Nic za bardzo na tę sytuację nie przychodziło mi do głowy, więc z braku laku zaklęłam tylko siarczyście i otrzepałam się z błota z godnością. A przynajmniej tak to miało wyglądać.
- To była dobra walka. - uśmiechnęła się do mnie Arietes, więc i ja się do niej wykrzywiłam, ale widziałam, że coś ją trapi.
- To nie było przypadkowe spotkanie, prawda? - zapytałam, ruchem głowy wskazując na potężne cielsko leżące w kałuży błota wymieszanego z zielonym szlamem. Kiedy istota jeszcze żyła czułam wyraźnie drgania o dziwacznej częstotliwości, jakie wysyłała. To nie było normalne stworzenie i z pewnością nie powstało takie samo z siebie. Ktoś lub coś musiał to stworzyć lub zmutować... Tylko w jakim celu?
Centaur pokręciła głową.
- Mam wrażenie, że ktoś je tu przysłał.
- Ale po co...? - mruknęłam i zaraz żachnęłam się. - No, na pewno nie na herbatkę.
Przytaknęła, rzucając okiem na stwora.
- Miał zabić... Kogoś. Nie wiem kogo. Może wszystkich. Wszystkie istoty na tej Wyspie? - zamyśliła się i nie zauważyła, że mnie jak zwykle ogarnia wściekłość.
- Ja nawet dotąd nie wiem skąd się tu wzięłam i po co, a ty mi jeszcze mówisz, że teraz chcą mnie jeszcze wyeliminować? To po
soth mnie tu zaciągali?! - piekliłam się, ze złości aż wyrywając sobie pióra, choć nawet pojęcia nie miałam, o jakich "nich" mówię. Po prostu miałam wszystkiego dość, miałam dość, że nie pamiętałam jak się tu znalazłam, miałam dość, że nie wiem jaki to świat, miałam dość, że jakieś dziwacznie drgające stwory próbują mnie zabić. Miałam tak bardzo dość, że gdy Arietes położyła mi rękę na opierzonym ramieniu nawet na nią nie spojrzałam tylko wyprowadziłam cios prosto w szczękę. Oczywiście wszystko na nic, bo pani centaur zgrabnie się uchyliła, unosząc tylko brew pod moim adresem.
- Uspokój się, wyklinanie kogoś, o kim nawet nic nie wiemy nic ci nie da. Powinnyśmy się raczej skupić na odnalezieniu tych, którzy wysłali to coś. - wskazała na truchło, ale nie chciałam na nie patrzeć. Zamiast tego wpatrywałam się w centaur jak w obrazek.
- Niby jak...? - mruknęłam i zachwiałam się. Przestąpiłam z nogi na nogę. Nienawidziłam tego poczucia niemocy, gdy wściekłość mnie opuszczała i zostawiała po sobie tylko dezorientację. Czułam się bezsilna, a to mnie wściekało i tak w kółko. Wściekłość to moje paliwo.
Wyślizgnęłam się z uścisku Arietes i przeszłam parę kroków, unosząc wysoko skrzydło. Na ten znak na moim przedramieniu usadowił się Ier, słuchając się mnie jak nigdy. Postałam chwilę, patrząc się w przestrzeń i rozmyślając. Arietes czekała, wymieniając spojrzenie ze swym 'lenim towarzyszem. Wróciłam do niej, opierając dłonie o biodra.
- No dobra, pani centaur. Nie wiemy, czy ten stwór był tu tylko po nas...
- Nie wiemy. - przytaknęła.
- Nie mamy pojęcia jak to sprawdzić...
- Nie mamy...
- Ale,
soth, chyba jakoś musimy. - wyprostowałam się i posłałam jej znaczące spojrzenie. Złapała je i uśmiechnęła się, poprawiając pasek torby i także stając w pełnej gotowości.
- Oczywiście, że musimy sprawdzić, kto go przysłał. Mieszkańcom Wyspy mogłoby grozić niebezpieczeństwo, gdyby się okazało, że takich jak ten tu jest znacznie więcej. - pogrzebała kopytkiem w ziemi i obejrzała się na Kuantosa, a następnie zerknęła na Iera. Uniosła brwi.
- Uważasz, że powinnyśmy iść same?
Nasi towarzysze natychmiast zaprotestowali, ale ja tylko machnęłam skrzydłem, ucinając dyskusję, zanim się zaczęła.
-
Mi amiga, najpierw to my musimy znaleźć sposób na odkrycie skąd ten stwór pochodzi. Nawet nie wiemy dokąd mamy iść,
sacrebleu... - burczałam pod nosem w innych językach, całkiem bezwiędnie, ale Arietes natychmiast pojęła o co chodzi i z pewnym obrzydzeniem na twarzy uklękła obok truchła leżącego w błocie.
- Jak to zbadać? Chyba nie posiadamy takiego sprzętu...
Uklękłam w błocie obok niej. Czy też raczej kucnęłam, jeszcze nie widziałam klęczących ptaków.
- Może gdyby udało mi się jakoś zapamiętać częstotliwość jego drgań...
- Drgań?
- Tak, każda istota drga z inną prędkością i takie tam. Ja te drgania wyczuwam. Znam już drgania centaurów, gdyż na moim świecie była nim moja matka. Oczywiście, nie do końca, więc drgania były minimalnie inne, ale za długo by tłumaczyć - wiadomo, o co chodzi.
Chwilę ślęczałyśmy nad cielskiem potwora. Próbując opanować drżenie z obrzydzenia starałam się jakoś dotknąć stwora, ale nie mogłam się przemóc i ostatecznie tylko wisiałam z podniesionym skrzydłem nad jego pokrytą śluzem skórą, dopóki Arietes nie przewróciła oczami i nie złapała mnie za rękę, przyciskając ją do oślizgłego trupa. Pisnęłam zupełnie jak nie ja i spróbowałam się wyrwać, ale przestałam, gdy tylko dotarło do mnie echo drgań stwora, wciąż obecne w stygnących mięśniach. Naraz zobaczyłam bladą ścieżkę drgającą tak samo, prowadzącą do jaskini, w której stwór krył się, gdy się na niego natknęłyśmy.
- Arietes? - mruknęłam, czując, że powoli wypełnia mnie euforia, gdy wokół wyczuwałam coraz więcej drgań, tworzących drogę, jaką pokonywał stwór, aby się tu dostać. Nie był to zapach, więc deszcz nie zmył tych śladów, raczej można by to nazwać powidokiem "życia" stwora.
- Tak? - dziewczyna szukała wzrokiem w miejscu, na które się patrzyłam, ale ona nie wyczuwała tych drgań.
- Widzę skąd przyszedł. Mamy to! - skoczyłam na równe nogi razem z Arietes i przybiłam jej piątkę, choć centaur wciąż wydawała się lekko zdezorientowana.
- Jasny gwint! Więc w którą stronę?
Ucieszona spojrzałam w las, gdy nagle zorientowałam się, że nie wyczuwam już słabych drgań stworzenia.
- Co do
hep?
Znów pacnęłam stwora w rozdętą łopatkę. Czułam drgania. Oderwałam dłoń. Nic. No świetnie.
- Cudownie... - jęknęłam. - Chyba musimy zabrać to ze sobą... Albo choć kawałek. Tylko kiedy go dotykam czuję jego drgania.
Ze zgrozą wpatrzyłyśmy się obie w wielkie truchło.
<Arietes? Wybacz, że po tak długim czasie.>