wtorek, 6 lutego 2018

Od Jegen CD Arietes


Panująca wokół cisza, przerywana tylko cichym stukaniem kropel deszczu o skałę, zaczynała mi już działać na nerwy. O ile pani centaur zrobiła na mnie dobre pierwsze wrażenie swoim wyglądem, o tyle jej zachowanie dawało mi jasno do zrozumienia, że nie jestem mile widziana. Oczywiście mógł to być tylko mój wymysł - i pewnie był - ale jako istota zawsze przekonana o swej nieomylności przecież nie mogłabym tego przyznać. W efekcie zignorowałam to dziwne przeczucie i przyłożyłam połączoną ze skrzydłem dłoń na moim brzuchu, krzywiąc się lekko. Coś w środku zaczynało mnie boleć, potęgując tylko moją rosnącą z każdą chwilą frustrację. Nikt się oczywiście nie odzywał, tylko Ier wygładzał swoje pióra, a jeleń stojący naprzeciwko potrząsał imponującym porożem. Prychnęłam cicho pod nosem, na co centaur podniosła wzrok.
- Słucham?
- Nic nie mówiłam. - uniosłam dumnie głowę, prostując się, ale szybko tego pożałowałam, gdyż uderzyłam głową o sufit. Aż mnie zamroczyło. Warknęłam sama na siebie. Arietes zdawała się nie do końca rozumieć, co się ze mną dzieje - lub po prostu jej to nie obchodziło. Wzruszyła tylko ramionami. Wściekłość na nawet nic konkretnego zaczynała ogarniać mnie coraz bardziej...
Nagle usłyszałam coś w głębi jaskini. I najwyraźniej nie tylko ja, gdyż cała nasza czwórka nagle zastygła w bezruchu, strzygąc tylko uszami i spojrzeniami przewiercając ciemność. Z drugiej strony,  od wejścia, docierał do nas słaby szum deszczu, jednak mogłabym przysiąc, że to coś, co przed chwilą usłyszeliśmy wszyscy z głębi groty brzmiało jak... Warkot? Lub chrapliwy oddech? Zerknęłam na Arietes, ale i ona wydawała się być zaniepokojona, również i jej towarzysz powstał, przysuwając się bliżej niej. Na Iera nie patrzyłam, gdyż wiedziałam, że strach u niego zwyciężyłby z ciekawością. Nie wiedząc z czym mamy do czynienia mieliśmy marne szanse na wygraną, o ile oczywiście w zakamarkach jaskini coś się czai. Nie mówiąc już o tym, czy to coś, cokolwiek by to nie było, ma jakieś niecne zamiary. Ja oczywiście nastawiałam się od razu na walkę, zatem prawe skrzydło położyłam natychmiast na rękojeści mojej mini-kosy, a w ciemność wysłałam falę drgań. Wkrótce powróciły, odbite od ścian, przynosząc ze sobą obraz czegoś kryjącego się w mroku. Czegoś... sporego. Czegoś, czego sylwetka nie ukazana mi została zbyt wyraźnie, a co ewidentnie czaiło się, aby zaatakować nas lub ukryć się przed nami. Przełknęłam głośno, gdyż nagle zabrakło mi śliny. Nie bałam się, przecież wiadomo, że nie, ale... Nie lubiłam ciasnych pomieszczeń. A już w szczególności nie przepadałam na jaskiniami pełnymi nieznanych mi kreatur rządnych mojej krwi. Albo czegoś w tym stylu. Zamiast jednak coś zrobić, cokolwiek, wszyscy stanęliśmy nieruchomo. Reszta wciąż nasłuchiwała, czy aby dźwięk się nie powtórzy, a gdy rozejrzałam się ukradkiem stało się dla mnie jasne, iż Ier, ten tchórz, postanowił zostawić mi wolną rękę. Wolał już moknąć na zewnątrz niż czekać w jaskini na nieznane. Przewróciłam szkarłatnymi oczami. Machnęłam skrzydłem, aby skupić na sobie uwagę Arietes. Gdy na mnie spojrzała, uniosłam palec do ust, nakazując jej być cicho. Kto wie, co za licho siedziało w jaskini razem z nami.

<Arietes? Liche, bo liche, ale jest.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz