niedziela, 20 maja 2018

Od Rohusayego CD Shavi' ego ,,Przybycie na wyspę"


Po opuszczeniu jaskini przez Coelę i Enrique stałem przez chwilę w ciszy rozmyślając o tym, co będę robić i stwierdziłem, że nie ma co czekać i, że od razu powinienem próbować znaleźć Alharisa.
Sam nie wiedziałem ile to potrwa, wyspa jest dość duża, a szybki smok, który potrafi zamienić swoje ciało w powietrze, może być przecież wszędzie. Przeczytane przeze mnie notatki, które znajdowały się w ukrytym pomieszczeniu mówiły, że jego jaskinia mieści się wśród bujnych lasów Krainy Wiecznego Rozkwitu, niedaleko jednego z większych wodospadów. Dzięki mapom odkrytym w Wielkiej Bibliotece miałem niejasne pojęcie, w którą stronę mam lecieć. Postanowiłem szukać smoka zdając się na skrzydła. Po pierwsze: będzie szybciej. Po drugie: ogarnę spojrzeniem większą przestrzeń, dzięki czemu zwiększą się szansę na ujrzenie szukanego. Po trzecie: on szybciej zobaczy mnie w powietrzu. Nie zamierzałem się kryć, byłem pewien, że nic mi nie zrobi, ponieważ wiedział o sfinksach, a także nie atakował bez powodu.
Zdecydowałem się na podróżowanie bez torby, bo gdybym ją miał wyglądało by zdecydowanie dziwnie i niepokojąco dla naukowców, zwłaszcza podczas lotu. Nie wiedziałem również, czy wyrobię się w dwa dni do zachodu słońca, ale cóż, zawsze warto spróbować. Nie wiedziałem jak zareaguje na moją obecność i na propozycję, którą mu złożę- o ile oczywiście go znajdę, ale miałem szczerą nadzieję, że weźmie udział w naszym spisku. Jego wsparcie byłoby niezwykle pomocne, tego byłem pewien.
Raczej nie powinno być problemów z wodą i pożywieniem. Na terenie prawie całej wyspy woda była dostępna i to w dużych ilościach. Jedzenia także nie powinno zabraknąć. Po skończonym posiłku oraz napiciu się wyszedłem z jaskini i rozpostarłem skrzydła. Nie zwlekając dłużej wzbiłem się w powietrze, dzięki paru mocnym ruchom moich skrzydeł. Zwiększając wysokość, stopniowo czułem coraz silniejsze i chłodniejsze powiewy mierzwiące włosy, brodę, futro i pióra. Lot pod nieskończonością wszechświata zawsze cieszył moje serce i napełniał myśli ukrytym szczęściem. Światło dwóch księżyców i lśniących gwiazd przypominał mi o moim dawnym życiu. Odpłynąłem w świat wspomnień wracając do dawnych chwil. Nagle stałem na wschodniej wieży Teskariotolisu obrzucając spojrzeniem spokojnie śpiące miasto, setki kilometrów pode mną. Znajdowałem się w cieniu największej z wież, najważniejszej i najpilniej strzeżonej. Prowadziła ona do zamkniętych, rzeźbionych ręką mistrzowską wrót, które otworzyć mogły tylko słowa sfinksów lub królewskich smoków. Wnętrze skrywało prastarą bibliotekę. Treść ksiąg i zwojów mogłaby doprowadzić zwykłego człowieka do szaleństwa tak wielką ilością informacji o wszystkich znanych dotychczas nam światach. Były tam ukryte losy tak wielu planet, że aby przeczytać wszystkie nie starczyłoby życia; powstawanie nowych, rozpad zmęczonych trwaniem. Darma, choć niewielka, należała do grona jednych z najstarszych. Jej mieszkańcy od dawien dawna szukali informacji o innych życiach poza nią. Przez wieki za potężnymi drzwiami, którym swojego drzewa użyczyło prześwietne Drzewo Istnienia, którego korzenie niegdyś oplatały całą Darmę, skrywały się informacje tak niesamowite, że każdy czytający w swoim mózgu widziałby dokładną drogę wędrowców spisujących wszystko, całe piękno dawnych lat i moc okrytych zapomnieniem istnień żyjących przed wiekami. Narodziny nowych światów, konanie starych i cała historia oplatająca je wszystkie. Taką treść zawierały nasze Księgi, których bronilibyśmy do śmierci. Sam nigdy nie przestąpiłem progu biblioteki, od wielu lat jej podwoje stały zamknięte. Dawno temu podjęto decyzję, która zabraniała wstępu. Uratowało to zapewne wiele istnień, żyjących na planetach, które nie chciały być odkryte.
Wieża ta znajdowała się po mojej prawej stronie, wnosząc się majestatycznie na tle nocnego nieba, wśród którego rozsiano gwiazdy. Mój stary przyjaciel- wiatr szalał wokół mnie, dotrzymując towarzystwa w samotności. Świat okryła ciemność, lecz nie taka, której niektórzy się boją. Ta ciemność przynosiła utęskniony odpoczynek i spokój. Z głębi lasu dochodził głośny śpiew nocnych ptaków, nienawykłych do światłą dnia. Ich głosy tworzyły doskonałą harmonię łącząc się we wspólnej pieśni. Czy ptaki nadal radują uszy niemogących spać? Czy nadal panuje spokój? Czy naukowcy wynieśli się z planety, zostawiając na niej życie?
W końcu wyrwałem się ze wspomnień i niepokoju zalewających moją głowę. Może Alharis udzieli mi jakichś informacji? Byłbym mu niezwykle wdzięczny. Póki co, musiałem go znaleźć. Machnąłem jeszcze raz skrzydłami, po czym wystawiłem się na działanie mocnych powiewów potrafiących nieść moje ciało, od czasu do czasu delikatnie korygując kierunek lotu.

<Shavi?>



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz