niedziela, 18 lutego 2018
Od Arietes CD Jegen
Skinęłam w odpowiedzi głową i sięgnęłam najciszej jak się dało ręką do torby z której wyciągnęłam długi, ozdobiony literami z języka Dawnych pochodzących z Wielkiego Lasu łuk i kołczan pełen strzał o białych piórach. Kuantos rzucił mi wymowne spojrzenie.
-Ciekawe co za licho tam siedzi.
-Zaraz się przekonamy.- odparłam kierując moje niewypowiedziane na głos słowa w myśli jelenia. Cała nasza trójka (ptak Jegen odleciał, najwyraźniej zostawiając nam całą robotę) stała jak w kamieniu wykuta bez najlżejszego ruchu naszych ciał i nasłuchiwała czy dźwięk się nie powtórzy. Coś się tam czaiło i byłam tego pewna, zresztą tak jak wszyscy. Przestawiłam się na jelenie zmysły i nadal nasłuchiwałam razem ze wszystkimi, lecz tajemniczy odgłos nie powtórzył się. Nie śmieliśmy jednak używać naszych strun głosowych, gdyż to, że to "coś" umilkło, nie musiało znaczyć, że zniknęło. Towarzysząca mi i mojemu towarzyszowi harpia trzymająca swoją kosę machnęła ręką w stronę wyjścia, a ja kiwnęłam głową zgadzając się z nią. Jak najciszej wycofaliśmy się w jasność na dworze i spojrzeliśmy po sobie czekając. Wbijaliśmy wzrok w ciemności napinając mięśnie. Nagle w mroku rozbłysły dwa żółte, małe światełka, a z wnętrza jaskini dobiegł ochrypły warkot i po niecałej sekundzie z czerni wypadł stwór z rozcapierzonymi pazurami, zieloną jak pleśń śliną kapiącą z pyska i wściekłymi oczami przypominające reflektory. Wszyscy się uchyliliśmy, a zwierzę przeleciało nad naszymi głowami lądując na grzbiecie i wzbijając w górę błoto, które opadło na jego chropowate cielsko. Bestia była wielka i okropnie umięśniona. Wyglądało to tak jakby mięśnie zaraz miały rozerwać wstrętnie czarną, pokrytą śluzem takiego koloru jak ślina skórę. Pysk zwierza pokryty czarnym szlamem i poorany okrutnie wyglądał okropnie, same zębiska przyprawiały o ból głowy. Zielony, długi język bezwładnie przewalał się między poszczerbionymi kłami. Łapy krzywe z pazurami wbijającymi się w ziemię. Ogonów owo coś miało cztery; wszystkie pokryte śluzem i szlamem, a również czymś na kształt zaschniętej krwi w kolorze bordowo-czarnym. Coś na kształt skrzydeł wyrastało z ubogaconego kolcami grzbietu, lecz były one postrzępione i niezwykle krótkie, a na ich końcach poruszały się ostre szpony złowrogo się o siebie ocierając i wydając przy tym okropny zgrzyt. Stwór pokryty był łuską miejscami powykręcaną i odstającą, ale sprawiającą wrażenie wytrzymałej i grubej. Bestia powstała z ziemi, po jego pysku, grzbiecie i nogach spływało strumieniami błoto. Ogony bezwładnie leżały w nim zatopione. Wpatrywała się w naszą trójkę nienawistnie sycząc i mlaszcząc jęzorem, co powodowało rozprzestrzenianie się jej zielonej śliny. Ciekawe od jak dawna stwór tu mieszka. Od jak dawna tu jest? Ile niewinnych istot pożarł? Jego ryk sprawił, że ziemia pod naszymi nogami się zatrzęsła. Jegen potrząsnęła kosą, jeleń nastawił poroże, a ja lekko naciągnęłam łuk z założoną strzałą. Potwór opadł nisko na łapy i zaczął się do nas zbliżać prawie sunąc brzuchem po błocie. Na chwilę przystanął przyglądając się nam z nienawiścią po czym skoczył.
<Jegen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz