sobota, 26 maja 2018

Od Rohusayego CD Enrique de Rascon Y Cornejo ,,Przybycie na wyspę"


Po parudziesięciu minutach drogi wylądowałem w zacienionym wnętrzu obszernej jaskini, z której widać było wodospad, przy którym spotkałem Alharisa. Chociaż go nie wiedziałem, byłem pewny, że to był on. Nawet nie wziąłem pod uwagę możliwości zasadzki, co zazwyczaj zawsze przed podążeniem za czymś lub kimś robię. Przy spotkaniu z niewidzialnym smokiem czułem wokół siebie podmuchy niosące delikatne zapachy kwiatów, które zachwycały oko mieszkańców tylko jednej planety- Darmy. Po za tym, czułem w sercu dziwną radość, tak jakbym po wielu latach rozłąki spotkał mojego najlepszego przyjaciela albo członka rodziny.
Złożyłem skrzydła, które dotąd miałem szeroko rozpostarte i rozejrzałem się po wnętrzu jaskini. Sklepienie wisiało wysoko, a całe miejsce było wielkości jednej z większych komnat w Teskariotolisie. Wnętrze znajdowało się niżej niż poziom gruntu, dlatego panował przyjemny półmrok zapewniany także przez rosnące przy wyjściu pnącza. Spojrzałem za siebie, rzucając okiem na szeroki otwór, przez który wleciałem. Aby wyjść trzeba było po prostu wylecieć lub wspiąć się po paru głazach bujnie pokrytych bluszczem. Istoty nieposiadające skrzydeł miałyby zapewne pewne problemy, lecz dla smoka wylecieć na powietrzny ocean nie byłoby najmniejszym problemem. W całym pomieszczeniu czuć było ten piękny, lecz delikatny, towarzyszący smokowi zapach kwiatów Deletrius, najpiękniejszych z roślin, które widziały moje oczy, a ze wszystkich stron dobiegało ciche śpiewanie leśnych ptaków.
Po bardziej dokładnych oględzinach stanąłem przy wejściu czując przyjemne powiewy wiatru zapuszczające się do środka owej spokojnej, ukrytej jaskini i spojrzałem w jej głąb czując, że zaraz Alharis ujawni w pełni swoją obecność. I nie myliłem się. Parę sekund później do wnętrza wtargnął mocny podmuch i przysiągłbym, że towarzyszył mu cichy szept w języku, którego nie zrozumiałbym, nawet gdybym usłyszał wszystkie słowa. Wiatr ten niósł w sobie jednocześnie przyjemnie ciepły i orzeźwiająco chłodny oddech, a gdy uderzył w moją skórę, poczułem jakąś błogość i poczucie, że znalazłem się w miejscu, w którym powinienem. Trwało to zaledwie chwilę, ale wydawało mi się jakby czas zwolnił, a wszystko działo się o wiele wolniej. Nie zauważyłem nawet, że tajemnicze szepty umilkły, zahipnotyzowany tym co działo się przed moimi oczami. Widziałem ten podmuch, ale sam nie wiem czy dzięki wzrokowi czy w swojej wyobraźni. Widziałem jak leciał w stronę środka jaskini i krążył wokół początkowo niewidzialnego stworzenia. Nagle przede mną stał dostojny smok, którego ciało przez chwilę wydawało się być tylko śnieżno-granatowym dymem, a zaraz potem przybrało formę żyjącej istoty. Całe to zjawisko naprawdę trwało niewiele ponad siedem sekund, lecz mnie wydawało się, że trwało co najmniej dziesięć minut. Alharis spojrzał na mnie swoimi łagodnymi, lśniąco białymi oczami, lekko uderzył ogonem w ziemię i skłonił głowę.
-Witaj Rohusayo.- nie zdziwiłem się wcale, że znał moje imię. Każdy smok żyjący w Wietrznym Królestwie wiedział o wszystkich strażnikach pilnujących dzień i noc Teskariotolisu. Nawet o tym, który złożył przysięgę wierności minutę wcześniej. W czasie, gdy to się działo, smoki już wiedziały, nie wiadomo jakim sposobem, ale tak. Docierało do nich wszystko, co działo się na Darmie.
Głos Alharisa był cichy, a jednak słyszałem go doskonale. Przywoływał mi na myśl płynące po niebie pierzaste chmury, które cieszyły oczy przybierając kształty odpowiadające wyobraźni oglądającego. Smok wyglądał niezwykle dostojnie, stojąc z wysoko podniesioną, zakończoną smukłymi rogami głową i spoglądając na mnie przyjaznym, spokojnym spojrzeniem. Trafiłem na pierwszą odsłonę jego osobowości, co szczerze mi odpowiadało. Ukłoniłem się, rozkładając skrzydła w pozdrowieniu, po czym wyprostowałem się i odrzekłem.
-Alharisie, musimy porozmawiać.

<Shavi, Coela, Enrique?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz