Do umówionego spotkania pozostało jeszcze półtorej godziny, więc postanowiłem udać się do Alharisa aby zaprowadzić go na nie i przedstawić innym członkom naszego tajnego ugrupowania. Zastanawiałem się czy i ja poznam na nim kolejną istotę skorą do przeciwstawienia się ludziom, którzy bez zgody wtargnęli siłą w jej życie i wyrzucili ją z bliskich stron, a także czy zaakceptują smoka i przyjmą jego pomoc. Dzięki spędzonemu z nimi czasowi mogłem być tego prawie pewny, ale wątpliwości czaiły się głęboko pochowane na dnie umysłu. Postanowiłem jednak nie roztrząsać tej sprawy tylko zająć się rzeczami ważniejszymi.
Rozpostarłem skrzydła, a na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu spowodowany przyjemnym uczuciem zagarnięcia nimi dużej ilości powietrza i poczucia miotającego piórami ciepłego wiatru. Stałem tak ze cztery sekundy, po czym skoczyłem rozpoczynając krótki bieg poprzedzający wzniesienie się w powietrze. Odbiłem się mocno od ziemi, machnąłem skrzydłami nie czując ziemi pod łapami i zwiększałem powoli wysokość aż w końcu spojrzałem w dół widząc drzewa w postaci małych zielonych punktów. Skierowałem się nad Krainę Wiecznego Rozkwitu mając w pamięci przebytą parę dni wcześniej drogę. Po parudziesięciu minutach daleko pode mną zaczęła królować ciemna zieleń nie opuszczająca ziemi aż po horyzont. W oddali wodospad rzucał spienioną wodę pod swoje stopy przy wtórze ogromnego huku, który z łatwością mogłem sobie wyobrazić, ponieważ z tak dużej odległości nie było szans na usłyszenie prawdziwego dźwięku. W miarę przybliżania się do niego zaczął on do mnie dochodzić coraz głośniej, a kiedy znalazłem się nad wodospadem trudno było usłyszeć własne myśli. Skręciłem w lewo stopniowo oddalając się i obniżając wysokość. Po chwili prawie dotykałem łapami rozłożystych koron prastarych drzew. Wypatrywałem jaskini będącej tymczasowym schronieniem smoka tak mocno, że oczy delikatnie zaczęły dawać znać o swoim zmęczeniu, lecz widziałem, że jeśli chce się znaleźć tę doskonale ukrytą wśród roślin kryjówkę trzeba dokładnie wypatrywać. Opłaciło mi się to, bo po zaledwie paru minutach dostrzegłem wejście i wleciałem przez nie odrobinę zwalniając i lądując bez najmniejszego dźwięku. Alharis z gracją podpełzną ku mnie niczym duży wąż i cofnął szyję przekrzywiając głowę. Zmniejszył się do najmniejszej możliwej postaci, ale i w niej wyglądał na całkiem sporego.
-Witaj, Rohusayo.- skinąłem na powitanie i machnąłem ogonem.
-Nadchodzi czas spotkania, Alharisie. Przyszedłem aby cię na nie zaprowadzić.
-Więc prowadź.- odwróciłem się i dzięki skrzydłom i długim susom wydostałem się na zewnątrz. Smok sunął po kamieniach, bez najmniejszego problemu nadążając za mną. Wzniosłem się w powietrze i skierowałem w stronę miejsca, w którym za parędziesiąt minut wszyscy się spotkamy. Nie oglądałem się na Alharisa, czułem za sobą jego obecność i orzeźwiający zapach jakichś nieznanych mi kwiatów, który zawsze go otaczał. Czasem doleciał mnie jakiś delikatny szept, taki jak przy naszym pierwszym spotkaniu, jednak nie miałem pojęcia czy to Alharis przemawia w tym nieznanym mi języku, czy też może sam wiatr? A może i on i smok prowadzili ze sobą rozmowę mając pewność, że nikt oprócz nich nie zrozumie sensu wymawianych słów? Po za tym na plecach wyczuwałem to dziwne połączenie gorącego wiatru z zimnym, raz po raz ustępującym sobie wzajemnie miejsca, które poznałem przy pierwszym spotkaniu z towarzyszącym mi smokiem. Teraz byłem niemal pewien, że moje wcześniejsze pytania miały w sobie jakiś sens.
Na tych myślach zeszła mi droga. Kiedy nagle opuściły moją głowę zostawiając jedynie rzeczywistość ujrzałem pod sobą ciemno żółty piasek Dzikiej Plaży i falujące przede mną granatowe morze. Dopiero teraz obejrzałem się za siebie. Smok jakby płynął w powietrzu tworząc swoim ciałem ruchy przypominające jakiś posuwiasty taniec. Wpatrywał się w coś pod nami przewiercając obiekt obserwacji uważnym, poważnym spojrzeniem. A raczej obiekty, które okazały się Coelą i jakąś nieznajomą dziewczyną, któej nigdy wcześniej nie spotkałem, lecz miałem wrażenie jakbym już ją widział. Zapewne w przeczytanych przeze mnie aktach w ukrytym pomieszczeniu. Po za nimi nie było jeszcze nikogo.
Obniżyłem lot i po chwili wylądowałem unosząc w górę piasek. Parę sekund po mnie na ziemi osiadł smok, niezwykle delikatnie jak na jego ciało. Podszedłem do Coeli, która chwilę wpatrywała się w wyprostowanego Alharisa, po czym przeniosła spojrzenie na mnie i uśmiechnęła się lekko.
-Witaj.- powiedziałem i przez parę sekund obserwowałem jej towarzyszkę stojącą parę kroków za nią.- Myślę, że nadszedł czas na zawarcie nowych znajomości.
<Coela/ Alvheid/ Shavi/ Enrique?>
Na tych myślach zeszła mi droga. Kiedy nagle opuściły moją głowę zostawiając jedynie rzeczywistość ujrzałem pod sobą ciemno żółty piasek Dzikiej Plaży i falujące przede mną granatowe morze. Dopiero teraz obejrzałem się za siebie. Smok jakby płynął w powietrzu tworząc swoim ciałem ruchy przypominające jakiś posuwiasty taniec. Wpatrywał się w coś pod nami przewiercając obiekt obserwacji uważnym, poważnym spojrzeniem. A raczej obiekty, które okazały się Coelą i jakąś nieznajomą dziewczyną, któej nigdy wcześniej nie spotkałem, lecz miałem wrażenie jakbym już ją widział. Zapewne w przeczytanych przeze mnie aktach w ukrytym pomieszczeniu. Po za nimi nie było jeszcze nikogo.
Obniżyłem lot i po chwili wylądowałem unosząc w górę piasek. Parę sekund po mnie na ziemi osiadł smok, niezwykle delikatnie jak na jego ciało. Podszedłem do Coeli, która chwilę wpatrywała się w wyprostowanego Alharisa, po czym przeniosła spojrzenie na mnie i uśmiechnęła się lekko.
-Witaj.- powiedziałem i przez parę sekund obserwowałem jej towarzyszkę stojącą parę kroków za nią.- Myślę, że nadszedł czas na zawarcie nowych znajomości.
<Coela/ Alvheid/ Shavi/ Enrique?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz