piątek, 25 maja 2018

Od Enrique de Rascon y Cornejo - c.d. Rohusayego ,,Przybycie na Wyspę"


Po wyjściu z jaskini  naszego gospodarza, zwróciłem się do siostry:
- Wiesz już od jakiego miejsca zamierzasz zacząć dzisiejsze szpiegowanie?
- Cóż...jeszcze tego do końca nie przemyślałam, ale sądzę, że najlepszym sposobem, aby zdobyć o nich najpotrzebniejsze informacje i jednocześnie nie wzbudzić ich podejrzeń będzie zakradnięcie się jak najbliżej bram internatu. - odparła, wyraźnie myśląc o czymś zupełnie innym, co można było łatwo wywnioskować po jej lekko zamglonym spojrzeniu i szybkości udzielania odpowiedzi.
- Wydaje mi się, że coś Cię trapi... - zauważyłem, starając się, aby nie czuła się zmuszana do zwierzeń.
Coela, usłyszawszy to, rzuciła mi zaskoczone i jednocześnie wściekłe spojrzenie, które tylko potwierdziło moje wcześniejsze obawy i, ze źle maskowaną obojętnością, wypaliła, szturchając mnie łokciem w bok:
- Daj spokój, nic mi nie jest! Po prostu staram się obmyślić jakiś plan działania, który w razie niepowodzenia nie ściągnąłby gniewu naukowców także na głowy magicznych stworzeń spoza naszego więzienia.
- Sądzisz, że są aż tak bezwzględni i mało inteligentni, aby mścić się za nasze małe grzeszki również na innych, bogu ducha winnym, istotach, nie mający nawet możliwości na skontaktowanie się z nami? - zaindagowałem ze sceptycyzmem. 
- W tej chwili nie dysponuję dostateczną ilością danych, aby móc potwierdzić lub odrzucić takową tezę, więc wolę się zabezpieczyć najlepiej jak to w tych warunkach możliwe. 
- I tak nie uda Ci się przewidzieć wszystkich zastawionych przez nich pułapek, bo nie wiesz praktycznie nic o sposobie myślenia, czy funkcjonowania naszego wroga, co w każdej, nawet najbardziej błahej, bitwie jest jednym z najważniejszych czynników mogących poprowadzić do zwycięstwa.
- Przypominam Ci, że raczej nie walczymy z nimi na śmierć i życie, a jedynie o ewentualną możliwość odzyskania wolności i powrócenia na nasze rodzinne planety.
- O ile jest jeszcze do czego w ogóle wracać... - westchnąłem ciężko.
- Musi być! - zakrzyknęła walecznie. - Przecież nawet, jeśli wyniszczyli całkowicie tamtejsze populacje , to zawsze można próbować odbudować wszystko od nowa!
- Z tym, że to zajęłoby wiele wieków i na pewno nie zdarzyłoby się za naszych czasów.
- Masz rację, ale już nasi prawnukowie mieliby szansę na życie w miarę normalnych warunkach.
- Fakt, jest to jakieś pocieszenie.
- Właśnie, a teraz może lepiej będzie znaleźć coś do jedzenia nim padniemy z głodu, a potem wyruszyć do pracy. - zaproponowała.
- Jestem jak najbardziej za.

<Rohusaya/Alharis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz