niedziela, 3 czerwca 2018

Od Arietes CD Jegen


Ruszyłam powoli w lewo, rzucając spojrzeniem to na otaczającą mnie przestrzeń, to na skalisty grunt pod moimi kopytami. Uniosłam oba moje noże i poruszałam się przez cały czas tak, jakby zza rogu zaraz miał wyskoczyć na mnie potężny, ziejący ogniem i siarką smok szczerzący na mnie zęby i zamierzający przegryźć mnie swoimi długimi zębiskami na pół. Całe szczęście, mimo ciągłej podróży wzdłuż ścian nic mnie nie zaatakowało ani nie wzbudziło zbyt dużych podejrzeń. Starałam się poruszać jak najciszej, ale było to szalenie trudne, ponieważ podłoże stanowiły drobne kamyczki, które przy najlżejszym kroku chrzęściły. Po pewnym czasie udało mi się stawiać tak kroki aby dźwięki nie były na częste i zbyt głośne. Jaskinia, którą obecnie badałam wraz z Jegen, była niezwykle ogromna. Miałam pewne podejrzenia, że im dalej zapuścimy się w to pomieszczenie, to pochodnie stopniowo zaczną zanikać, lecz myliłam się. Jak dotąd, szaleńczo wywijający językami ogień na pochodniach znajdował się w jednakowych odstępach, umieszczony tak aby oświetlić powierzony skrawek miejsca, lecz między dwiema był krótki odcinek drogi, w którym jasność odrobinę ciemniała. W takich miejscach zawsze przygotowywałam mięśnie na niespodziewany atak, zwłaszcza kiedy dalsza droga znajdowała się za wystającym kawałkiem ściany, zasłaniającym ją. Atak jednak nigdy nie nadszedł, a ja miałam coraz większe podejrzenia co do tego miejsca. Rzuciłam okiem na przeciwną część jaskini, tam, gdzie miała znajdować się Jegen. Stąd widziałam jej wysoką, dumną sylwetkę bardzo słabo z powodu odległości, która nas dzieliła. W tym momencie jakby poczuła na sobie mój wzrok, bo spojrzała w moją stronę. Nie widziałam wyrazu jej twarzy, więc tylko uniosłam rękę nad głowę, tuż przed pochodnią i pokazałam jej uniesiony kciuk. Odpowiedziała tym samym. 
Ruszyłam dalej, cały czas mając w polu mojego widzenia blask odbijających się płomieni na ostrzach moich noży. Komnata zdawała się nie mieć końca. Nie byłam pewna ile czasu minęło od wstąpienia w progi badanego pomieszczenia, ale miałam wrażenie, że trochę więcej niż pół godziny. Delikatnie dotknęłam wierzchem dłonią ściany, sprawdzając jej chropowatość. Westchnęłam w duchu. Taka sama jak wszystkie pozostałe. Przystanęłam i tym razem omiotłam wzrokiem środek. Nic, tylko pusta przestrzeń i harpia, gdzieś po drugiej stronie, nieco dalej niż ja. Po za nami i pochodniami nie było nic. Nawet owadów czy nietoperzy, które czasem trafiały się w poprzednich komnatach. Przeszłam parę kroków i w końcu trafiłam na coś interesującego, mianowicie ślad czarno-zielonego śluzu, ciągnący się parę metrów i znikający dalej. Co to ma być do diaska? Z pewnością należeć musiało do pokonanego potwora, leżącego z wywalonymi gałkami ocznymi przed wejściem do tych labiryntów. Czemu jednak znalazło się to akurat tutaj i znikało po kilku metrach? Ze stwora maź ciekła naokrągło i zdecydowanie nie była tak wąska i krótka jak ta tutaj. Po za tym pomieszczenie wydawało się czyste, zbyt czyste jak na mieszkającego w nim obleśnego potwora. Już miałam zawołać moją towarzyszkę, gdy doszły mnie, jak sądzę, jej drgania. Zachowałam milczenie i rzuciłam okiem w jej stronę, chcąc zobaczyć czy coś ją zaatakowało, lecz nie zauważyłam nic podejrzanego. Chciała więc coś mi pokazać. Machnąłem jej ręką na znak, że już idę, po czym ruszyłam w poprzek komnaty. Było znacznie ciemniej niż przy ścianach, lecz niewiele. Pochodni było na tyle dużo aby w całym pomieszczeniu zapewnić oświetlenie. Kiedy zbliżyłam się do niej rzuciłam:
-Właśnie miałam cię zawołać, ale mnie wyprzedziłaś. O co chodzi?

<Jegen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz