tutaj padał już tyle razy, że zdążyłam się przyzwyczaić. Mój towarzysz delikatnie dotknął mojego boku swoim porożem zwracając na niego moją uwagę.
-Zapowiada się niezła ulewa. Wolałbym się gdzieś schować, a nie nasiąknąć wodą jak gąbka.
-Dobry pomysł.- jeleń machnął głową i skoczył w las nie oglądając się na mnie. Przewróciłam oczami i również wpadłam w gąszcz drzew widząc go parędziesiąt metrów przede mną zgrabnie omijającego przeszkody w postaci powalonych pni, wystających korzeni, czy stojących mu na drodze krzewów lub drzew. Nie spuszczałam go z oczu, gdyż wiedziałam, że prowadzi mnie do jakiegoś miejsca, które nadaje się na przeczekanie ulewy. Mógłby chociaż poczekać...pomyślałam prychając. Po parunastu minutach szybkiego biegu ujrzałam przed sobą ogromną jaskinię, a w niej stojącego jelenia z wyciągniętą szyją nie spuszczającego mnie z oczu.
-Dzięki za to, że poczekałeś na mnie.- rzuciłam ironicznie zwalniając kiedy przekroczyłam próg jaskini.
-Myślałem, że nadążysz.-odparł z buńczucznym wzrokiem. Machnęłam na niego ręką i uśmiechnęłam się.
-Masz szczęście, że dałam ci fory.
-Ach tak?- nie odpowiedziałam tylko położyłam się na lekko wilgotnej ziemi i sięgnęłam po flet bezpiecznie leżący w skórzanej torbie, którą ze sobą zabrałam. Wyjęłam go i przesunęłam palcami po wyrytych na nim znakach. Kuantos przyglądał mi się z zainteresowaniem, lecz nagle poderwał głowę i skierował uszy do wejścia.
-Nie graj.- nie zdążyłam już spytać się o co mu chodzi, gdyż powoli pochylił głowę wystawiając imponujące poroże w stronę wejścia i patrząc na nie spod oka. Wstałam szybko łapiąc mój instrument w lewą rękę i napinając mięśnie. Po chwili na tle jasności pojawiła się jakaś postać potrząsając długimi skrzydłami.

<Jegen? Wena mi uciekła w połowie, ale opko jest.>

sobota, 27 stycznia 2018

Ważna zmiana w regulaminie bloga

W regulaminie bloga nastąpiła mała, ale dla niektórych ważna zmiana. Otóż od teraz wszystkie osoby od I klasy liceum wzwyż mogą tworzyć opowiadania min. raz na 2 mies. zamiast raz na 1 mies.  Muszą jednak poinformować o tym fakcie administrację, aby wiedziała, że ma je inaczej traktować.

Od Jegen CD Akihiro


Och, ostrzegał. Tyle że irytował mnie w takim stopniu, że go zbagatelizowałam. Ale przecież mojemu nowemu znajomemu tego nie powiem.
- Miałam... Ważniejsze rzeczy do zrobienia. - ucięłam krótko, zaciskając usta. Spojrzałam na niego z góry - ciężko było patrzeć inaczej, mając ponad 2 metry wysokości - ale chłopak niczego po sobie nie pokazał. Tylko na sekundę dało się zauważyć jakby lekki wyraz rozczarowania na jego twarzy, po czym zaraz znów uśmiechnął się krzywo, zakładając ręce na piersi.
- Jakie na przykład?
- Myślę, iż to nie twoja sprawa, chłopcze. - posłałam mu chłodne spojrzenie. Znów spróbowałam się uspokoić, gdyż choć gość wyglądał jak dzieciak, wolałabym nie bagatelizować jego zdolności. A nazwanie go niewychowanym bachorem, który zapomniał się przedstawić pewnie czymś takim by było. Westchnęłam tylko głęboko, zerkając w czyste, błękitne niebo. Skrzydła opuściłam luźno wzdłuż boków, postanawiając, iż dam nowo poznanemu jeszcze chwilę, zanim ostatecznie wkurzy mnie i polecę... No właśnie, gdzie? Nie miałam pojęcia, gdzie jestem, więc chyba zdana byłam na łaskę tej irytującej osobowości o drwiącym uśmieszku na bladej twarzy. Czemu ja miałam takie szczęście do spotykanych osób? Co kolejna to bardziej denerwująca...
Tutaj właśnie pierwszy z irytujących towarzyszy postanowił o sobie przypomnieć. Ier, z głośnym skrzekiem godnym starej ropuchy, wskoczył mi nagle na ramię, przekrzywiając czaszkę na mojej głowie. Następnie zaskrzeczał mi prosto do ucha, nie zważając na moje zaskoczenie i próby zrzucenia go. Ostatecznie tylko się skrzywiłam obiecując sobie, że wytrzymam jeszcze te kilka minut, dopóki nie dowiem się, jak wydostać się stąd, gdzie się znalazłam. Natrafiłam na spojrzenie chłopaka. Oczy mu błyszczały i uśmiechał się drwiąco.
- Urocze stworzonko. - po raz kolejny stwierdził niewinnie i wzruszył ramionami, gdy sarknęłam coś pod nosem. Z trudem się powstrzymywałam, aby nie rzucić na niego klątwy.
- Tak. Hav urocze. - wycedziłam, z przyzwyczajenia wplatając w wypowiedź słówko z mojej rodzimej planety. Chłopak wciąż się nie przedstawił i najwyraźniej nie miał takiego zamiaru. Albo był aż tak niedomyślny, albo specjalnie czekał, aż sama zapytam. Niedoczekanie.
Po kolejnych 15 minutach spędzonych w całkowitej ciszy, podczas których chyba tylko ja czułam się nieswojo, jednak postanowiłam zrzucić koronę z głowy i zapytać, choćby i nawet miał to uznać za osobiste zwycięstwo. Choć, w sumie, nie wiedziałam, co mu chodziło po myśli.
- Soth. Niech ci będzie. - rzuciłam mu spojrzenie spode łba. - Jak się nazywasz? Czy może to zbyt poufne dane? - usilnie starałam się nie zirytować, ale chyba było to wbrew mojemu charakterowi. No cóż. - Jak już się namyślisz, to możesz też mi przy okazji powiedzieć, gdzie w tej chwili jesteśmy.
Założyłam skrzydła na piersi, zerkając w dół, na stojącego nieco w oddaleniu ode mnie chłopaka. Ier dalej mi coś uparcie piszczał za uchem, ale jak go ignorowałam przez ostatnie minuty, tak ignorowałam go teraz.

<Akihiro?>

Od Akihiro CD Jegen


Zauważyłem to skrzywienie. Interesujące. Czyżby nie znosiła własnego towarzysza?
-Urocze stworzenie.- odpowiedziałem patrząc na sokoła.- I w dodatku takie bystre.- dodałem przyglądając się harpii. Wyprostowała się i spojrzała na mnie uważnie. Przybrałem minę poważnego biurokraty.- Jak takie wyjątkowe istoty znalazły się na tej wyspie?- zapytałem, ignorując naszą umowę. Jegen spojrzała na mnie i spokojnie, aczkolwiek mam wrażenie że w środku się gotowała, odpowiedziała.
-To nie jest twój interes, chłopcze. Poza tym nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – ups, chyba naciągnąłem cienką strunę. Lepiej jej nie drażnić. Uśmiechnąłem się nieśmiało udając zakłopotanie.
-No bo… - zacząłem szukając jakieś wymówki, sokół wyszedł zza jej nóg i podszedł w moją stronę, napawając się moją niepewnością- To wszystko jego wina.- powiedziałem wskazując na raroga. Kobieta spojrzała na mnie jak na idiotę.
-To, że podążałeś za mną jest z winy lera?- zapytała z niedowierzaniem. Patrzyłem na nią przybierając pewniejszą postawę.
-No tak, przelatywał nad moim domem. A jako że nie miałem ważniejszych zajęć, postanowiłem pozwiedzać wyspę z punktu widzenia sokoła.- odpowiedziałem. Reszty wydarzeń sama się domyśliła. Przerzuciła wzrok na stworzenie. Nie wiedziałem czy była zła czy spokojna. Ta przedstawicielka płci pięknej różniła się od tych, które dotychczas spotkałem. Zazwyczaj kobiety są jak otwarte księgi. Widać wszystko. Radość, strach czy inne emocje. Na nią jak patrzę to nie widzę nic. Nawet jak jest zła to nie skacze mi do gardła. Ciekawe.
-Przyznam, że jest bardzo mądry.- przerwałem zaistniałą ciszę, a harpia od razu zwróciła się w moją stronę.- Szybko zauważył że nie jestem zwykłym orłem i błyskawicznie ostrzegł ciebie przede mną.- Dodałem zachowując pełną powagę. Przewróciła oczami uznając mnie za znikome zagrożenie. Może i miała rację, a może nie? Z pewnością nie chcę teraz tego sprawdzać. A właśnie..
- Czemu od razu mnie nie zatrzymałaś? Przecież ler cię ostrzegał. – zauważyłem, poddając się ciekawości.
<Jegen?>

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Od Jegen CD Akihiro


Leciałam tak już drugą godzinę, rzucając szybkie spojrzenia na roztaczające się pode mną widoki. Powoli już zaczynałam tracić nadzieję, co jak na mnie i tak było dobrze, gdyż z natury znudziłabym się, zanim bym jeszcze porządnie zaczęła. Plan był dobry, naprawdę dobry, szkoda tylko, że taki tajemniczy i niedopracowany. Nawet nie wiedziałam gdzie szukać. Machnęłam skrzydłami z irytacją, wzbijając się wyżej. Ierowi ledwo udało się mnie dogonić, po czym znowu został w tyle. Do moich uszu dotarł tylko jego cichy pisk protestu, ale raczej prędzej to wyczułam poprzez drgania, niż usłyszałam.
Zwolniłam. Teraz szybowałam, lekko machając tylko końcami skrzydeł, aby utrzymać się na obecnym pułapie. Mój plan prawie wyleciał mi z głowy, gdy lekki, chłodny wiatr plątał mi włosy. Nagle tuż pode mną przemknął raróg. Gdy zerknęłam na niego zdziwiona, posłał mi tylko spojrzenie z ukosa, wydał z siebie ostrzegawczy skrzek, jak podczas polowania, po czym zapikował nagle w dół, wyciągając szpony przed siebie. Zaskoczona pomknęłam za nim, nie zdążywszy nawet pomyśleć, co tu się tak właściwie wydarzyło przed chwilą. Raróg spadał przez chwilę z naprawdę dużej wysokości, co zdążyło tylko przemknąć mi przez myśl, po czym ni z tego, ni z owego wyhamował i wyrównał spokojnie lot, nie zwracając na mnie uwagi. Wbiłam w niego zdenerwowane spojrzenie. Niczego nie upolował, był zbyt wysoko, aby choć dostrzec jakieś poruszenie w dole, więc nie miałam pojęcia, czemu niby miało służyć to przedstawienie. Może chciał mi coś - znowu - pokazać? Nie dowiedziałam się jednak, co to w takim razie miało być. Raróg dopiero po chwili zorientował się, że zignorowałam jego działania i spokojnie leciałam dalej. Z widocznym gniewem w błyszczących oczkach wleciał we mnie, szarpiąc pazurkami i dziobem za moją szkarłatną togę. Syknęłam i niecierpliwie machnęłam skrzydłami, co nie tyle w jakikolwiek sposób pomogło, ile zarzuciło mną i o mało nie wpakowałam się w jedno z niezwykle wysokich drzew rosnących na jakimś wzgórzu. Z ledwością je wyminęłam, rozpaczliwie operując wszystkimi piórami, jakie miałam na stanie, otarłam się końcami lotek o korę. Na Iera padł natychmiast rozeźlony wzrok moich czerwonych oczu. O dziwo, raróg zdawał się tego nie zauważać. Wczepiony we mnie uparcie skrzeczał i obracał łebek, jakby pokazując, bym się obejrzała. Jako iż przez jego atak straciłam chwilowo kontrolę nad lotem, nie miałam pojęcia, gdzie w danej chwili jestem, a co dopiero mówić, o cóż też mogło mojemu towarzyszowi chodzić. Rzucając mu zimne jak lód spojrzenie, wylądowałam lekko na wzgórzu, przedtem zataczając kilka kręgów, aby dokładnie zbadać otoczenie. Umknęło mi tylko poruszenie gdzieś wśród drzew...
Gdy tylko moje szpony dotknęły ziemi, Ier oderwał się w końcu od mojej togi i z oburzonym skrzekiem pomknął między drzewa. Machnęłam tylko za nim skrzydłem. Nie rozumiałam kompletnie, jak ja mogłam dogadywać się z tak irytującą istotą zanim trafiłam na tą wyspę i byłam do tego zmuszona. Teraz jednak miałam większy problem niż użeranie się z ptasim towarzyszem, a dokładniej - musiałam znaleźć drogę powrotną do okrytego mgłą lasu, w którym się zadomowiłam. Przez Iera zgubiłam się i nie byłam pewna czy nawet moja doskonała orientacja w terenie pomoże mi się odnaleźć. O planie związanym z mową sokołów omal nie zapomniałam.
Usłyszałam głośny skrzek dochodzący z kępki drzew. Przewróciłam oczami. Cóż znowu?
Okazało się, że powinnam jednak była słuchać sokoła, gdyż moim oczom ukazał się nie kto inny, jak właśnie Ier - tyle że ciągnący za trzymane w dziobie ucho jakiegoś chłopaka. Uniosłam brwi. Był sporo ode mnie niższy, a przy tym szczupły i stosunkowo blady. Patrzył na mnie kwaśno i widać było, że najchętniej uśmiechnąłby się drwiąco, gdyby nie to, że nie mógł opędzić się od sokoła, który co chwilę atakował go szponami lub dziobem. Nic mu poważnego nie robił, może poza ewentualnymi zadrapaniami na ramieniu czy policzku. Zdumiona wpatrywałam się w nich przez chwilę w bezruchu. Po kilku minutach otrząsnęłam się w końcu i wyprostowałam dumnie, opierając skrzydła o biodra. Pióra na mojej głowie nastroszyły się, tworząc rdzawoczerwoną koronę sterczącą ponad ptasią czaszką.
- Kim jesteś? - spytałam chłodno, ale na chłopaku nie zrobiło to wrażenia. Zamiast niego odezwał się jednak Ier, skrzecząc głośno. Stuknął dziobem w czaszkę tamtego, po czym zeskoczył na ziemię, wyciągając szpony i rozkładając szeroko skrzydła. Stamtąd posłał mi urażone spojrzenie i skokami oddalił się niespiesznie, popiskując. Przewróciłam oczami. Wtem przypomniało mi się, że to samo sokół uskuteczniał w powietrzu, czym doprowadził nas tutaj - gdziekolwiek owo "tutaj" by się nie znajdowało. Natychmiast przyszło mi coś do głowy. Zaciskając usta w wąską kreskę, zwróciłam się do chłopaka.
- Śledziłeś nas. - Nie było to pytanie. Z chłodnym spojrzeniem czerwonych oczu wyprostowałam się, nie oczekując odpowiedzi. Ier, uszczęśliwiony, że w końcu mu uwierzyłam, wskoczył na moje ramię i zerknął na obcego z wyższością. Odgoniłam go ruchem skrzydła, nie zważając na oburzone syknięcie ptaka.
- Nie śledziłem. - odparł tymczasem chłopak, uśmiechając się dziwnie. Chyba gorzko, ale nie potrafiłam tego jednoznacznie stwierdzić.
- Ah... Nie? - mruknęłam i uniosłam brew. - Dałabym sobie głowę uciąć, że widziałam... - zerknęłam na Iera, poprawiając czaszkę na swojej głowie. Ptak złapał spojrzenie i znów podskoczył, szponami wyrywając źdźbła trawy. - ...Cień orła za mną, gdy leciałam. - dokończyłam, nareszcie rozumiejąc, co Ier starał mi się cały czas pokazać. Wyprostowałam się z godnością, aby można było stwierdzić, iż jestem wiarygodna. Chłopak tylko prychnął.
- Nie śledziłem cię. - powtórzył. - Ale możliwe, że przez jakiś czas leciałem za tobą w postaci orła... Ale nie śledziłem.
Starałam się nie pokazać, że ogarnia mnie zimna wściekłość. Wzięłam więc tylko głęboki oddech, następnie wypuściłam powietrze powoli. Wygładziłam poszarpaną przez pazurki Iera togę. Udało mi się jakoś opanować. Nowy towarzysz działał mi na nerwy tą swoją nonszalancją.
- Ah tak. - odparłam krótko, mrużąc oczy. Nic sobie z tego nie robił, jedynie z lekkim uśmiechem potaknął. Również i ja kiwnęłam głową. Wolałam nic nie mówić, aby przypadkiem nie wyrwało mi się coś, czego mogłabym żałować. Rozłożyłam skrzydła, chcąc odlecieć, ale ubiegł mnie głos nowo poznanego.
- Jak cię zwą? Jeśli mogę spytać...?
Nie spojrzałam na niego, gdyż pewnie uśmiechał się drwiąco, a na pewno by mnie to wściekło. Po co sobie psuć nerwy? Westchnęłam.
- Pytać nikt ci nie broni, chłopcze, jednak w zamian będziesz mi musiał powiedzieć, dlaczego mnie śledz... Podążałeś za mną. - obrzuciłam go uważnym acz krótkim spojrzeniem, żebym nie zdążyła się zirytować w razie czego. - Moje imię brzmi Jegen, jednak wiem, że wielu nazywa mnie Sokolnikiem - po prostu. Niektórzy zwracają się do mnie per pani Sokolnik.
Kiwnęłam mu głową, przytrzymując dziób mojej kościanej maski. Ier zapiszczał gdzieś z okolic moich stóp, przypominając o sobie.
- Ah, tak, to jest Ier, czyli sokół raróg. Mój... towarzysz. - ledwo zauważalnie się skrzywiłam. Wątpliwa przyjemność, mieć z nim do czynienia.

<Akihiro?>

niedziela, 21 stycznia 2018

Od Akihiro- c.d. Jegen


 Spacerowałem po ruchliwej ulicy w centrum Tokio. Ci śmiertelnicy są na swój sposób uroczy. Spieszą się ciągle dokądś. Chwila tu, zaraz chwila tam. Robią to z takim poświęceniem, jakby miało to jakikolwiek sens. A to wcale nie tak, że wystarczy jedno ugryzienie i ich cały pośpiech idzie na marne.. razem z życiem. Skręciłem w boczną uliczkę. Zauważyłem nadchodzącą z naprzeciwka młodą dziewczynę. Zwolniłem i zderzyłem się z nią udając zamyślonego.
-Przepraszam. – powiedziała nerwowo, jakby całe zajście było z jej winy. Uśmiechnąłem się do niej łagodnie.
-Ależ nic się nie stało. – urwałem podnosząc z ziemie jej torebkę. – Proszę mi wybaczyć, to moja wina.- dodałem szarmancko, oddając jej rzecz. Zarumieniła się, jak to zwykle robią młode kobiety na byle uprzejmość ze strony mężczyzny. Naiwne istoty. Nachyliłem się w jej kierunku i szepnąłem.
-Masz niezwykle piękne oczy.- Nie zdążyła zareagować, gdyż wbiłem moje śnieżnobiałe kły w jej uroczą młodą szyję. Nie minęła chwila, a dziewczyna martwa osunęła się na ziemię. Ta porcja krwi wystarczy mi na długo. Odszedłem dalej, nie zwracając uwagi na ciało. Moje zmysły po niedawnym żywieniu były jeszcze przymroczone, dlatego nie mogłem sobie pozwolić na bieg. Nagle poczułem igłę na ramieniu. Ostatnie co zobaczyłem, to twarz mężczyzny. Otworzyłem oczy. Usiadłem. Gdzie ja jestem?
-Halo!?- krzyknąłem oczekując odpowiedzi. Nikogo nie ma. Co to za miejsce? Wstałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. To był salon, więc jestem w jakimś domu. Z szybkością wiatru przeszukałem wszystkie pomieszczenia. Gustownie i z klasą. W takim miejscu to ja mogę przebywać. Znalazłem na stoliku list. Wziąłem go szybko i przeczytałem zawartość. Ahaaa. To jakiś żart? Jestem na wyspie, bo znaleźli mnie jacyś naukowcy? Czy oni wiedzą kim ja jestem? Pewnie tak, sądząc po zwrotach grzecznościowych. No przynajmniej ten mój nowy dom jest w miarę. Nie mogę opuszczać wyspy? To się jeszcze okaże.
-No dobra. – powiedziałem odkładając list. – Czas rozejrzeć się po okolicy. – Mówiąc to opuściłem dom. Ani żywej duszy. Ciekawe. Zauważyłem sokoła. Hmm.. ludzie lubią tresować te ptaki to może ma jakiegoś właściciela. Trzeba sprawdzić. Przybrałem formę sokoła i poleciałem za nim. Trzymałem się w pewnej odległości, aby ptak nie zauważył, że go śledzę. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, aby zrozumieć, że mój plan spalił na panewce. Mimo wszystko nadal trzymałem się z tyłu. Ptak wylądował obok jakieś istoty. Z pewnością była to kobieta. Co ją tak fascynowało w śniegu? O nie, to piekielne stworzenie chce zdradzić moją obecność! Schowałem się w zaroślach gestykulowałem, na ile mi się to udawało w tej formie, aby tego nie robił. Na szczęście jego właścicielka zdawała się go ignorować. Zaśmiałem się cicho, ale w taki sposób, że ptak to zauważył, przez co nasilił swe starania. W końcu ona straciła cierpliwość i odgoniła go ruchem skrzydeł. To by było na tyle z jego ostrzeżeń. Nagle uniosła się w powietrze i poleciała. Sokół spojrzał na mnie z wyrzutem.
-No co?- powiedziałem nie oczekując odpowiedzi, po czym wzbiłem się w górę, w postaci orła. Nie wiem dlaczego, ale postanowiłem śledzić tajemniczą kobietę.
<Jegen?> 

sobota, 20 stycznia 2018

Czwarty mieszkaniec- wampir Akihiro

Na Wyspę został sprowadzony kolejny mieszkaniec, dokładniej mówiąc wampir o imieniu Akihiro, który został znaleziony w Japonii. Jak sam mówi, za swoje stanowisko uważa arystokratę, ale zdarza mu się wykonać jakieś zabójstwo na zlecenie.


Powitajmy go z całym szacunkiem należnym przedstawicielowi legendarnej rasy wampirów!

Profil wampira- Akihiro

Większość ludzi woli przeważnie zaprzeczać okrutnej prawdzie, niż spojrzeć jej w oczy.
George R.R. Martin

 
Imię: Akihiro w skrócie Ak lub Hiro
Płeć: Czystej krwi samiec
Wiek: 250 lat
Gatunek: Legendarny
Rasa: Wampir
Głos: Jimin BTS
Stanowisko: Arystokrata.... ale nie pogardzi małym zleceniem zabójstwa.
Tatuaż: Ak uważa siebie za ósmy cud świata, któremu nie są potrzebne tatuaże… No dobraa straszliwie boi się igieł (do czego się nie przyzna), jednakże pod presją naukowców zezwala na wytatuowanie zakrwawionego znaku nieskończoności na prawej kostce. Znak ma za zadanie przypominać mu kim jest, mimo utraty doczesnego życia.
Charakter: Akihiro jest znany jako buntownik, często patrzy na resztę z góry, uwielbia dokuczać i drażnić ludzi. Jest to narcystyczny dowcipniś, ma gdzieś opinie innych i robi to na co ma ochotę. Ze względu na wysokie poczucie dumy, zazwyczaj wprowadza ludzi w błąd, mówiąc, że nie zależy mu na rzeczach, o które tak naprawdę bardzo dba. Nienawidzi, gdy mówi się mu, co ma robić i jest bardzo niecierpliwy. Gdy czegoś chce, dołoży wszelkich starań, by to zdobyć. Przybierając maskę rozpieszczonego ignoranta Ak skutecznie chroni dostęp do swojego wnętrza w obawie przed ponownym zranieniem. Czasem gdy trochę opuści barierę potrafi wysłuchać i porozmawiać. Zawsze niezależnie od nastroju pomoże innym w potrzebie.
 Cechy fizyczne: Hmm… Akihiro odziedziczył po swoim ojcu drobną, wysoką budowę umożliwiającą szybki bieg i dobrą koordynację ruchową. Jego siła jak na taki rozmiar ciała jest niebywała. Co prawda jego umiejętności zależą od tego kiedy i ile krwi wypił, także jednego dnia potrafi być silny jak tur, a drugiego nie ma siły wstać. Wszystko ogranicza jego pokarm. Gdy nadchodzi czas jedzenia często występują u niego zawroty głowy i migrena.
 Moce: Jest wampirem co samo w sobie świadczy o jego umiejętnościach fizycznych. Ponadto zmienia formę (nie tylko w nietoperza ) i w ograniczonym stopniu kontroluje powietrze.
 Partnerka: Nie ma, ale czy poszukuje? To zależy od jego nastroju :) :) ;)
Rodzina:
*Ojciec był wampirem ze szlachetnego rodu, a matka zwyczajną czarodziejką której Hiro nigdy nie poznał.
*Posiada brata, który zaginął lata temu.
 Kraj pochodzenia: Japonia, Azja
Zainteresowania: Jako dziedzic bogatego rodu odebrał gruntowne wykształcenie. Szerokopojęty zakres literatury i etyki nie jest mu obcy. Uwielbia przesiadywać w samotności i czytać książki (robi to tylko wtedy gdy ma pewność że nikt go nie obserwuje). Muzyka klasyczna zawsze była miodem dla jego uszu, dzięki czemu potrafi grać na fortepianie i skrzypcach. Jeżeli chodzi zaś o umiejętności ruchowe to należy do nich zdolność pływania i jazdy konnej .
Pozamagiczne umiejętności: Gra na fortepianie i skrzypcach. Płynne posługiwanie się wieloma językami. Jazda konna oraz metody walki z użyciem mieczy, łuku i sztyletów. Pływanie.
Historia: No dobrze, skoro tak ładnie prosisz... Usiądź tutaj i słuchaj. Jak widać jestem wampirem, moim ojcem jest potomek jednego z wielkich rodów leżących wysoko w naszej hierarchii. Można by stwierdzić że należał do elity. Tak dobrze słyszysz on, nie ja. Nie jestem czystej krwi. Mój kochany ojczulek podczas jednej ze swych podróży postanowił zgwałcić jedną z czarodziejek wiatru, a owocem tego czynu zostałem ja. Po moich narodzinach ojciec, z niewiadomych mi powodów, zabrał mnie do swojego domu i traktował jak pełnoprawnego syna. Wychowywałem się w luksusach. Posiadałem wszystko co chciałem. Często spędzałem czas starszym bratem. Aż do pewnego wydarzenia... Od tamtej pory nie mam czego szukać w domu rodzinnym. No to by było na tyle. Szczegóły poznają wybrańcy.
Inne zdjęcia:
 Upomnienia: 2
 Pozostałe inf.: Dzięki domieszce krwi czarodziejki promienie słoneczne nie zabijają go.
 Właściciel/ka: PauliśŚka

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Od Jegen

- Odkąd pamiętam, lasy były mym domem. - zwierzyłam się mojemu towarzyszowi, długimi nogami machając od niechcenia, gdy siedziałam na poręczy mego Kompleksu, wpatrując się w tak oddalony w tej chwili ode mnie ląd. Posłałam Ierowi spojrzenie z ukosa. - A jak było z tobą?
To pytanie zadawałam już chyba dziesiąty raz na przestrzeni kilkunastu ostatnich dni, podczas których miałam wątpliwą przyjemność spędzać każdą wolną chwilę z młodym rarogiem. Który, w dodatku, patrzył się na mnie w tej chwili bez słowa. Nagle rozpostarł skrzydła, wydał z siebie nic mi nie mówiący skrzek, po czym zapikował w dół, tuż nad ziemią korygując lot. Szybko zniknął gdzieś za drzewami i tyle go widziałam. Zirytowana, pokręciłam głową. Nieprzerwanie próbowałam dowiedzieć się czegoś o mym towarzyszu, jednak ten ciągle zbywał mnie niecierpliwym popiskiwaniem, którego znaczenia nie rozumiałam, pomimo wiedzy o tylu językach, w tym także tych zwierzęcych. Irytował mnie. Oczywiście, czasami zdarzały się dni, gdy całkiem przyjemnie spędzaliśmy czas na polowaniach, lecz nie tego pragnęłam. Musiałam się stąd wydostać, lecz jak mogłam to zrobić, nie wiedząc nawet jak się tu znalazłam, ani nie znając swego jedynego towarzysza niedoli? Oh, oczywiście widywałam tu inne istoty. Nie wiedziałam, kim są, miałam jednak pewność, iż one także zdają sobie sprawę z mojej obecności na tej wyspie, której rozległe tereny wciąż badałam z bezpiecznej odległości, z powietrza. Choć nie miałam pojęcia, co tu robię ja, ani inne istoty mi podobne, czułam, iż nie są mi one wrogie - a nawet mogłam posunąć się w tych rozważaniach dalej, nazywając ich moimi sojusznikami i towarzyszami w tej pułapce, w jakiej wszyscy siedzieliśmy. Jednak nawet pomimo tego nie czułam, abym chciała się w danej chwili z nimi zadawać. Nie zakłócali oni mojego spokoju, raczej każdy zajmował się sobą, ale ja wolałam najpierw wybadać grunt, zanim komukolwiek na tej wyspie ukażę swoje prawdziwe oblicze. Długo musiałabym kogoś znać, oh, naprawdę długo, by w pełni mu zaufać. Oni wszyscy, te istoty... Na ten czas wolałam ich obserwować, zdając sobie sprawę, iż i ja jestem obserwowana.
Westchnąwszy, wspięłam się na drewnianą, popękaną od deszczu barierkę, szponami wyszukując natychmiast takie miejsca, by móc sprawnie i szybko odbić się od powierzchni, bez tego całego zbędnego ślizgania się i potykania. Następnie rozejrzałam się, mrużąc oczy, aby ochronić je przed słońcem, które bądź co bądź niezbyt mogło przebić się przez gęste poszycie drzew, jednak w niektórych miejscach miałam nad sobą jedynie czyste, błękitne niebo. Znajdowałam się naprawdę bardzo wysoko wśród drzew, tam, gdzie mogłam poczuć się tak, jakbym nigdy Kurhanu nie opuściła. Wdychając z rozkoszą rześkie, mroźne powietrze, potoczyłam bystrym niczym górski potok wzrokiem po odległych wyżynach, nizinach, lasach i dolinach, które roztaczały się po całej wyspie. Czasem, w chwilach takich jak ta, jednocześnie dochodziłam do wniosku, że może wcale nie będzie tu tak źle, że może uda mi się o tym miejscu powiedzieć: "Tu jest mój dom."... W tym samym czasie w moim umyśle kołatały się myśli: "To nie jest PRAWDZIWY dom. On został daleko, daleko w gwiazdach. I choćbyś nie wiem jak chciała, już nigdy tam nie wrócisz."...
Otrząsnęłam się, strosząc pióra, rozgoryczona. Nie mogłam się uwolnić od tych myśli... Mogłam jednak choć na chwilę zapobiec ich powrotowi. Rozłożyłam zatem szerokie, pierzaste skrzydła, każdą komórką ciała czując przejmujący chłód i lekki wiatr, hulający po okolicy, po czym runęłam do przodu. Wiatr smagał moją twarz, szarpał za maskę z ptasim dziobem i szkarłatną niczym krew togę, gdy leciałam na spotkanie ziemi, ze skrzydłami niedbale złożonymi do tyłu. Tuż nad ziemią rozłożyłam je gwałtownie, dzięki długim lotkom w ogonie sprawnie wymijając wszystkie okoliczne drzewa. W niezwykle szybkim tempie udało mi się pokonać Mglisty Las i wypaść na niewielką polanę, która wyglądała jak element krajobrazu wyjęty spod pióra bajarzy. Choć zima odcisnęła na tym miejscu swoje piętno, nawet dla mnie wydało się ono być piękne. Oczarowana, wylądowałam w pobliżu zgiętego do samej ziemi drzewa, masywnymi skrzydłami wytwarzając mini zamieć, gdy podmuchy powietrza podniosły zalegający na trawie śnieg. Zginając skrzydła, aby było mi wygodniej, uklęknęłam - na tyle, na ile ptaki mogą klęczeć - wśród śniegu i w dłonie nabrałam nieco lodowatego w dotyku puchu. Nie zdążyłam się nim jednak nacieszyć, gdyż obok mnie, na pniu kłaniającego się drzewa wylądował nagle sokół, skrzecząc przeraźliwie. Zmierzyłam go ponurym spojrzeniem, zirytowana, że przerwał mi w takiej chwili. Ptak jednak nic sobie z tego nie robił. Piszczał coś pod nosem w swoim języku, jednak ja, nie mogąc zrozumieć z jego paplaniny ani słowa, machnęłam tylko skrzydłem, aby go odpędzić. Oburzony, że wyganiam go jak kurę, tylko podskoczył parę razy w miejscu, aby uniknąć ciosu lotką w dziób i dalej skrzeczał, jednak teraz z wyrzutem widocznym w czarnych oczach. Miałam go dość. Jeśli chciał mi coś powiedzieć lub pokazać, to robił to w wyjątkowo nieprzyjemny i irytujący sposób.
Nagle zalążek pomysłu zaświtał mi w głowie. Uciszając raroga niecierpliwym machnięciem skrzydła, wskoczyłam na to samo drzewo, myśląc intensywnie. Jego zaciekawione choć nieco obrażone spojrzenie zignorowałam.
- A gdyby tak... - mruknęłam na głos, co ogólnie było do mnie nie podobne, zresztą tak samo jak to, że nie zareagowałam na popędzającego mnie ciągnięciem za togę sokoła. Spojrzałam na niego z ukosa, na co przechylił łebek, jakby pytająco.
- Mam pewien pomysł. - uniosłam brwi. - I mów co chcesz, ale jest to hav dobry pomysł.
Nie czekając na zamyślonego ptaka, rozłożyłam skrzydła, o mało nie zbijając nimi raroga z nóg, po czym odbiłam się, wyskakując na 5 metrów w górę i poszybowałam w wypatrzonym przeze mnie wcześniej kierunku. Właściwie nie do końca wiedziałam, gdzie mogłabym takiej osoby szukać, jednak skoro już postawiłam to sobie za cel, nie mogłam odpuścić.
Musiałam nauczyć się języka sokołów.

<Czy ktoś byłby chętny pomóc Sokolnik zrozumieć jej sokoła? Lub znaleźć kogoś, kto potrafiłby w tym języku rozmawiać?>

niedziela, 7 stycznia 2018

Profil towarzysza- Hyalophora cecropia Sonny

Znalezione obrazy dla zapytania ćma 
  
 Imię: Sonny
Płeć: Samiec
Gatunek: Hyalophora cecropia
Krótka historia: Zostałem sprowadzony na tę wyspę jako poczwarka, więc nie miałem zielonego pojęcia jak wygląda naturalne środowisko mojego gatunku. Kiedy wreszcie się wyklułem, pierwszym, co ujrzałem był Księżyc w pełni. 
Następne kilka lat spędziłem na krzyżowaniu się z samicami mego gatunku i walką o przetrwanie. 
Podczas jednej ze swoich nocnych wędrówek, wpadłem w pajęczą sieć. Oczywiście próbowałem się z niej za wszelką cenę uwolnić. Szybko jednak okazało się to ponad moje siły, więc dałem za wygraną i czekałem zrozpaczony na powrót jej właściciela. W pewnym momencie usłyszałem tuż obok siebie leciutki łopot skrzydeł, a chwilę później poczułem, że mogę swobodnie się poruszać. Od razu poszukałem wzrokiem swego wybawcy, którym okazał się niepozorny, baśniowy smok. Tak oto poznałem Shavi'ego.
Właściciel: Shavi

Trzeci mieszkaniec- baśniowy smok Shavi

Na naszą Wyspę został dostarczony trzeci mieszkaniec, a mianowicie baśniowy smok imieniem Shavi, złapany przez badaczy w górskiej kotlinie o nazwie Lan. Z uwagi na jego moce i charakterystyczny wygląd przypisali mu oni stanowisko posłańca snów. 

Znalezione obrazy dla zapytania baśniowe stworzenia 

Powitajmy go z całym szacunkiem należnym przedstawicielom jego walecznej rasy! 

sobota, 6 stycznia 2018

Profil baśniowego smoka- Shavi

 Śmiejecie się ze mnie, bo jestem inny... Ja się śmieję z was, bo wszyscy jesteście tacy sami...
Jonathan Davis,  wokalista amerykańskiego zespołu nu-metalowego Korn 

Podobny obraz

Imię: Shavi (czyt. Szawi)
Płeć: Smok
Wiek: 370 lat
 Gatunek: Baśniowy
Rasa: Baśniowy smok
Głos:  Nick Cave
 Stanowisko: Posłaniec snów
Tatuaż:

 Znaleziony obraz

 Charakter: Shavi, ze względu na swój niepozorny wygląd, może wydawać się na pierwszy rzut oka istotą, która powinna bardzo łatwo ustępować w każdej, nawet najbardziej lichej, wymianie zdań, aby przez przypadek nie narazić się na atak ze strony swego rozmówcy. Każdy jednak, kto miał okazję z nim konwersować, mając odmienne zdanie na jakiś temat niż on, ku swemu zaskoczeniu, szybko dowiadywał się, że tak, niestety, nie jest. Gad ten bowiem zawsze uparcie pozostaje przy swoich poglądach i jest gotowy zażarcie ich bronić za pomocą wszelkich możliwych, ale zawsze logicznych, argumentów. Aczkolwiek, jeśli trafia na osobnika, który nie chce z jakiegoś powodu przyjąć ich do wiadomości i stara mu się za wszelką cenę narzucić własny punkt rozumowania, zwyczajnie odlatuje, a gdy spotyka go następny raz, wymienia z nim tylko krótkie spojrzenie i szybuje swoją drogą, co może świadczyć o jego pamiętliwości.
Podobnie jak większość przedstawicieli smoczego rodu odznacza się ogromną dawką waleczności i odwagi, graniczącą czasem z brawurą, przez co część istot uważa go za szalonego. Ponad wszystko ceni sobie również swoją prywatność i wolność.
W przeciwieństwie do większych przedstawicieli tej rodziny wszelkie konflikty stara się rozwiązywać jednak drogą pokojową z korzyścią dla obu stron, co zwykle mu się udaje. Zdarza się nawet, że inni proszą go o pomoc w tego typu sytuacjach.
Cechy fizyczne: Na pierwszy rzut oka Shavi wydaje się malutkim, niepozornym zwierzątkiem, które niezwykle łatwo skrzywdzić, a przez to unieszkodliwić. Z tego powodu większość jego dotychczasowych rywali było niezwykle zdziwionych swoją porażką odniesioną w walce z nim. Dopiero w jej trakcie odkrywali bowiem, że mimo lekkiej budowy ciała, osobnik ten kryje w sobie, podobnie zresztą jak większość gatunków smoków, niespożyte pokłady siły i energii, co w połączeniu z doskonałym refleksem, czyni z niego godnego przeciwnika. Doskonale posługuje się  gwiazdkami ninja i zatrutymi strzałkami, których zapas zawsze nosi przy sobie. Potrafi również nieprzeciętnie szybko i długo fruwać bez chwili odpoczynku. Jest ponadto mistrzem wszelkiego rodzaju akrobacji. Z racji posiadanych skrzydeł nie może się jednak zamoczyć, bo natychmiast idzie na dno. Na lądzie zaś porusza się bardzo powolnie.
Moce: *Zsyłanie snu,
*Ingerowanie w niego,
*Przemiana w nocne zwierzęta,
*Powielanie swojej postaci,
*Stwarzanie iluzji i fatamorgan,
*Komunikowanie się ze światem zmarłych
Partnerka: Powoli traci nadzieję na odnalezienie swojej drugiej połowy.
Rodzina:
*Matka: Resa,
*Ojciec: Ptolemeusz,
*Siostra: Rebecka
Kraj pochodzenia: Przed przymusowym przybyciem na tę Wyspę Shavi zamieszkiwał górską dolinę o nazwie Lan, której jedynymi mieszkańcami były smoki wszelkich rozmiarów i ras jakie można sobie tylko wyobrazić. Każda z tych ostatnich była podzielona na swego rodzaju Kasty różniące się magicznymi talentami, a w związku z tym zajmowanymi stanowiskami. Wszystkie one jednak podlegały jednej parze królewskiej, a mianowicie ogromnym, śnieżnobiałym gadom z odmiany smoków lodu.
Skoro wiemy już coś nie coś o panujących tam podziałach społecznych, przejdźmy teraz do opisu samej kotliny. W końcu większość z Was nie dostąpiła zaszczytu obejrzenia jej na własne oczy. Postaram, więc Wam ją trochę przybliżyć.
W samym jej centrum znajduje się wielki, zbudowany z kamieni szlachetnych, pałac zamieszkiwany przez monarchów i ich rodzinę. W najbliższym jego otoczeniu można natomiast ujrzeć budynki zajmowane przez ich służbę i całe dworskie otoczenie. Pozostałe osobniki zamieszkują groty wykute w skałach.
 Wokół domostw wije się krystalicznie czysta rzeka, która przez większą część roku jest niestety skuta lodem z powodu surowego klimatu. W tym miejscu warto wspomnieć, że przez 9 miesięcy w roku jedyną panią tej krainy jest zima, co powoduje, że przeżywają tam tylko najbardziej wytrzymali, a reszta umiera.
Zainteresowania: Zgłębianie wszelkich zakątków Wyspy i kolekcjonowanie snów.
Pozamagiczne umiejętności: Podobno ma talent do snucia historii i rzeźbienia w lodzie.
 Historia: Moje serce zaczęło bić w górskiej kotlinie o nazwie Lan położonej wiele milionów kilometrów od tego świata i zamieszkiwanej jedynie przez smoki, gdzie spędziłem szczęśliwie całe swoje dzieciństwo. Niedługo jednak po tym, gdy wszedłem w dorosłość nasza kraina została odkryta przez badaczy z ziemi, na co byliśmy już duchowo przygotowani, gdyż od dłuższego czasu dochodziły nas słuchy o podbijaniu przez nich innych magicznych ziem. Przyjęliśmy ich, więc bardzo pokojowo z wszelkimi honorami należnymi przybyszom z tak daleka. Mało tego, pozwoliliśmy im nawet na przeprowadzanie na nas eksperymentów. Szybko jednak okazało się, że nie było to dla nich wystarczające. Pewnego dnia bowiem zdecydowali, że pozostałe badania nad naszą rasą będą prowadzić już u siebie i zaczęli poszukiwać ochotników, którzy by z nimi wrócili na ich planetę. Nie trzeba Wam chyba mówić, że nikt z nas się nie zgłosił. Naukowcy jednak nie poddali się tak łatwo, co doprowadziło do walki pomiędzy nami. W jej wyniku większość z nas zginęła, a Ci, którzy przeżyli, zostali unieruchomieni, wsadzeni do klatek i przewiezieni tutaj.
Inne zdjęcia:
*jako płomykówka,
*jako sowa uszata  
Upomnienia: Brak.
Towarzysz: Sonny
 Pozostałe inf.:
*Podobnie jak wszystkie smoki umie ziać ogniem, jednak ma on zielono-niebieski kolor,
*Jest zwierzęciem, które większość dnia spędza w swoim domku na drzewie, z którego wychodzi dopiero po zmierzchu,
*Swego ogona potrafi używać niczym bicza 
Właścicielka: WTSW/Howrse, SZOG/Doggi 

Profil towarzysza- jeleń kanadyjski Kuantos


Imię: Kuantos.
Płeć: Jeleń, czyli oczywiście samiec.
Gatunek: jeleń kanadyjski.
Krótka historia: Do niedawna żyłem jako jeleń cieszący się wolnością do czasu, kiedy pewnego dnia usłyszałem strzał, podniosłem głowę i film mi się urwał. Obudziłem się na jakiejś niezamieszkanej wyspie wśród obcych zwierząt. Nie mogłem się połapać o co w tym wszystkim chodzi, ale chcąc czy nie chcąc musiałem tutaj zamieszkać. Z czasem zostały tu przywiezione różne istoty, których w życiu nie widziałem oraz o ich istnieniu w ogóle nie słyszałem. Kiedy raz włóczyłem się po lesie z braku innych możliwości spędzenia dnia, usłyszałem cudowny dźwięk. Chcąc sprawdzić jego przyczynę udałem się w stronę skąd dochodził. Wtedy po raz pierwszy ujrzałem Arietes. Zauważyła mnie i, co mnie bardzo zdziwiło, przemówiła w moim języku. Czułem, że łączy mnie z nią jakiś niewidzialny sznurek, więc postanowiłem zapytać się czy mogę być jej towarzyszem. Zgodziła się.
Właścicielka: Arietes.

Trzecia mieszkanka- pół kobieta pół jeleń Arietes

Na naszą Wyspę została sprowadzona trzecia mieszkanka, a dokładnej mówiąc pół kobieta pół jeleń- Arietes. Została ona znaleziona na planecie zwanej Arbiros, a dzięki znajomości języków wszystkich światów przypisano jej stanowisko tłumacza.


Powitajmy ją z całym szacunkiem należnym temu wolnemu duchowi!

Profil centauro-jelenia Arietes

Jeśli nie umiesz latać, biegnij. Jeśli nie umiesz biegać, chodź. Jeśli nie umiesz chodzić, czołgaj się. Ale bez względu na wszystko – posuwaj się naprzód. 
Martin Luther King



Imię: Arietes.
Płeć: Arietes jest piękną, młodą kobietą.
Wiek: 350 lat.
Gatunek: Mitologiczny.
 Rasa: Trudno stwierdzić, jest to pół kobieta pół jeleń.
Stanowisko: Tłumacz.
Tatuaż:
Charakter: Arietes jest tajemniczą dziewczyną, która zdecydowanie woli towarzystwo zwierząt niż innych magicznych stworzeń. Bywa zadziorna, nie lubi jak ktoś jej rozkazuje, zwykle się sprzeciwia. Na jej twarzy często maluje się powaga, lecz czasem można wywołać u niej lekki uśmiech, a nawet cichy śmiech. Chodzi gdzie chce i kiedy chce nie pytając się o zgodę. Woli być w cieniu, słuchać, a nie mówić jednak kiedy zajdzie taka potrzeba może występować publicznie bez jakichś oporów. Konkretna, mówi mało, ale wystarczająco. Jest niezwykle odważna, potrafi się przeciwstawić wszystkim, mało sobie z tego robiąc. Niezwykle uparta, zdania nie zmienia tak łatwo. Świadoma swej wartości i pochodzenia łatwo zniewagi nie wybaczy aczkolwiek się nie chwali ani nie wywyższa. Dość trudno jest ją zdenerwować, ale łatwo zirytować. Jeśli ktoś śmiałby się z niej czy jej bliskich podeszłaby i po prostu dała z liścia. W stosunku do nieznajomych chłodna i nieufna. Oburza ją niekulturalne zachowanie oraz obrażanie czy ośmieszanie innych. Bez skrupułów wtrąca się w sprawę wyjaśniając całą sytuację. Niezwykle inteligentna, potrafi przewidzieć zamiary wroga. Lojalna do śmierci, jeśli się zdenerwuje lepiej jest zejść jej z oczu. 
Cechy fizyczne: Od pasa w dół ma smukłe ciało jelenia w kolorze mlecznym, a górną część kobiety o długich, jasnych blond włosach, pięknych zielonych oczach i jelenim porożu na głowie. Choć tego nie widać jest dość silna, potrafi mocno przyłożyć, a mięśnie jej ramion są niezwykle mocne przez częste posługiwanie się łukiem. Jest mistrzynią w strzelaniu z niego, umie naciągnąć cięciwę i prawie od razu wypuścić strzałę. Dzięki jelenim nogom potrafi rozwinąć dużą szybkość, zawdzięcza im również wielką wytrzymałość. Może biec i biec nie czując zbytniego zmęczenia. Jest bardzo zwinna, przy najszybszym biegu umie wymijać przeszkody stojące bardzo blisko siebie. Doskonale wspina się po górach, czasem żartuje sobie, że ma w sobie więcej kozicy niż jelenia. Ma natomiast problemy z podchodami, skradaniem się i takimi rzeczami, przez jej dolną część ciała. O czołganiu już nawet nie mówmy. Dość dobrze pływa, może nie szybko, ale miarowo. Oprócz łuku posługuje się dwoma długimi nożami, którymi włada tak dobrze i szybko, że można ujrzeć tylko srebrne dwie smugi.
Moce: 
*Potrafi wywołać całkiem pokaźne trzęsienie ziemi.
*Słuchają się jej jeleniowate i wszystkie rodzaje ptaków.
*Zna wszystkie języki światów, oprócz tego również zwierząt.
*Jej gra na flecie jest piękna, ale ten, kto znajdzie się w obrębie jego dźwięku może zostać unieruchomiony, uśpiony, ogłuszony lub może stracić zmysły. Arietes kocha na nim grać, a że stara się nie zabijać gra będąc całkowicie pewna samotności. Jedynie zwierzęta mogą jej słuchać.
Partner: Nie chce nawet o nim słyszeć. Jej serce jej wolne i nigdy nie będzie chciało do kogoś należeć.
Rodzina:
*
Ojciec-Terstet,
*Matka- Ersera
Kraj pochodzenia: Arietes pochodzi z planety zwanej Arbiros, a całe życie spędziła w Wielkim Lesie Senara. Cała planeta była porośnięta nieprzebytymi puszczami i borami, które nigdy nie ujrzały światła cywilizacji. Wszędzie tylko drzewa, krzewy, kwiaty, trawa i rzeki wraz ze strumieniami. Żyło na niej mnóstwo stworzeń, które na Ziemi widuje się tylko w wyobraźni lub w bajkach. Jednak Las Senara oprócz rodziny Arietes i jej samej zamieszkiwały tylko wszelkiego rodzaju ptaki,  jelenie, sarny i jadowite węże. Oczywiście magiczne.
Zainteresowania: Jak już było wspomniane, uwielbia grać na flecie. Tylko to przynosi jej spokój i otuchę. Od dziecka studiowała stare księgi, brała nauki u Wiedzących, co było wielkim wyróżnieniem, wybierała się w podróże po sąsiednich światach. Uwielbiała je poznawać, ich kulturę, historię...
 Pozamagiczne umiejętności: Cechuje ją doskonała pamięć, dzięki której zdołała nauczyć się tak wielu języków. Doskonale strzela z łuku, walczy swoimi dwoma nożami oraz gra na flecie. Poza tym ma piękny głos, lecz zawsze śpiewa w samotności. 
Historia: Urodziłam się na planecie zwanej Arbiros, w sercu Wielkiego Lasu Senara wśród drzew, które od dziecka zapewniały mi bezpieczeństwo i ostoję. Żyłam w nim tylko z rodzicami wiecznie się przemieszczając, mknąc wśród leśnego labiryntu w poszukiwaniu miejsca na spoczynek. Wyrosłam na pewną siebie, nie dającą sobą pomiatać kobietę. W dniu, w którym przekroczyłam próg dorosłości otrzymałam w prezencie od matki piękny ozdobiony znanym tylko mi i moim rodzicom pismem flet. Bardzo szybko nauczyłam się na nim grać, od dziecka mam smykałkę do takich rzeczy. Mama ostrzegła mnie przed zwodniczym działaniem jego śpiewu mającym czasem straszne skutki dla innych istot, lecz kazała mi go zatrzymać. Powiedziała, że zawsze kiedy będę na nim grać będzie mnie słyszeć i pomagać mi w trudnych decyzjach. Nie wiedziałam o co jej chodzi jednak zatrzymałam flet. Parędziesiąt lat później na naszej planecie znaleźli się obcy pochodzący, jeśli wierzyć ich słowom, z planety zwanej Ziemia. Wystąpili przed Radą Starszych, aby prosić o zwołanie po jednym ze wszystkich przedstawicieli istot żyjących na Arbiros. Wezwano moją matkę, ale jakiś szósty zmysł podpowiadał mi, że kryje się za tym jakiś podstęp. Oznajmiłam więc, że ja pójdę, bo skoro Rada wydała takie rozporządzenie, trzeba było się zastosować. I poszłam. Trochę się oburzyli widząc mnie zamiast matki, ale machnęłam na to ręką i olałam ich. Trwało to wiele tygodni, ponieważ naukowcy, bo tak się przedstawili, po kolei badali każde z nas, oglądali, aż jeden z tych, których wzięli na szczegółowe obserwacje nie wróciła z niewyjaśnionych przyczyn. Wzbudziło to we wszystkich podejrzenia, ale nie zdążyłam się wycofać, gdyż byłam następna. Zaprowadzili mnie do swojej "bazy" na naszej planecie i poddawali wielu badaniom. Według mnie trwało to za długo. Zmęczona i zirytowana tym, że nie chcieli mnie wypuścić tak długo, zażądałam natychmiastowego wypuszczenia mnie stąd, lecz zaczęli się śmiać. Nastąpiło "lekkie" nieporozumienie, gdyż puściły mi nerwy. Otrzymałam jakiś zastrzyk i świadomość mnie opuściła. Oczy otworzyłam dopiero na Wyspie. Całe szczęście nie przeszukiwali moich rzeczy. więc zatrzymałam mój flet, łuk i dwa sztylety. Z braku innego wyjścia musiałam zamieszkać na wyspie niepokojąc się o tych wszystkich, którzy zostali na Arbiros czekając na obserwacje przez naukowców.
Inne zdjęcia: -
 Upomnienia: -
Towarzysz: Kuantos
Właścicielka: Howrse: Babilon, Doggy: Dalil

Kolejne Krainy sprzymierzone

Do naszych Krain sprzymierzonych dołączają:
*Magic Guilds,
*Skrzydła wolności 

Drugi mieszkaniec- kotołako-wampir Raphel

Na naszą Wyspę został dowieziony drugi mieszkaniec, a mianowicie  kotołako-wampir królewskiej krwi imieniem Raphel z rodu Ketsueki, schwytany przez naukowców już podczas wędrówki po tej planecie. Z uwagi na jego talent artystyczny przydzielili mu oni stanowisko Upiększacza Ciała. 

  

Powitajmy go z całym szacunkiem należnym temu szlachetnie urodzonemu osobnikowi!

piątek, 5 stycznia 2018

Profil kotołako-wampira - Raphel

 Jesteś więźniem dopiero wtedy, kiedy sam na to pozwolisz.
własnego autorstwa
 

Imię: Raphel z rodu Ketsueki, jest to jego pełne imię rodowe z którego słynie, w swoim świecie. Czasami przedstawia się jako Azazel, aczkolwiek jest to bardziej pseudonim, aniżeli imię. Natomiast jeżeli ktoś zna jego macierzysty dom wie, że jego tytuł to Książe Raphel z rodu Ketsueki.
Płeć: Z tego co mu wiadomo to samiec.
Wiek: 254 lata.
Gatunek: Stworzenie nadnaturalne.
Rasa: Raphel jest mieszańcem dwóch ras, a dokładniej wampira i kotołaka. Z kotolaka ma cały wygląd, jednak wampiryzm daje mu możliwość pożywiania się krwią [zastępuje mu to sen] oraz nie starzenie się z wyglądu od wieku nastolatka [ucznia].
Głos:  Nightcore
Stanowisko:  Uważa się za Upiększacza Ciała. To znaczy, że zajmuje się tatuowaniem, percingiem, modelowaniem włosów oraz manikiurem, jest w stanie zrobić też makijaż. Natomiast jeżeli go ładnie poprosisz i dobrze zapłacisz, narysuje ci coś na płótnie, czy też kartce. Przyjmuje zapłatę w pieniądzach oraz krwi.
Tatuaż: Z faktu, że chłopak uwielbia upiększać swoje ciało w taki sposób, ma ich kilka jednak tylko jeden został wybrany do identyfikacji jego osoby. Są to rozległe róże na jego prawym ramieniu. Są to tylko czarne kontury jednak mimo tego, jest to największy tatuaż jaki chłopak ma, oraz ten który uważa za najpiękniejszy.
Charakter: Zacznijmy od tego, że nie jest to jeden osobny styl bycia, a kilka składowych które składają się na tego chłopaka. Najważniejsza rzecz, która od niego bije to chęć wolności, braku rozkazów. Od dziecka nie miał wolności i odzyskał ją tylko na cztery lata. Co prawda wtedy jego wiezienie było bardziej metaforą, jednak wolności wtedy nie czuł. Nauczył się wtedy ukrywać emocje i jest to jedna z niewielu umiejętności, które zachował w sobie. Rzadko kiedy pokazuje to co naprawdę czuje. Stara się być miły dla innych, jednak często jest to po prostu wymuszone. Nigdy nie poczuje prawdziwego szczęścia w miejscu gdzie nie ma wolności. Jego prawdziwe uczucia poznają dopiero bliskie jemu osoby, których jest stanowczo zbyt mało. Nigdy nie wpuszcza do siebie niepotrzebnych ludzi, rozmawia z innymi jednak nigdy tak jak z przyjacielem. spowodowane jest to jego nieufnością do innych, jak na razie nauczył się że wszyscy chcą tylko swojego dobra, a mają gdzieś co czują inni. On sam natomiast stara się pomagać innym mimo tego, że am nie ma tego czego by oczekiwał. Nigdy nie odmówi pomocy kiedy uważa, że osoba o nią prosząca naprawdę jej potrzebuje. Kiedy jednak uda ci się przejść tą ciężką drogę i dojść do Raphela poznasz chłopaka, który uwielbia spędzać czas z innymi. Pomimo braku przyjaciół w dzieciństwie nie stał się aspołeczny, aż tak bardzo. Co prawda nie przepada za gromadami ludzi, ale jedna czy dwie osoby mu wystarczą. Przy okazji nie należy do leni, które leżą tylko i wpatrują się w sufit, albo ścianę. Musi on robić cokolwiek, nawet małego. Trzeba też wspomnieć, że chłopak nie przejmuje się tm co o nim mówią. Zna swoją wartość, a złe słowa po nim po prostu spływają.
Cechy fizyczne: Może zacznijmy od tego co w im dobre. Z powodu jego budowy ciała, to znaczy bycia niskim i chudym, jest zwinny. W dodatku w wielu miejscach może się schować, dzięki czemu trudniej go dojrzeć i złapać. Nie posiada jednak zbytnio wyrobionych mięśni, wystarczają one do biegania i wspinaczek, jednak nie pomogą podczas walki. Przecież i tak nigdy nie uczył się walki, więc na nic by mu się to przydało. Najbardziej jednak doskwiera mu niedowidzenie na lewe oko, urodził się już z tym defektem więc w niczym mu to nie przeszkadza, jednak można to zaliczyć do słabości fizycznych. Trzeba jednak pamiętać, że nie wstydzi się tego, bo przecież nie ma czego.
Moce:
- panuje nad żywiołem lodu, co pozwala mu nie tylko zamrażać różnego rodzaju ciecze, ale też utrzymywać się na lodzie i utrzymywać w miarę stabilną temperaturę ciała odczuwając przy okazji zmiany w temperaturze otoczenia
- może porozumiewać się na odległość przy pomocy myśli, jednak tylko z osobami które zna
- przemienia się w zwykłego dachowca, jednak ma możliwość rozmawiania w tym ciele
- rozumie mowę zwierząt
Partner/ka: Jest biseksualny i czeka na osobę, która by go zaakceptowała. Nie szuka miłości na siłę, tylko na nią czeka.
Rodzina:
*Jego matką była wampirzyca imieniem Asuna, natomiast ojciec był Kotołakiem o imieniu Thomas.
*Ma starszą siostrę Beatris oraz dwóch młodszych braci Uriaha i Zeakiego
*Dziadek: Georgie,
*Ciotka: Virgina.
Kraj pochodzenia: W miejscu gdzie mieszkał, nie było czegoś takiego jak kraje. Były natomiast rody, które posiadały swoje połacie terenu. Tereny te posiadały taką samą nazwę jak rody, aby łatwiej było wiadomo gdzie się jest. Raphel pochodzi z równoległego wymiaru, gdzie żyją tylko istoty nadnaturalne i potrafią przemieszczać się między nimi. Świat z którego pochodzi chłopak nie różni się praktycznie niczym od naszego, może jedynie tym, że wygląda jak za czasów średniowiecza. Technologia jednak jest już taka sama. W jego świecie też istnieją komputery, telefony i wszelkie środki transportu podobnych do znanych przez ludzi.
Zainteresowania: Jego zainteresowania są dojść rozległe, jak na kogoś z takim wychowaniem. głównym jego zainteresowaniem na pewno jest rysownictwo i malarstwo, zawsze pozwalało mu się uwolnić od codzienności. Zaczęło się od prostych szkiców, a skończyło na ogromnych obrazach, które zaczął sprzedawać aby zarobić w tym świecie. Drugim jego zainteresowaniem jest gra na gitarze, co prawda z niej nie czerpie już korzyści majątkowych, jednak tak samo jak malarstwo pozwala mu odciąć się od świata i zagłębić we własne pragnienia oraz myśli. Ostatnią rzeczą, która nie ma spójności z resztą jest siedzenie w wysokich miejscach i obserwowanie innych, oraz wspinaczka na te miejsca. uwielbia ten rodzaj adrenaliny, kiedy jesteś krok od śmierci spowodowanej przez upadek.
Pozamagiczne umiejętności: Umie robi wszystko czym się zajmuje i co go interesuje. Czyli rysowanie i malarstwo, dzięki czemu umie tatuować. Potem gra na gitarze, a na samym końcu wspinaczki i przyglądanie się innym istotą. Nic nadzwyczajnego. Do jego umiejętności można jeszcze dodać kaligrafię, uczył się ładnego pisma od dziecka. Bardzo dobrze gra też w karty, jednak to tego potrzebne jest towarzystwo, którego jak na razie tutaj nie ma. Potrafi też jeździć konno, nawet na oklep.
Historia: Moje życie już od początku było przesądzone, narodziło się dziecko o białej sierści. U nas kotołaków oznaczało to tylko jedno, byłem królewskim potomkiem. Nasza rasa nie miała go już od wieli wieków, dlatego byłem najważniejszym dzieckiem nie tylko mojego rodu, ale wszystkich rodów, które były rodami wywodzących się od pierwszych kotołaków. Od dziecka wszyscy mi się kłaniali i nazywali księciem, a ja nie miałem co z tym zrobić. Dla całej mojej rodziny, mieszkańców na naszych terenach czy też innych kotołaków nie było ważne jak ja się z tym czuje. Położyli na moich barkach brzemię, na które kompletnie nie miałem ochoty. Jedynie brat Uriach i dziadek Georgie rozumieli przez co przechodziłem, inni byli zaślepieni tym, że mam w sobie błękitną krew. Przez to wszystko zamiast spotykać się z rówieśnikami, uczyłem się na stanowisko monarchy. Przez 180 lat nie sprzeciwiałem się temu, byłem pierworodnym, do tego królewskim synem przez co czułem, że tak właśnie musi być. Jednak przed dzień mojej koronacji, czyli dokładnie wtedy kiedy wiekowo byłem dojrzały coś się we mnie zagotowało. Nie chciałem zostać więźniem własnego losu, po prostu nie i koniec. Tak więc noc przed koronacją postanowiłem uciec, pożegnałem się jeszcze z bratem i dziadkiem, po czym przeniosłem się do świata ludzi, na Ziemię. Dane mi było żyć na wolności ledwo 4 lata. Bo w wieku 184 lat złapano mnie i przywieziono na tą wyspę. Teraz tutaj próbuję ułożyć sobie jakoś życie, jednak czuje że wcale nie jest to leprze od tego, od czego uciekłem. Czasami kontaktuje się z Uriahem, jednak bardzo rzadko. Od czasu mojej ucieczki kotołaki nadal mnie szukają i jest ryzyko, że kiedyś znajdą/
Inne zdjęcia:
 *jako kot
Upomnienia: 2/3
Towarzysz: Na razie brak.
Pozostałe inf.:
- jego krew posiada błękity odcień, w przypadku kitsune stwierdzenie że królewska krew jest błękitna, nie jest tylko metaforą. Krew ta nie posiada jednak żadnych magicznych zdolności.
- poza głównym tatuażem posiada jeszcze kilka, na prawym nadgarstku widnieje szkło z lekką rysą, symbolizuje ono jego walkę o wolność, natomiast na klatce ma klucz ptaków, który zmierza prosto do jego serca. Wszystkie te tatuaże są czarnymi obramowaniami.
- jego ulubionymi kwiatami są róże i zawsze widnieją w jego obrazach w jakiś sposób zachomikowane, nie zawsze widać jena pierwszy rzut oka. Jest to taki jego symbol rozpoznawczy, zamiast podpisów umieszcza na obrazach róże, z kaligraficznie pasującym do niego " A.R."
- jest jednym z niewielu kotołaków, które nie posiadają ogona w ludzkiej formie, może być o spowodowane wampirzymi genami, jednak nie jest pewna skąd taka cecha wyglądu
- Azazel jest przykładem osoby, która pomimo wszystkich dubr materialnych nadal czegoś pragnie
 Właścicielka: Akuma[HW] wikusia1331@gmail.com[GMAIL]

wtorek, 2 stycznia 2018

Profil towarzysza- sokół raróg Ier

http://fotoforum.gazeta.pl/photo/8/de/ve/hlvo/fbVA0cxdFYxnaOoQmX.jpg 
  
Imię: Ier
Płeć: Samiec
Gatunek: Sokół raróg
Krótka historia: Jegen w rzeczywistości nie ma pojęcia, skąd przypałętał się do niej młody raróg, pewne jest jednak, że oswoiła go lub dostała na Trondhaimie, planecie, na której została prawdopodobnie schwytana i przerzucona na Wyspę. Znalazła się tam z całym ekwipunkiem sokolnika, dodatkowo wiedząc, jak go używać. Jedyne, co wyleciało jej z pamięci, to pochodzenie ptaka.
Właścicielka: Jegen

Druga mieszkanka- harpia Jegen

Na naszą Wyspę została przewieziona druga mieszkanka, a dokładniej rzecz biorąc harpia imieniem Jegen, która została znaleziona przez odkrywców na planecie zwanej Trondhaimem. Z uwagi na jej cechy fizyczne przypisali jej oni stanowisko sokolnika.

 

Powitajmy ją z całym szacunkiem należnym tej niebezpiecznej, mitologicznej istocie! 

Profil harpii- Jegen

Słowa ograniczają, czasami milczenie bywa wymowniejsze i zawiera w sobie więcej treści.
T. Pratchett


Imię: Jegen (czyta się dokładnie tak, jak się pisze). Najczęściej jednak, zamiast prawdziwym imieniem, zwracano się do niej per Sokolnik, czasami odmieniając to imię w formie męskiej.
 Płeć: Kobieta
 Wiek: 336 lat
Gatunek: Mitologiczny
 Rasa: Harpia
Głos: Annie Lennox
Stanowisko: Sokolnik z przypadku, niegdyś podróżniczka, zaś zawsze - służąca radą i opowiastką kartograf i bajarz.
Tatuaż: Jej tatuaż nie jest ani prosty, ani mały. Znajduje się on na środku jej pleców, krawędziami zahaczając o boki.

Twisting Spiral by Gianni Sarcone

 Charakter: Warto zacząć od tego, że Sokolnik to nad wyraz poważna istota. Jedynym przejawem jej poczucia humoru są zgryźliwe docinki lub krzywy uśmieszek, który znika tak szybko, jak się pojawia. Większość żartów zbywa niecierpliwym przewróceniem oczami. Czasami potrafi także po prostu odwrócić się i wyjść, jeśli kogoś trzymają się żarty i nie bierze Sokolnik na poważnie. Jest niecierpliwa jak mało kto, każdego popędza i szybko się złości, choć jednocześnie szybko się uspokaja. Nie ma za grosz cierpliwości przede wszystkim do swojego raroga, Iera, nowo poznane osoby trzyma bardziej na dystans, nie od razu uzewnętrzniając swój charakter. Na ogół skryta i powściągliwa w emocjach, jeśli ją jednak zapytać o odbyte podróże i zobaczone światy... Nawet dziecko nie miałoby takiego wyrazu twarzy, takiego blasku w oczach. Potrafi o tym nawijać godzinami. Jeśli jest w złym humorze - a to się zdarza nad wyraz często - zbywa wszystkich półsłówkami. Biada temu, kto odważy się wówczas dalej ją maglować - najpewniej dostałby skrzydłem w twarz, a jeśli i to by nie poskutkowało, w ruch poszłyby grube na 10 palców tomiska z opowiastkami z Ziemi-2. Poza tym Sokolnik jest niezwykle zasadnicza i dynamiczna. Nie chce na nic czekać, wszystko ma być na teraz, a najlepiej - na wczoraj. Nie jest delikatna i nie boi się pobrudzić krwią. W rzeczywistości twarda niczym gotowana sowa. Apodyktyczna jak mało kto, a przy tym niezależna. W końcu nie chodzi o to, aby to ona kogoś słuchała - to wszyscy mają się słuchać jej, czyż nie?
 Cechy fizyczne: Wysoka i smukła Jegen posiada przede wszystkim parę potężnych, pierzastych skrzydeł, trwale połączonych z jej rękami. Posiada jednak osobne dłonie, którymi może dowolnie chwytać przedmioty. Jej stopy są zakończone sporymi ptasimi szponami, które pozwalają Sokolnik na przyczepianie się do gałęzi drzew i innych tego typu powierzchni. Na twarzy zawsze widnieje maska z ptasią czaszką, utrzymywana przez mocny sznurek owinięty wokół głowy, zaplątany wśród ogniście rudych włosów, postawionych na sztorc i jedwabiście gładkich, niczym pióra ptaka. Także pierś oraz ramiona Jegen pokryte są rdzawo-pomarańczowymi piórami. Jej płomieniste oczy zawsze podkreślone są na czarno. Nosi zazwyczaj togę pokrytą czarnymi jak smoła piórami bądź niedbale zawiniętą czerwoną szarfę. Posiada także ogon, dzięki czemu potrafi niezwykle szybko i zwinnie sterować swoim lotem, a także celnie wskakiwać na nawet daleko lub wysoko położone obiekty. Nie jest zbyt silna, a jej kości mają niewielką wytrzymałość, stara się więc zazwyczaj nadrabiać tę wadę swoją szybkością i zwinnością. Nie potrafi także pływać, a wręcz panicznie boi się wody. Koni nie cierpi, toteż nigdy nie nauczyła się jeździć konno. Z niezwykłą gracją zaś włada wszelaką bronią białą oraz własnymi szponami.
Moce:
> Potrafi swoim śpiewem zahipnotyzować do 10 osób naraz. Nie trwa to zbyt długo, ale Jegen wystarczy, gdyż osoby te są wówczas jakby ogłuszone i nieprzytomne, choć stoją lub siedzą z otwartymi oczami. Po obudzeniu czują niezwykły ból głowy oraz nudności, nie pamiętają także, co się z nimi działo.
> Siłą woli potrafi sprawić, aby przedmioty się poruszały, może także pokazać ludziom coś, co nie jest prawdą, a iluzją. Przydatne przy otwieraniu i zamykaniu zamków.
> Potrafi władać dźwiękiem oraz falami drgań. Dzięki temu ma niezwykle czuły słuch, może za pomocą drgań wyczuć, co znajduje się na końcu ciemnego korytarza lub odkryć, kogo ma przed sobą, gdyż każda istota drga z inną częstotliwością. Falą dźwięku może także rozbić coś lub powalić kogoś.
> Może rzucić na kogoś klątwę, którą tylko ona sama może odczynić (podczas pełni księżyca przestaje ona działać, niezależnie od woli Jegen).
> Przywołanie kogoś poprzez wypowiedzenie na głos lub w myśli, trzykrotnie, czyjegoś prawdziwego imienia. Osoba przywoływana będzie słyszała niemy krzyk dochodzący z miejsca, gdzie znajduje się Sokolnik.
> Kontrola nad roślinnością, w szczególności nad kolczastymi pnączami.
Partner: Brak i raczej nie zanosi się na to, by kogokolwiek w swoim typie znalazła.
Rodzina: 
*Jej matka zwała się Rotha, zaś ojciec Scolar. A może nie zwali, a zwą? Sokolnik mimo upływu tylu lat wciąż ma nadzieję, że pozostali na Kurhanie i mają się dobrze.
*Posiadała niegdyś młodszego o 120 lat brata o imieniu Scaarsoth, jednak od jakiegoś czasu nie widywała się z nim. Nie wie, czy także trafił na Wyspę.
 Kraj pochodzenia: Niewielka planeta o nazwie Królewski Kurhan. Znajdowała się ona w innym wymiarze niż Ziemia, a dokładniej w jednym z jej równoległych wymiarów, służąc za swego rodzaju niebo dla istot, które zginęły na równoległej Ziemi, zwanej przez istoty ją zamieszkujące Ziemią-2. Każdy, kto w jakikolwiek sposób stracił życie na Ziemi-2 i nie zdecydował się zostać na niej jako duch, szedł na Kurhan. Tam bez własnej woli odradzał się jako nowa istota - najczęściej nie pamiętająca swoich początków, nienazywająca swojej nowej rasy, przyjmująca nowe imię oraz nowe życie. Część z tych, którzy odradzali się na Kurhanie przemieszczała się z powrotem na Ziemię-2, rezygnując z braku głodu, śmierci czy pragnienia, jakie zapewniało życie na Kurhanie. Niektórzy zostawali, aby szkolić i wprowadzać w życie tych, którzy zginęli na Ziemi-2 i postanowili iść dalej. A część z nich, jak Jegen i Scaarsoth, postanowili spróbować szczęścia na innych planetach, innych wymiarach, twierdząc że nikt nie zacznie żyć naprawdę, dopóki nie opuści tego błędnego koła.
Zainteresowania: Uwielbia uczyć się nowych języków, to przede wszystkim. Lubi także samotne i dalekie podniebne wycieczki, przekazywanie opowieści tym, którzy chętni są je usłyszeć, a także całkiem dobrze rysuje, choć nie ma do tego za grosz cierpliwości. Jednymi z jej ulubionych zajęć są polowania z jej rarogiem Ierem.
 Pozamagiczne umiejętności: Bardzo sprawnie posługuje się wszelakiego rodzaju bronią palną oraz białą. Zna ponad sto języków za sprawą tułaczki po galaktyce. Ma talent do opowiadania historii, a także całkiem dobrze zna się na kartografii. Z Kurhanu wyniosła przydatną umiejętność kamuflowania się zawsze i wszędzie, a także kradzież doskonałą. Potrafi przejść obok kogoś, nawet się o niego nie ocierając, a zawartość kieszeni tamtego i tak ląduje w sakiewkach Sokolnika. W teorii potrafi zdziałać cuda, jeśli chodzi o przygotowywanie jedzenia - w praktyce dotąd się nie przyzwyczaiła, że w ogóle musi jeść.
Historia: Zacznijmy więc od tego, iż pochodzę ze świata o szumnej nazwie - Ara Haudh. W wolnym tłumaczeniu znaczy to mniej więcej tyle, co Królewski Kurhan. Cała planeta była niewielka, około 3 razy mniejsza niż Ziemia. Był to świat zamieszkiwany od wieków przez istoty, z których żadna nie była taka, jak inne, każdego różnił nie tylko wygląd, ale i zestaw magicznych mocy, jakimi się posługiwali. Choć nikt z natury nie czuł potrzeby kategoryzowania siebie pod względem ras, ja od najmłodszych lat ślęczałam nad starymi księgami opisującymi dzieje Ziemi-2 - jak zwykliśmy nazywać naszą ojczystą planetę - a przynajmniej ci z nas, którzy pamiętali kim byli w poprzednim wcieleniu lub ci, którzy ponownie się tam wybierali. Z tego też powodu, będąc dzieckiem, biegałam gdzie się tylko dało i każdemu - czy tego chciał, czy nie - przypinałam którąś z ras z książki. Jako iż każdy był inny, moje zadanie było niezwykle trudne. Ze względu jednak na mój wygląd oraz umiejętności uznałam, iż jak najbardziej mogę nazwać się wspaniałą i dumną rasą mitologiczną - byłam Harpią. Tym sposobem moja matka została Centaurem, zaś ojciec - Wilkiem Bez Twarzy. Większy problem miałam z moim bratem. Nie pasował praktycznie do żadnej kategorii, gdyż tu uwidaczniała się jakaś inna, dyskwalifikująca go cecha wyglądu, tu zaś nie pasowały mi jego moce. Ostatecznie Scaarsoth został Huldrefolkiem. Choć czas na Kurhanie nie był ściśle liczony - po co, skoro nikt nie umierał, a i tylko garstka nas tam żyła - spędziłam tam tylko niewielką część swojego życia. W teorii nie czułam potrzeby opuszczania naszego przytulnego lokum przez naprawdę wiele lat. Dopiero gdy mój brat osiągnął wiek, w którym wszystko zaczyna człowieka interesować, postanowiłam opuścić Kurhan i tak dobrze znane mi puszcze, dżungle oraz pustynne pustkowia i ruszyć w nieznane. Ze sobą zabrałam jedynie stos starych, zakurzonych ksiąg, nad którymi ślęczałam w dzieciństwie oraz brata. Tym sposobem zwiedziłam tysiące światów, w żadnym nie zatrzymując się na więcej niż kilkanaście dni czasu Królewskiego. Długo mi zajęło przyzwyczajenie się do uczucia głodu, zaś jeszcze dłużej - odnalezienie miejsca, gdzie mogłabym w końcu odpocząć, dożyć starości. Tylko o jednej planecie, zwanej Trondhaimem, odważyłam się powiedzieć, iż jest to mój dom. Niestety, długo nim nie pozostał. Planeta ta najechana została przez ludzkich osadników - a przynajmniej tak wówczas myślałam. Podczas ataku zostałam siłą rozdzielona z bratem. Następnie obudziłam się już na wyspie. Scaarsotha więcej nie zobaczyłam, jedyne zresztą co znalazłam przy sobie, to dzienniki z podróży po galaktyce, podniszczona księga z Ziemi-2 oraz młody raróg z karteczką doczepioną do nóżki. Widniało na niej tylko jedno krótkie słowo: Ier. Nie pamiętając jak się tu znalazłam, ani skąd wziął się tu ze mną sokół - gdziekolwiek nie znajdowało się owe tu - pogodziłam się z myślą, że to właśnie na Wyspie spędzę reszta swojego życia. 
Upomnienia: Brak.
Towarzysz: Ier
Właścicielka: -alice6- (howrse)