Postanowiłem, póki jeszcze noc była młoda, nie kierować się jeszcze w stronę Krainy Wiecznego Rozkwitu, ale polecieć nad okrytą ciemnością ziemią, wśród przyjaznego mi mroku, pod okiem księżyca i jaśniejących delikatnym blaskiem gwiazd. Kochałem takie nocne wycieczki, w ciszy i spokoju, nie będąc zauważonym przez nikogo. Może jedynie przez jakichś miłośników nocnych wędrówek, do których zresztą sam należał, o bystrym wzroku, umiejącym przejrzeć panującą czerń nocy.
Wzniosłem się wysoko, przebijając wilgotne chmury przetaczające się dość szybko, pchane silniejszymi podmuchami chłodnego wiatru i na parę chwil zawisnąłem bez ruchu przyglądając się wyglądającym na uśpione lasom, rzekom i jeziorom. Wiedziałem, że jest to jedynie złudzenie. Rozłożyste korony drzew, olbrzymie skały i ciemne wody zakrywały tętniące życie, nawet mimo upłynięcia czasu nazywanego dniem. To właśnie po zmroku dla wielu sworzeń rozpoczynało się prawdziwe życie.
Na mej skórze pojawiły się krople, które prawie od razu ześlizgiwały się po niej i spadały w dół bez najmniejszego dźwięku. Wysunąłem język i posmakowałem nim powietrza, po czym potrząsnąłem głową pozbawiając się wody cieknącej po pysku. Napiąłem mięśnie ciągle tkwiąc w bezruchu, by po chwili jakby skoczyć w dół, z postawy kamiennego posągu przechodząc w szybki lot przecinający ze świstem powietrze. Po drodze kręciłem swym ciałem jak wstęgą rzuconą na pastwę powiewom, w akrobacjach, które wykonywałem niegdyś wraz z Krastacjatą. Mknąłem po niebie ciesząc się przypomnieniem dawnych, dobrych czasów.
***
Kiedy sen opuścił moje ciało, pierwsze co usłyszałem, to lekko przytłumiony śpiew ptaków. Uniosłem szyję przeciągając się i ziewnąłem ukazując różowy język i długie zęby. Odgoniłem mgłę z oczu i wyjrzałem z dna mojej jaskini przez jej szeroki, lecz dobrze ukryty otwór na budzące się słońce. Po niebie rozlewały się kolory od jasnej żółci po ciemny granat. Gwiazdy blakły, a księżyca ujrzeć z tej strony nie zdołałem.
Wróciłem do mojego mieszkania późno w nocy, ale i tak byłem wyspany, dzięki mojej smoczej istocie. Wypełzłem z jaskini kierując się do płynącej w pobliżu rzeki, a kiedy tam dotarłem opłukałem się wodą i poleciałem na umówione spotkanie z Anon.
<Anon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz