POPRZEDNIE OPOWIADANIE
Spoglądałem w dół, na ziemię oddaloną o kilkaset metrów, miarowo uderzając skrzydłami powietrze. Dotarłem już nad Krainę Wiecznego Rozkwitu i próbowałem dostrzec gdzieś smoka, lecz póki co poszukiwania nie dawały żadnych rezultatów. W zasięgu mojego wzroku właśnie pojawił się wysoki wodospad, którego szum już dolatywał do moich wyczulonych uszu. Silna, spieniona woda z dużą szybkością wystrzeliwała w powietrze aby po sekundzie spaść w otchłań i uderzył o niespokojne jezioro u stóp wodospadu. Otoczenie stanowiły bujne lasy typowe dla tej niezwykłej, pięknej krainy. Wiedziałem, że mieszkanie Alharisa znajduje się gdzieś w zasięgu wzroku od owych niesamowitych okolic, jednak obszary moich poszukiwań mogłyby być niezwykle olbrzymie. Smok mógłby być wszędzie, ponieważ wiedziałem jakie otrzymał stanowisko na tej wyspie. Możliwe było również, że akurat wybrał się na zwiedzanie naszego wspólnego więzienia. Możliwości było naprawdę sporo, ale na razie nie zawracałem sobie nimi głowy, tylko wypatrywałem blasku łusek w słońcu czy jakiegokolwiek innego znaku bytności poszukiwanego.
Zbliżyłem się do wodospadu mając go po swojej lewej stronie i zawisłem w powietrzu machając mocno skrzydłami aby utrzymać się w jednym miejscu i nie spaść w dół. Huk zagłuszał większość odgłosów, z czego oczywiście nie byłem zadowolony, więc oddaliłem się po wcześniejszym obrzuceniu otoczenia wzrokiem. Spojrzałem w górę mrużąc mocno powieki. Słońce stało w zenicie, co oznaczało, że przebywałem w powietrzu już wiele godzin, bo łapy oderwałem od ziemi godzinę przed wschodem. Całe szczęście nie czułem jeszcze ani głodu ani pragnienia ani zmęczenia.
Kiedy już chciałem oddalić się z miejsca, w którym aktualnie się znalazłem, moją uwagę przykuł cichy syk, gdzieś spode mnie. Od razu spojrzałem w dół, lecz moje oczy nie ujrzały nic podejrzanego, jedynie małe z tej odległości drzewa. Niektórzy pewnie zignorowali by to lub stwierdzili, że się przesłyszeli, lecz ja już wiedziałem.
-Alharisie, gdzie jesteś?- zawołałem w powietrze czując, że jest w pobliżu. Mimo, że przez chwilę nic się nie działo, nadal czekałem. Skupiłem się tylko i otworzyłem na zmysły. Nagle poczułem szybki ruch tuż obok, a moje ciało owiał delikatny powiew wiatru. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale w duchu uśmiechnąłem się, ponieważ znalazłem jedyną zamieszkują tę wyspę istotę, której bliska była Darma. Wiedziałem, że skoro jeszcze mi się nie pokazał, ale powiadomił o swojej obecności, to zapewne nie chce rozmawiać na otwartej przestrzeni, w powietrzu.
-Chcę porozmawiać.- wyjaśniłem nadal nie widząc nic. Doszedłem do wniosku, że smok jest niewidzialny. Nagle mój wzrok przykuło nagłe światło parę metrów przede mną. Po sekundzie zniknęło aby pojawić się znowu poniżej i znowu, coraz bardziej oddalając się ode mnie. Zakładałem, że to odbijające się promienie słoneczne w pojedynczych przezroczystych łuskach na ciele niewidzialnego smoka, który pozwolił niektórym częściom swojej skóry na odbijanie słonecznych promieni. Podążyłem za jego śladami obniżając lot coraz bardziej aby w końcu lecieć tuż nad poziomem drzew. Nie mogłem doczekać się na rozmowę z tą legendarną istotą, pochodzącą z rodu władców panujących nade mną i moja planetą. Miałem tylko nadzieję, że zgodzi się na dołączenie do planujących bunt przeciw naukowcom stojącym za oderwanie od wszystkiego co kochaliśmy.
<Shavi, Coela lub Enrique?>
Spoglądałem w dół, na ziemię oddaloną o kilkaset metrów, miarowo uderzając skrzydłami powietrze. Dotarłem już nad Krainę Wiecznego Rozkwitu i próbowałem dostrzec gdzieś smoka, lecz póki co poszukiwania nie dawały żadnych rezultatów. W zasięgu mojego wzroku właśnie pojawił się wysoki wodospad, którego szum już dolatywał do moich wyczulonych uszu. Silna, spieniona woda z dużą szybkością wystrzeliwała w powietrze aby po sekundzie spaść w otchłań i uderzył o niespokojne jezioro u stóp wodospadu. Otoczenie stanowiły bujne lasy typowe dla tej niezwykłej, pięknej krainy. Wiedziałem, że mieszkanie Alharisa znajduje się gdzieś w zasięgu wzroku od owych niesamowitych okolic, jednak obszary moich poszukiwań mogłyby być niezwykle olbrzymie. Smok mógłby być wszędzie, ponieważ wiedziałem jakie otrzymał stanowisko na tej wyspie. Możliwe było również, że akurat wybrał się na zwiedzanie naszego wspólnego więzienia. Możliwości było naprawdę sporo, ale na razie nie zawracałem sobie nimi głowy, tylko wypatrywałem blasku łusek w słońcu czy jakiegokolwiek innego znaku bytności poszukiwanego.
Zbliżyłem się do wodospadu mając go po swojej lewej stronie i zawisłem w powietrzu machając mocno skrzydłami aby utrzymać się w jednym miejscu i nie spaść w dół. Huk zagłuszał większość odgłosów, z czego oczywiście nie byłem zadowolony, więc oddaliłem się po wcześniejszym obrzuceniu otoczenia wzrokiem. Spojrzałem w górę mrużąc mocno powieki. Słońce stało w zenicie, co oznaczało, że przebywałem w powietrzu już wiele godzin, bo łapy oderwałem od ziemi godzinę przed wschodem. Całe szczęście nie czułem jeszcze ani głodu ani pragnienia ani zmęczenia.
Kiedy już chciałem oddalić się z miejsca, w którym aktualnie się znalazłem, moją uwagę przykuł cichy syk, gdzieś spode mnie. Od razu spojrzałem w dół, lecz moje oczy nie ujrzały nic podejrzanego, jedynie małe z tej odległości drzewa. Niektórzy pewnie zignorowali by to lub stwierdzili, że się przesłyszeli, lecz ja już wiedziałem.
-Alharisie, gdzie jesteś?- zawołałem w powietrze czując, że jest w pobliżu. Mimo, że przez chwilę nic się nie działo, nadal czekałem. Skupiłem się tylko i otworzyłem na zmysły. Nagle poczułem szybki ruch tuż obok, a moje ciało owiał delikatny powiew wiatru. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale w duchu uśmiechnąłem się, ponieważ znalazłem jedyną zamieszkują tę wyspę istotę, której bliska była Darma. Wiedziałem, że skoro jeszcze mi się nie pokazał, ale powiadomił o swojej obecności, to zapewne nie chce rozmawiać na otwartej przestrzeni, w powietrzu.
-Chcę porozmawiać.- wyjaśniłem nadal nie widząc nic. Doszedłem do wniosku, że smok jest niewidzialny. Nagle mój wzrok przykuło nagłe światło parę metrów przede mną. Po sekundzie zniknęło aby pojawić się znowu poniżej i znowu, coraz bardziej oddalając się ode mnie. Zakładałem, że to odbijające się promienie słoneczne w pojedynczych przezroczystych łuskach na ciele niewidzialnego smoka, który pozwolił niektórym częściom swojej skóry na odbijanie słonecznych promieni. Podążyłem za jego śladami obniżając lot coraz bardziej aby w końcu lecieć tuż nad poziomem drzew. Nie mogłem doczekać się na rozmowę z tą legendarną istotą, pochodzącą z rodu władców panujących nade mną i moja planetą. Miałem tylko nadzieję, że zgodzi się na dołączenie do planujących bunt przeciw naukowcom stojącym za oderwanie od wszystkiego co kochaliśmy.
<Shavi, Coela lub Enrique?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz