Chwilę po tym wypatrzyłem uchylone nieznacznie okno na drugim piętrze stojącego przede mną wielkiego, kamiennego, złoto-brązowego budynku laboratorium wyróżniającego się spośród wielu pozostałych swoimi kunsztownymi ozdobami oraz ogromną wielkością i wzleciałem w jego stronę, aby niedługo później znaleźć się w wyłożonym czarno-białymi kaflami pokoju. Na jego przeciwległej ścianie znajdowała się wielka mapa całego obiektu i wszystkich pozostałych wraz z ich podpisami oraz rozmieszczeniem wszystkich mieszczących się w nich gabinetów. Pod tym, którym najbardziej mnie zaintrygował zamieszczono nazwę: Embriologia i neonatologia istot magicznych. Wpatrywałem się w swoje odkrycie z pewnością kilka ładnych minut, próbując domyślić się jakim cudem tutejsi naukowcy w tam krótkim czasie poznali tak głęboko skrywany przez nas sekret, jak wiedza o naszych zarodkach i całego rozwoju? Przecież z tego, co było mi do tej pory wiadomo, potrzeba do tego celu wielu lat badań, a oni zajmowali się nami zaledwie parę wiosen, spędzając na każdej odkrytej planecie po góra kilkanaście dni! Czyżby byli w takim razie jeszcze bardziej rozwinięci technologicznie niż ktokolwiek z nas przewidywał nawet w swoich najgorszych koszmarach?
Nim zdążyłem dokończyć swoje rozważania, z podwórka doszedł mnie ledwie słyszalny dźwięk dzwoneczków umieszczonych u wejścia do budynku, co było najlepszym sygnałem do tego bym, jeśli chciałem dalej pozostać przez nikogo niezauważony, czym prędzej stąd uciekał, co też uczyniłem. Co prawda mogłem spróbować uśpić potencjalnego wroga za pomocą magii, ale mój wewnętrzny instynkt i tak podpowiadał mi, że zaraz nastanie nowy dzień, na którego czas powinienem zaszyć się z powrotem w miłym mroku i zimnie swej chatki.
<Rohusaya, a może Alharis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz