- Odkąd pamiętam, lasy były mym domem. - zwierzyłam się mojemu towarzyszowi, długimi nogami machając od niechcenia, gdy siedziałam na poręczy mego Kompleksu, wpatrując się w tak oddalony w tej chwili ode mnie ląd. Posłałam Ierowi spojrzenie z ukosa. - A jak było z tobą?
To pytanie zadawałam już chyba dziesiąty raz na przestrzeni kilkunastu ostatnich dni, podczas których miałam wątpliwą przyjemność spędzać każdą wolną chwilę z młodym rarogiem. Który, w dodatku, patrzył się na mnie w tej chwili bez słowa. Nagle rozpostarł skrzydła, wydał z siebie nic mi nie mówiący skrzek, po czym zapikował w dół, tuż nad ziemią korygując lot. Szybko zniknął gdzieś za drzewami i tyle go widziałam. Zirytowana, pokręciłam głową. Nieprzerwanie próbowałam dowiedzieć się czegoś o mym towarzyszu, jednak ten ciągle zbywał mnie niecierpliwym popiskiwaniem, którego znaczenia nie rozumiałam, pomimo wiedzy o tylu językach, w tym także tych zwierzęcych. Irytował mnie. Oczywiście, czasami zdarzały się dni, gdy całkiem przyjemnie spędzaliśmy czas na polowaniach, lecz nie tego pragnęłam. Musiałam się stąd wydostać, lecz jak mogłam to zrobić, nie wiedząc nawet jak się tu znalazłam, ani nie znając swego jedynego towarzysza niedoli? Oh, oczywiście widywałam tu inne istoty. Nie wiedziałam, kim są, miałam jednak pewność, iż one także zdają sobie sprawę z mojej obecności na tej wyspie, której rozległe tereny wciąż badałam z bezpiecznej odległości, z powietrza. Choć nie miałam pojęcia, co tu robię ja, ani inne istoty mi podobne, czułam, iż nie są mi one wrogie - a nawet mogłam posunąć się w tych rozważaniach dalej, nazywając ich moimi sojusznikami i towarzyszami w tej pułapce, w jakiej wszyscy siedzieliśmy. Jednak nawet pomimo tego nie czułam, abym chciała się w danej chwili z nimi zadawać. Nie zakłócali oni mojego spokoju, raczej każdy zajmował się sobą, ale ja wolałam najpierw wybadać grunt, zanim komukolwiek na tej wyspie ukażę swoje prawdziwe oblicze. Długo musiałabym kogoś znać, oh, naprawdę długo, by w pełni mu zaufać. Oni wszyscy, te istoty... Na ten czas wolałam ich obserwować, zdając sobie sprawę, iż i ja jestem obserwowana.
Westchnąwszy, wspięłam się na drewnianą, popękaną od deszczu barierkę, szponami wyszukując natychmiast takie miejsca, by móc sprawnie i szybko odbić się od powierzchni, bez tego całego zbędnego ślizgania się i potykania. Następnie rozejrzałam się, mrużąc oczy, aby ochronić je przed słońcem, które bądź co bądź niezbyt mogło przebić się przez gęste poszycie drzew, jednak w niektórych miejscach miałam nad sobą jedynie czyste, błękitne niebo. Znajdowałam się naprawdę bardzo wysoko wśród drzew, tam, gdzie mogłam poczuć się tak, jakbym nigdy Kurhanu nie opuściła. Wdychając z rozkoszą rześkie, mroźne powietrze, potoczyłam bystrym niczym górski potok wzrokiem po odległych wyżynach, nizinach, lasach i dolinach, które roztaczały się po całej wyspie. Czasem, w chwilach takich jak ta, jednocześnie dochodziłam do wniosku, że może wcale nie będzie tu tak źle, że może uda mi się o tym miejscu powiedzieć: "Tu jest mój dom."... W tym samym czasie w moim umyśle kołatały się myśli: "To nie jest PRAWDZIWY dom. On został daleko, daleko w gwiazdach. I choćbyś nie wiem jak chciała, już nigdy tam nie wrócisz."...
Otrząsnęłam się, strosząc pióra, rozgoryczona. Nie mogłam się uwolnić od tych myśli... Mogłam jednak choć na chwilę zapobiec ich powrotowi. Rozłożyłam zatem szerokie, pierzaste skrzydła, każdą komórką ciała czując przejmujący chłód i lekki wiatr, hulający po okolicy, po czym runęłam do przodu. Wiatr smagał moją twarz, szarpał za maskę z ptasim dziobem i szkarłatną niczym krew togę, gdy leciałam na spotkanie ziemi, ze skrzydłami niedbale złożonymi do tyłu. Tuż nad ziemią rozłożyłam je gwałtownie, dzięki długim lotkom w ogonie sprawnie wymijając wszystkie okoliczne drzewa. W niezwykle szybkim tempie udało mi się pokonać Mglisty Las i wypaść na niewielką polanę, która wyglądała jak element krajobrazu wyjęty spod pióra bajarzy. Choć zima odcisnęła na tym miejscu swoje piętno, nawet dla mnie wydało się ono być piękne. Oczarowana, wylądowałam w pobliżu zgiętego do samej ziemi drzewa, masywnymi skrzydłami wytwarzając mini zamieć, gdy podmuchy powietrza podniosły zalegający na trawie śnieg. Zginając skrzydła, aby było mi wygodniej, uklęknęłam - na tyle, na ile ptaki mogą klęczeć - wśród śniegu i w dłonie nabrałam nieco lodowatego w dotyku puchu. Nie zdążyłam się nim jednak nacieszyć, gdyż obok mnie, na pniu kłaniającego się drzewa wylądował nagle sokół, skrzecząc przeraźliwie. Zmierzyłam go ponurym spojrzeniem, zirytowana, że przerwał mi w takiej chwili. Ptak jednak nic sobie z tego nie robił. Piszczał coś pod nosem w swoim języku, jednak ja, nie mogąc zrozumieć z jego paplaniny ani słowa, machnęłam tylko skrzydłem, aby go odpędzić. Oburzony, że wyganiam go jak kurę, tylko podskoczył parę razy w miejscu, aby uniknąć ciosu lotką w dziób i dalej skrzeczał, jednak teraz z wyrzutem widocznym w czarnych oczach. Miałam go dość. Jeśli chciał mi coś powiedzieć lub pokazać, to robił to w wyjątkowo nieprzyjemny i irytujący sposób.
Nagle zalążek pomysłu zaświtał mi w głowie. Uciszając raroga niecierpliwym machnięciem skrzydła, wskoczyłam na to samo drzewo, myśląc intensywnie. Jego zaciekawione choć nieco obrażone spojrzenie zignorowałam.
- A gdyby tak... - mruknęłam na głos, co ogólnie było do mnie nie podobne, zresztą tak samo jak to, że nie zareagowałam na popędzającego mnie ciągnięciem za togę sokoła. Spojrzałam na niego z ukosa, na co przechylił łebek, jakby pytająco.
- Mam pewien pomysł. - uniosłam brwi. - I mów co chcesz, ale jest to hav dobry pomysł.
Nie czekając na zamyślonego ptaka, rozłożyłam skrzydła, o mało nie zbijając nimi raroga z nóg, po czym odbiłam się, wyskakując na 5 metrów w górę i poszybowałam w wypatrzonym przeze mnie wcześniej kierunku. Właściwie nie do końca wiedziałam, gdzie mogłabym takiej osoby szukać, jednak skoro już postawiłam to sobie za cel, nie mogłam odpuścić.
Musiałam nauczyć się języka sokołów.
<Czy ktoś byłby chętny pomóc Sokolnik zrozumieć jej sokoła? Lub znaleźć kogoś, kto potrafiłby w tym języku rozmawiać?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz