niedziela, 3 czerwca 2018

Od Coeli - c.d. Alharisa ,,Przybycie na Wyspę"


Kiedy tylko mój brat zniknął pośród gęstej roślinności, zwróciłam się do rumaka:
- W takim razie prowadź.
Ten w odpowiedzi parsknął nieznacznie i ruszył zdecydowanie prosto przed siebie lekkim stępem jakby chcąc by pewnym, że spokojnie za nim nadążę.
Zatrzymał się dopiero po około dwudziestu minutach nad wielką, niemal kryształowo czystą rzeką, na której obu brzegach gdzie okiem nie spojrzeć rozciągały się ogromne, wyraźnie stare drzewa z pochylającymi się nad jej taflą od nadmiernego ciężaru soczystych owoców rozmaitych gatunków gałęziami. Gdzieniegdzie można było też dostrzec niewielkie krzaczki tego samego rodzaju.
- Mam nadzieję, że to wszystko wystarczy, by zaspokoić Twój apetyt. - oświadczył, układając się na malachitowo zielonej trawie.
- Jeszcze się pytasz?! - wykrzyknęłam uradowana, podchodząc do pierwszej z brzegu palmy i zrywając z niej orzech kokosowy. - Przecież tego starczyłoby na całą wieczność dla wszystkich mieszkańców Wyspy! Aż dziw, że nie widać tu żadnych naukowców.
To mówiąc, usiadłam tuż koło niego i, chwyciwszy odpowiedniej wielkości kamień, zaczęłam uderzać nim w łupinę, a gdy tylko pojawiły się na niej pierwsze pęknięcia, zbliżyłam go do ust i chciwie wypiłam sączące się z niego mleko, po czym powróciłam do poprzedniej czynności. Tym razem jednak przerwałam ją dopiero, gdy całkowicie się rozpadła.

***

Po około pół godzinie posiłku stwierdziłam, że nic więcej się we mnie nie zmieści, więc obudziwszy wierzchowca, oświadczyłam:
- Teraz, jeśli pozwolisz, chciałabym, abyś zaniósł mnie w pobliże internatu na małe przeszpiegi.
- Czy to na pewno bezpieczne? - spytał wyraźnie zdziwiony, wstając na nogi.
- Z pewnością nie, ale, jeśli tego nie zrobię, nigdy nie dowiem się jakie tajemnice może on skrywać w swoim wnętrzu. - odparłam, moszcząc się na jego grzbiecie.
- Można wiedzieć w jaki sposób zamierasz tego dokonać? - zaindagował przechodząc powoli do galopu.
- Jeszcze sama nie wiem, ale na miejscu z pewnością coś wymyślę.

***

Reszta drogi minęła nam w całkowitej ciszy, gdyż byłam zbyt pochłonięta układaniem planu, by móc jednocześnie prowadzić jakąkolwiek konwersację. Najlepszym tego dowodem może być z pewnością fakt, że gdy Kita wreszcie ostro zahamował wzbijając kopytami tumany kurzu, o mało co nie przeleciałam nad jego szyją. Uratowało mnie od tego tylko to, ze w ostatniej chwili złapałam się usilnie jego grzywy.
- Widzę, że jesteśmy już na miejscu. - stwierdziłam, zeskakując raźno na ziemię.
- Zgadza się, dlatego wolałbym się oddalić.
- Jasne, nie ma sprawy. - rzuciłam, wchodząc za granitowy głaz, mający kryć mnie w razie czego przed ciekawskimi spojrzeniami.
- Dziękuję. - to mówiąc, zrobił w tył zwrot i już go nie było.
Zostawszy sama, wyczarowałam dodatkową ochronę z gęstych zarośli i czekałam na rozwój wypadków.

***

Po paru godzinach dostrzegłam, że tuż koło mojej kryjówki przechodzi jakaś młoda, szczupła dziewczyna o długich, kręconych, hebanowych włosach w towarzystwie srebrnej lwicy. Domyślając się po jej ruchach i ubiorze oraz dość niepewnym zachowaniu, ze należy również choć w pewnym stopniu do istot magicznych, wysłałam w kierunku jej towarzyszki wiązkę uspokajającą, a ją samą złapałam za rękę i przyciągnęłam do siebie. Nieznajoma rzuciła mi zatrwożone spojrzenie i machinalnie sięgnęła do pasa, za który miała zatknięty puginał na sztylet. Chcąc ją powstrzymać od jego wyjęcia, rzekłam szybko:
- Nie sadzę, aby był Ci potrzebny. Nie chcę bowiem Cię skrzywdzić tylko uzyskać kilka informacji o tym miejscu i przebywającym wewnątrz badaczach.
W odpowiedzi dziewczę zaczęło wywijać dłońmi, z czego wywnioskowałam, że jest niemową. Na całe szczęście kiedyś, w lepszych czasach, uczyłam się także tego języka, więc wiedziałam, że chciałaby wiedzieć jak się nazywam i wyznać mi, że nie czuje się tutaj zbyt pewnie i wolałaby rozmawiać o tym jak najdalej od budynku przed nami.
- Jestem Coela. - przedstawiłam się. - Co do Twojej prośby, to sądzę, że możemy się rzeczywiście przenieść gdzieś dalej.
Ta znów zakreśliła kilka figur w powietrzu, mówiąc:
- Na imię mi Alvheid. Dziękuję za wysłuchanie mnie.   


<Rohusaya/ Alharis? Następne opowiadanie możesz skierować także właśnie do Alvheid.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz