niedziela, 25 lutego 2018

Od Rohusayego- CD Coeli ,,Przybycie na Wyspę"


Wyszedłem powoli z mojej jaskini, a kiedy przestąpiłem jej próg przystanąłem spoglądając w górę. Na wiecznie ciemnym niebie prezentowały się dwa ogromne księżyce rzucające wokół jasne blade światło. Oprócz nich po nocnym nieboskłonie spadały co chwilę gwiazdy tnąc powietrze swoimi ognistymi ogonami, a nieskończone ich piękne konstelacje piętrzyły się niby jakiś skomplikowany wzór na niemal czarnym materiale. Tak niesamowite otoczenie sprawiło, że postanowiłem zamieszkać tutaj, wśród samotności i ciszy, daleko od Świątyni, której teraz miałem bronić. Wewnątrz mnie tworzyło się coś dziwnego, właściwie mi obcego- frustracja. Czy Teskariotolis zdołał się obronić? Czy moi bracia mogą dalej żyć wśród radości razem z Białym Ludem i Królewskimi Smokami? Zastanawiało mnie to czy zeszły z chmur na pomoc swoim poddanym. Zapewne tak. Szanowałem te istoty, choć nigdy nie ujrzałem ich na oczy i byłem pewny, że w razie takiego zagrożenia dla Pomnika nie zapomniały o swoich obowiązkach. Ile Bladych Istot zginęło w tej napaści? Ile Strażników? Ile tych...naukowców? 
Machnąłem ze świstem ogonem nadal spoglądając w niebo, płynąc myślami do mojej planety, Darmy. Teskariotolis musiał być bezpieczny. Oni nie dopuściliby najeźdźców do Ksiąg i Pomnika. Cóż, ta nadzieja trzymała mnie w ryzach. Świątynia wraz z jej tajemnicami, dawno zapomnianymi i czczonymi elementami historii Darmy była dla mnie niemal świętością. Gdybym dowiedział się o jej zagładzie czy splądrowani, oni by mnie nie powstrzymali. Ujawnił by się mój dawno zapomniany gniew i nic nie powstrzymałoby mnie przed opuszczeniem tego przeklętego miejsca
Po firmamencie przemknęła kolejna, wyjątkowo jasna gwiazda. Mój wzrok podążył jej śladem zastanawiając się jak długo będę musiał tu żyć. Do końca moich dni? Nie. Muszę zdobyć informacje na temat mojego domu. Ale powoli, jeszcze dużo czasu. Trzeba to przemyśleć.
Kolejną sprawą były nękające mnie myśli na temat Świetlistej Drogi- świątyni, której miałem teraz bronić i pilnować. To co mnie zaskoczyło i napełniło nieufnością było to, że obcy nakazali mi takie stanowisko nie wyjaśniając mi wielu ważnych rzeczy. Jako Strażnik miałem pełen dostęp do wiadomości o wszystkim co się tam znajdowało, nawet o korytarzach zapomnianych przez wszystkich oprócz sfinksów. Teraz nie powiedziano mi ani słowa, co stanowiło jej wnętrze, czym było serce tej wyspy ukryte za jej murami. Nie otrzymałem żadnych planów, map, wskazówek ani ksiąg. Mogłem swobodnie chodzić po jasnych korytarzach i wielkich salach, lecz niektóre z nich były zamknięte. Nie powierzono mi żadnych kluczy i nie chciano mnie tam wpuścić. Szczególnie jedna zdawała się mieć ogromne znaczenie. Na jej drzwiach wyryto dziwne znaki, nie znane nawet mnie. Nie wiem co sprawiało uczucie pewności, że tam ukrywa się cała tajemnica, ale czułem to. Wieki na stanowisku dały mi ten zmysł. Nalegałem na otworzenie starych wrót, lecz ludzie byli głusi i tylko się przede mną kryli. Nie mogłem tych drzwi wyważyć, przynajmniej na razie. Nie kiedy naukowcy obserwowali. Jednak prędzej czy później dowiem się. Muszę wiedzieć, aby zrozumieć przynależność owej tajemnicy do wyspy i mieć pewność, że moja praca służy jej, choć była moim więzieniem. 
Nagle moje uszy wychwyciły ciche dźwięki z ciemnego lasu rosnącego parędziesiąt metrów od mojej jaskini. Odwróciłem głowę w tamtą stronę i wspiąłem się na wzgórze chcąc mieć widok na istotę, która wyłowi się spośród drzew. Byłem pewien, że jest to kolejne życie przywiezione wbrew woli na tę wyspę. Stałem tam bez ruchu oczekując obcego. Rozluźniłem mięśnie skrzydeł pozwalając im się delikatnie poruszać na mocnym, chłodnym wietrze. Po chwili zza linii drzew wyłoniła się sylwetka jakiegoś zwierzęcia i istoty na nim siedzącej. Wbiłem w nieznajomych spojrzenie obserwując dokładnie ich ruchy. Nadal stałem jak wykuty w kamieniu czekając na ich kroki. Zauważyli mnie i przystanęli. Dzieliła nas spora odległość, mimo to wypowiedziałem jedno słowo:
-Witajcie.- Od tak dawna nie odezwałem się do nikogo. Widocznie usłyszeli, gdyż postąpili parę kroków do przodu. W mroku oświetlanym dwoma księżycami i ich świtą zauważyłem, że przed lasem stoi koń, a na nim siedzi wysoka kobieta. Teraz czekałem na to, co mają zamiar zrobić, dalej będąc w bezruchu.

<Coela?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz