poniedziałek, 11 czerwca 2018

Od Alharisa CD Alvheid ,,Przybycie na wyspę"


Kiedy Rohusayego zasłoniły drzewa, ułożyłem pysk na ziemi i wydmuchałem ze świstem powietrze, wzniecając w powietrze trochę pyłu. Sfinks przypomniał mi o ojczyźnie, ale i dał nadzieję na odzyskanie wolności i zobaczenia jej ponownie. Zastanawiałem się co stało się z Niterlatesem. O ile mi wiadomo, na wyspie nie było innych smoków oprócz mnie i Shavi'ego, więc zakładałem, że naukowcom nie udało się go pojmać. Całe szczęście pomyślałem. Uśmiechnąłem się lekko na myśl, jak to mój królewski brat straszy tych nędznych patafianów swoim bordowym ogniem i wygania ich z Darmy, a przy nim moja siostra- Krastacjata- wydmuchuje w powietrze nieujarzmione wiatry, tworzące huragany, nękające tych, co naruszyli ziemię pod smoczą opieką. Coś w głowie mówiło mi, że żyją i mnie szukają, wraz z ojcem i matką, a także całym korowodem tropicieli o srebrnych oczach i długich rogach, lecz mógłby to być po prostu głos bez znaczenia, wciągający mnie w niepotrzebną radość i tęsknotę.
Poczułem pragnienie, które stopniowo przybierało coraz większe rozmiary, więc uniosłem szyję lekko w górę i ruszyłem w kierunku wyjścia z jaskini. W trakcie tej czynności, zacząłem kurczyć się, aż przybrałem moją najmniejszą postać- mniej więcej wielkości średniego psa i długości około 1,5 metra, po czym wypełzłem na świeże powietrze. Od razu wytężyłem uszy w poszukiwaniu odgłosu cichego plusku wody, płynącej wartko po kamieniach stających jej na drodze. Ku mojemu zadowoleniu prawie od razu udało mi się wychwycić ów miły uchu dźwięk. Ruszyłem w jego stronę nie zawracając sobie głowy lataniem, chcąc poczuć miękką ściółkę, twarde korzenie i przyjemny chłód ziemi. Musiałem wyglądać jak wąż, o rozmiarach parokrotnie większych i w dodatku z rogami, nie dziwiłem się więc brakiem żywej duszy na mojej drodze. Jedynie zieleń roślin, różnokolorowość egzotycznych kwiatów, prawie czarny brąz życiodajnego gruntu i błękitne niebo, raz po raz wyglądające zza zasłon tworzonych przez rozłożyste korony drzew. Zdałem sobie sprawę, że tutaj będę samotny. Szczerze wątpiłem w to, że jakaś istota z własnej woli podejdzie i spyta się mnie o samopoczucie. Najpewniej ucieknie lub po prostu zacznie walczyć, próbując pozbawić mnie życia. Westchnąłem ciężko. Nie dziwiłbym się im, rzadko słyszy się o przyjaznych smokach, które mimo to, że potrafią wydobywać z siebie pokłady śmiercionośnego ognia, panują nad sobą i nigdy nie skrzywdziłyby niewinnych stworzeń. Dla drugiej cechy mojego charakteru samotność zapewne będzie ciężkim problemem, ale nie zamierzałem na siłę próbować wciskać się i tworzyć znajomości. Czas pokaże. Póki co miałem spotkać się z towarzyszami Rohusayego i nie miałem pojęcia czy przyjmą mnie z radością. Raczej nie.

<Alvheid/ Coela/ Enrique/ Shavi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz