Rozkoszując się chłodnym wiatrem oraz drobnym deszczem przemykającym wśród piór, szybowałam nad wyspą. W takich chwilach mogłam się zrelaksować i wyrzucić z głowy wszystkie dręczące mnie myśli. Gdzieś pode mną leciał Ier, końcami skrzydeł muskając czubki najwyższych drzew. Wypatrywał zwierzyny, na którą moglibyśmy zapolować, gdyż uparcie chciał spędzać ze mną czas, a wiedział, że tylko poprzez zabranie mnie w teren zdoła mnie przekonać. Jeszcze niczego nie znalazł, ale i tak łapałam się na tym, że podoba mi się ten pomysł coraz bardziej. Polowania uwielbiałam nader wszystko, wtedy oboje z rarogiem byliśmy skupieni tylko na wyznaczonym celu i nie było miejsca na spory i przekomarzanie.
Z zamyślenia wyrwał mnie głośny, ostrzegawczy pisk ptaka, dochodzący gdzieś z dołu. Zerknęłam tam, a łagodny wyraz mojej twarzy zastąpiony został grymasem zdziwienia. Szybko coś wypatrzył, skubany. Teraz sokół zbliżył się do mnie, patrząc na mnie bystro jednym okiem. Wyraźnie się z czegoś cieszył. Przewróciłam tylko oczami i kiwnęłam głową, godząc się na rozpoczęcie polowania. Sokół wydał z siebie radosny skrzek i zanurkował nagle, spadając jak kamień między drzewa. Pomknęłam za nim. Spadaliśmy tak dobrych kilka chwil, a wtedy moim oczom ukazał się uciekający po śniegu, przerażony królik. Wysyłając w stronę Iera falę drgań nakierowałam go od odpowiedniej strony, aby mieć pewność, że zdobycz nam się nie wymknie. Mknęliśmy razem skrzydło w skrzydło tuż nad ziemią, on nieco wyżej, a puszysty króliczy ogon przybliżał się coraz bardziej i bardziej. Wyciągnęłam już szpony do przodu, niemalże czując dotyk miękkiego futra, gdy nagle Ier obok mnie zatrzepotał skrzydłami, hamując gwałtownie i zaskrzeczał, ostrzegając mnie przed czymś. Zirytowana, że straszy zwierzynę, która skorzystała z mojej chwilowej nieuwagi i wymknęła mi się, zerknęłam na niego, co okazało się być
hav złym pomysłem. Spojrzawszy ponownie przed siebie zdążyłam tylko szeroko otworzyć oczy ze zdumienia i machnąć potężnymi skrzydłami, dzięki czemu tylko cudem udało mi się nie wbić z całą prędkością prosto w skalną ścianę jakiejś jakini. Manewrując skrzydłami jak opętana, wylądowałam obok groty, ze zmęczenia nie mogąc złapać oddechu. Ier gdzieś zniknął, tak samo królik, który najwyraźniej widząc jaskinię odbił w bok i zniknął nam z oczu. Świetnie. Sarknęłam coś pod nosem, poprawiając przekrzywioną czaszkę na mojej głowie i rozczochranych przez wiatr i deszcz włosach. Moja czerwona tunika była w opłakanym stanie - brudna, wymięta i lekko udarta z jednej strony. Związałam dwa skrawki materiału świadoma, że najpewniej niewielka część mojego ubrania pozostała na jakiejś gałęzi, gdy rozpaczliwie starałam się nie rozbić. Otrzepałam skrzydłem togę, a gdy nic to nie dało, rozejrzałam się. Moim oczom ukazał się rogaty łeb potężnego jeleniowatego, który patrzył na mnie niezbyt przychylnie, wyglądając z jaskini. Chyba zakłóciłam mu spokój. Wyprostowałam się, przybierając poważną minę, ale w gruncie rzeczy jeśli rozzłościłam zwierza, mogłam zostać stratowana w każdej chwili. Tym bardziej cieszyłam się, że Ier zniknął, choć czułam jego szybkie drgania gdzieś w górze, na drzewach. Nie lubiłam go ani trochę, ale przecież nie życzyłam mu śmierci.
Jeleń nic mi jednak nie zrobił, cofnął się tylko, aby przepuścić kogoś lub coś, co znajdowało się w jaskini razem z nim. Wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku, więc i ja patrzyłam mu prosto w oczy. Wtem ukazało mi się chyba najpiękniejsze stworzenie, jakie kiedykolwiek widziałam, a widziałam ich wiele. Choć dziewczyna w połowie była parzystokopytnym i nie miała aż tylu nóg, co moja matka, niewątpliwie była centaurem. I to takim prawdziwym, nie nazwanym tak przez zwykłego czytelnika bajek z innego świata. Oniemiała patrzyłam na nią, dopóki nie uniosła brwi, zauważając mnie u progu jaskini w wymiętym ubraniu i rozczochranymi włosami. Deszcz stukał o moją czaszkę, woda spływała po mnie strugami, przez co przypominałam nieco zmokłą kurę. Dwumetrową zmokłą kurę. Centaur nie wydawała się być szczęśliwa z powodu zimnych kropel deszczu, jakie dotknęły jej ramienia, zanim ponownie nie skryła się w jaskini. Wysunęła stamtąd tylko głowę.
- Będziesz tak stać czy się schowasz?
Zamknęłam usta z trzaskiem i kiwnięciem głowy zgodziłam się. Nie mogłam się na nią napatrzeć. Nie chciałam być jednak niegrzeczna, więc w końcu oderwałam od niej wzrok i rozejrzałam się po jaskini.
- Kim jesteś? - nie zdołałam się w końcu powstrzymać i wypaliłam do niej z lekkim uśmiechem błąkającym się po twarzy. To chyba pierwszy raz, gdy się uśmiechnęłam. No, to dopiero zaszczytu dostąpiła. Intrygowała mnie, więc postanowiłam przeczekać ulewę w środku. Bez jedzenia mogłam jeszcze chwilę przeżyć, choć już czułam wewnątrz takie dziwne uczucie pustki i czegoś jeszcze, co ludzie na innych planetach nazywali głodem. Heh, jeszcze się nie przyzwyczaiłam. Otrząsnęłam się z zamyślenia i czekałam na odpowiedź.
<Arietes?>