poniedziałek, 18 czerwca 2018
Od Shu CD Mavericka
Osoba, jaka zjawiła się na plaży, nie była mi znana. W sumie, o takie wrażenie bardzo łatwo w tym miejscu, gdyż oprócz pewnego demona, nie miałem możliwości zamienić z kimkolwiek słowa. To była w dużej części moja wina, ponieważ zamykałem się ostatnimi czasy w swoim domu i planowałem z duchami bunt. Typowy wieczór. Z tego powodu, pchany zarówno ciekawością jak i chęcią lepszego poznania potencjalnego przeciwnika, przebiegłem spojrzeniem od stóp mężczyzna aż po czubek jego głowy. Twarzy nie widziałem dokładnie, ponieważ zakrywał ją zazdrośnie przed światem zewnętrznym za pomocą kapelusza. Pomyślałem przelotnie, że sam powinienem również zasłonić swe oblicze, lecz odrzuciłem ten pomysł momentalnie. Nie będę przecież robił z siebie błazna, czyż nie?
Całkiem wysoki nieznajomy przywdział płaszcz, który, o losie, tak bardzo przypominał mi o dawnych czasach. Sam nie wiedziałem dlaczego. Jedynie jakieś zamglone, umykające wspomnienie o powrocie ojca do domu z długiej podróży zalśniło w podświadomości, aby w mgnieniu oka zniknąć po raz kolejny. Uznałem, że nie będę na siłę szukać przyczyny takiego stanu rzeczy. To nie czas ani miejsce na przemyślenia. Muszę się skupić. Muszę być czujny i pilnować, czy wszystko jest pod kontrolą. Nie żebym uważał, że ktoś na tej wyspie miałby w planach zaatakować nas w środku nocy. To raczej mój odruch, którego nie jestem w stanie się wyzbyć. I prawdopodobnie nigdy nie zniknie, patrząc przez pryzmat minionych zdarzeń. Objąłem się ukradkiem za ramiona, patrząc, jak przybysz chwyta się za brzeg kapelusza gestem godnym gentlemana.
— Widzę, że nie tylko mnie noc jest przyjacielem. Nazywam się Maverick.
— Nie tyle przyjacielem, co sojusznikiem — Zaśmiałem się krótko, bez krzty wesołości w głosie — Shu. Miło poznać.
Wsunąłem kopertę do kieszeni płaszcza, po czym odgarnąłem z czoła niesforne kosmyki. Całym swoim ciałem próbowałem pokazać, że jestem zrelaksowany i nie mam nic do ukrycia. Uznałem to za dobrą decyzję. Nie zależało mi przecież na tym, żeby nagle cała wyspa dowiedziała się, że mam układ z naszymi ciemiężycielami. Bo gdyby tak się stało, zapewne morale więźniów spadłyby jeszcze bardziej, a mnie samego czekałaby wycieczka w jedną stronę na stos. Widziałem w starych księgach drzeworyty, przedstawiające płonące kobiety, uznawane za czarownice w czasach średnich. A to nie był zbyt przyjemny dla oka widok. Doświadczenie palenia się żywcem, jak zgaduję, również nie było marzeniem żadnej z ofiar. Zamilkłem na dłuższą chwilę, w tym czasie odsuwając się od Mavericka, chcąc dać mu wolną rękę i wybór. Nie będę go przecież zatrzymywał. Zapewne ma jakiś powód, dlaczego o tak później godzinie opuścił swoje lokum. Może ma jakąś sprawę do załatwienia. Nie wiem. Nie chcę zbyt bardzo skupiać się na takich trywialnych szczegółach, kiedy to mam własne, większe zmartwienia na głowie. Jednym z nich jest głód, szarpiący trzewia i ściskający gardło. Przypominając sobie o własnym, potwornym wręcz wyglądzie w chwilach niskiego poziomu pożywienia, odwróciłem twarz w przeciwną stronę, niż padało światło księżyca. Zacisnąłem dłonie w pięści, próbując opanować się. Musiałem czymś zająć myśli, nawet nic nie znaczącą rozmową. A w tym przypadku, osoba tajemniczego mężczyzny, który nagle wyszedł z lasu, była jak ulał.
— Dlaczego nie śpisz? Czy jest coś, co trapi twoją duszę, że potrzebujesz odetchnąć na łonie natury? Wybacz mą bezpośredniość — Zdobyłem się na delikatne zerknięcie na rozmówcę — Aczkolwiek ta sprawa nurtuje mnie.
< Maverick? Przepraszam, że trochę krótkie i mało towarzysza ~ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz