poniedziałek, 29 stycznia 2018

Od Arietes

Spacerowałam przez las leniwie machając ogonem, czując na sobie spojrzenia ptaków kryjących się wśród obficie ozdobionych liśćmi gałęzi wysokich, smukłych drzew rosnących wzdłuż polnej, piaszczystej drogi. Słyszałam ich pokrzykiwania, wołania i rozmowy.
- Nowa mieszkanka...-usłyszałam cichy głosik w głowie i instynktownie spojrzałam w stronę, gdzie, jak mi się wydawało, znajdował się jego właściciel. Po chwili spośród gąszczu listków wyleciał wróbel. Byłam pewna, że to on. Wokół mnie rozbrzmiewały tysiące pięknych, delikatnych głosów mieszając się pod moją czaszką. To uczucie było niesamowite, jednak czasem uciążliwe. Tyle rzeczy do usłyszenia i zrozumienia. Można by wpaść w paranoję, dlatego od jakiegoś czasu zaczęłam uczyć się zwracać uwagę tylko na sam dźwięk, nie znaczenie. I choć było to trudne, widziałam postępy. Nagle moje wyostrzone przez jelenią część zmysły wyczuły znajomą istotę za mną. Przystanęłam rozgrzebując racicą piasek czekając na mojego towarzysza. Z każdą chwilą odgłosy jego biegu docierały do mnie coraz głośniej. Odwróciłam głowę powodując rozrzucenie moich jasnych włosów na twarzy przez wirujący wokół wiatr. Kuantos podbiegł do mnie z opuszczoną głową zwalniając do wolnego truchtu. Kiedy znalazł się obok mnie uśmiechnęłam się lekko i położyłam dłoń na jego porożu.
-Co tam przyjacielu?- pogłaskałam go delikatnie po pysku i odgarnęłam włosy z twarzy. Podniósł głowę i potrząsnął nią.
-Kicha. Obawiam się, że się stąd nie wydostaniemy.-westchnęłam ciężko.
-Będziemy próbować. Nie spędzę reszty życia na tej wyspie. Nie będę obiektem obserwacji tych potworów.- jeleń spojrzał na mnie tym swoim stanowczym spojrzeniem i prychnął.
-Oczywiście, ale musimy obmyślić plan. Póki co zaczekajmy.-skinęłam głową i uśmiechnęłam się ledwo unosząc konciki ust. Ruszyliśmy dalej wolnym krokiem tuż obok siebie, trwając w przyjemnym milczeniu. Zakrywające słońce chmury przetaczały się ciężko po niebie zwiastując rychły deszcz. Cudowna pogoda...mruknęłam z irytacją patrząc w niebo. W Wielkim Lesie deszcz był zjawiskiem bardzo rzadkim. Tutaj padał już tyle razy, że zdążyłam się przyzwyczaić. Mój towarzysz delikatnie dotknął mojego boku swoim porożem zwracając na niego moją uwagę.
-Zapowiada się niezła ulewa. Wolałbym się gdzieś schować, a nie nasiąknąć wodą jak gąbka.
-Dobry pomysł.- jeleń machnął głową i skoczył w las nie oglądając się na mnie. Przewróciłam oczami i również wpadłam w gąszcz drzew widząc go parędziesiąt metrów przede mną zgrabnie omijającego przeszkody w postaci powalonych pni, wystających korzeni, czy stojących mu na drodze krzewów lub drzew. Nie spuszczałam go z oczu, gdyż wiedziałam, że prowadzi mnie do jakiegoś miejsca, które nadaje się na przeczekanie ulewy. Mógłby chociaż poczekać...pomyślałam prychając. Po parunastu minutach szybkiego biegu ujrzałam przed sobą ogromną jaskinię, a w niej stojącego jelenia z wyciągniętą szyją nie spuszczającego mnie z oczu.
-Dzięki za to, że poczekałeś na mnie.- rzuciłam ironicznie zwalniając kiedy przekroczyłam próg jaskini.
-Myślałem, że nadążysz.-odparł z buńczucznym wzrokiem. Machnęłam na niego ręką i uśmiechnęłam się.
-Masz szczęście, że dałam ci fory.
-Ach tak?- nie odpowiedziałam tylko położyłam się na lekko wilgotnej ziemi i sięgnęłam po flet bezpiecznie leżący w skórzanej torbie, którą ze sobą zabrałam. Wyjęłam go i przesunęłam palcami po wyrytych na nim znakach. Kuantos przyglądał mi się z zainteresowaniem, lecz nagle poderwał głowę i skierował uszy do wejścia.
-Nie graj.- nie zdążyłam już spytać się o co mu chodzi, gdyż powoli pochylił głowę wystawiając imponujące poroże w stronę wejścia i patrząc na nie spod oka. Wstałam szybko łapiąc mój instrument w lewą rękę i napinając mięśnie. Po chwili na tle jasności pojawiła się jakaś postać potrząsając długimi skrzydłami.

<Jegen? Wena mi uciekła w połowie, ale opko jest.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz